niedziela, 16 kwietnia 2017

Rozdział 35

...instynkt samozachowawczy zareagował stanowczym „CZY TY JESTEŚ NORMALNA?”...


Przeklęte lochy… Przeklęci Ślizgoni… Przeklęte eliksiry… Przeklęty Snape i jego głupie pomysły… Mruczała po drodze do gabinetu swojego profesora. Do tego przeklęte wypracowania i te przeklęte dębowe drzwi o grubości, co najmniej ścian frontowych, tego przeklętego zamku…
Zapukała w nie lekko mając nadzieję, że jednak jej nie usłyszy i będzie mogła w spokoju uciec do Pokoju Wspólnego. Miała tez nadzieję, że jeszcze go nie ma, chociaż z wyjściem z obiadu poczekała, aż jej profesor wyjdzie, plus dziesięć minut dla pewności, że dotarł to tych swoich zimnych, zatęchłych lochów. Tak jej się chciało tu przebywać po lekcjach, że to aż nieprawdopodobne. I jeszcze te kretyńskie komentarze dwóch rudych klonów: I tak siedzisz w tych lochach… Prawie tam trafiłaś… W sumie pasujesz do tych lochów, nie narzekaj… A niech ich Merlin kopnie. Pokój Wspólny Ślizgonów, a te wstrętne korytarze to duża różnica. A poza tym, nie musiała by przebywać w gabinecie profesora Snape’a. To nie było zabawne… Starasz się człowieku na tych lekcjach, wykonujesz te eliksiry, nic nie wysadzasz w powietrze, nie tworzysz śmiertelnie groźnych oparów, które mogłyby zabić całą klasę (tak jak pewien Puchon. Biedny naprawdę miał pecha, bo umiejętności mu nie brakuje). I co masz za to wszystko: „Minus pięć dla Gryffindoru i wypracowanie na trzy stopy pergaminu to tym eliksirze, Black”. Ciekawe, co by się stało, gdyby cos zepsuła? Śmierć przez utopienie w kociołku, to by napisali na jej akcie zgonu, z pewnością.
-Wejść!
                Prawie podskoczyła na zimny głos dochodzący zza drzwi. Tak się zatraciła w swoich- idiotycznych, co prawda- przemyśleniach, że zapomniała, gdzie jest. Nic takiego nie mogło się więcej zdarzyć. Powoli złapała za zimną klamkę i popchnęła drzwi. Wbrew jej podejrzeniom nie zaskrzypiały. To dawało jej po raz kolejny do myślenia. Prawie wszystkie drzwi w tym zamku skrzypią, a te nie. Ile razy by tam nie wchodziła, nie zaskrzypiały ani razu. To było, co najmniej dziwne.
-Dzień dobry, panie profesorze- powiedziała zamykając drzwi.
-Hmm…-usłyszała tylko.
                Spojrzała na profesora, który zamaszystym ruchem stawiał wielkie, O, które był widać z jej punktu widzenia. Jak cały Hogwart słyszała o tym, że nie miał on dziś najlepszego humoru, dlatego wszyscy schodzili mu z drogi.
-Masz tą pracę, Black?- warknął, podnosząc głowę znad pergaminu.
                Powoli wyjęła wypracowanie z torby i również niezbyt spiesznie położyła je na biurku tuż przy Snapie, na co jej instynkt samozachowawczy zareagował stanowczym „CZY TY JESTEŚ NORMALNA?”.
-Proszę, profesorze- powiedziała oddalając się na stosowną i bezpieczną odległość.
-Możesz iść- warknął ponownie rozwijając jej pergamin.
-Do widzenia, profesorze.
                Delikatnie, żeby nie daj Merlinie nimi nie trzasnąć, zamknęła te przeklęte drzwi. Ten dzień wyjątkowo jej się dłużył i teraz marzyła tylko o położeniu się na łóżku w pozycji rozjechanej żaby, ciszy i dobrej książce. Miała zamiar urzeczywistnić swoje marzenia zaraz po powrocie do Wieży Gryffindoru. Uśmiechając się lekko ruszyła w jej stronę.

^.^ ^.^ ^.^ ^.^ ^.^ ^.^ ^.^ ^.^
         
Niewątpliwym zwrotem akcji jest to, że jednak niedane jej było spełnić swych niewinnych, dziecięcych marzeń o odrobinie spokoju. Gdy tylko przekroczyła przez portret od razu dorwała ja Hermiona, która była, co najmniej w tak dobrym humorze, jak pozostawiony w lochach Snape. Warczała coś nie do końca zrozumiałego o byciu nieodpowiedzialnym gówniarzem i jeszcze coś o człowieku bez serca i rozumu (swoją drogą słownictwo, na co dzień niesłyszane z ust panny Granger).

                Zaciągnęła ją do ich dormitorium, posadziła na łóżku zaciągnęła kotary i zaczęła swoją tyradę. Warto wspomnieć, że w stanie skrajnego wzburzenia ta mała osóbka wyrzucała z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego.
-Ej, ej, ej… Z twojej wypowiedzi zrozumiałam tylko, że ktoś jest skrajnie nieodpowiedzialny i że naraża nasze życie i swoje też, ale to się kupy nie trzyma, więc weź głęboki oddech, najlepiej trzy, i zacznij od początku.
-Harry wczoraj podsłuchał rozmowę profesora Snape’a z profesorem Quirrell’em w Zakazanym Lesie…
-Czyli to o skrajnej nieodpowiedzialności to o nim-mruknęła do siebie, Ros.
-…i z tego, co usłyszał wnioskujemy, że to on chce ukraść kamień- zakończyła. Była cała czerwona, a jej wypowiedź zaskakująco krótka, z czego można wnioskować, że wcześniej dodała wiele słów, których teraz nie miała odwagi powtórzyć.
-Jaki „on”?- zapytała nie do końca rozumiejąc.
-No profesor Snape- wyjaśniła patrząc na nią jak na idiotkę.
-I, co się tak patrzysz, z wami to nic nie wiadomo- mruknęła.
-Oj, daj spokój…-mruknęła szatynka uderzając przyjaciółkę w ramię.
-Dobra opowiadaj lepiej, co ten Potter podsłuchał- zadecydowała blondynka
                Hermiona zaczęła streszczać to, co opowiedział im Harry. Jednak streszczenie w wydaniu panny Granger nie wyglądało jak stworzone przez przeciętną dwunastolatkę, nawet nie jak przeciętna dwudziesto czy trzydziestolatkę, bardziej jak typowej humanistki. Między opowieść dodawała swoje spostrzeżenia i komentarze. Było to raczej męczące, gdy próbowało się wyłapać suche fakty, jednak Rosalin w żaden sposób tego nie skomentowała. Gdy Hermiona zakończyła swój monolog spojrzała na nią z takim politowaniem, że szatynka zmarszczyła brwi.
-Co?- fuknęła.
-Zaczynam wątpić w wasz zdrowy rozum, naprawdę…-mruknęła- I ty naprawdę myślisz, że profesor Snape chce ukraść ten głupi kamień?
-Głupi kamień?! Czy ty, aby na pewno jesteś normalna?- wzburzyła się Hermiona.
-Daj spokój, co on daje takiego? Nieśmiertelność? Kto chciałby żyć wiecznie, proszę cię? Eliksir Życia, czyli pośrednio ten kamień, nie daje wiecznej młodości czy chociażby tego wieku, w którym człowiek zaczyna go spożywać. Daje tylko nieśmiertelność, a my się starzejemy. Myślę, że kojarzysz mitologiczną opowieść o Eos i Titonosie. Biedak, starzał się tak długo, że prawie usechł, dopiero Zeus się nad nim zlitował. Szczerze powiedziawszy nie chciałabym zobaczyć teraz Nicolasa, bo jak on może wyglądać? Taki na przykład nasz dyrektor: ma już lekko ponad setkę, chociaż sam jeden Merlin raczy wiedzieć ile dokładnie i wygląda jak dziadek. A Flamel? Przecież on ma ponad sześćset lat, to musiało odbić się na jego wyglądzie, sprawności fizycznej, na Godryka, na jego sprawności umysłowej. Nie można od tak igrać sobie ze śmiercią, to nie jest zabawa. Każdy musi kiedyś umrzeć, a pragnienie wiecznego życia jest na prawdę bezsensowne. Dlatego też uważam, że ten cały kamień to wynalazek totalnie bezsensowny.
                Skończyła swoją wypowiedź z wypiekami na twarzy. Podczas niej wymachiwała rękami, że Hermiona musiała się od niej odsunąć, żeby nie dostać przypadkiem w twarz. Patrzyła na nią wielkimi, brązowymi oczami w wyrazie całkowitego zdziwienia. Była to reakcja całkowicie adekwatna do sytuacji.
-Nie sądzisz, że przesadzasz?- zaryzykowała.
-Czy chciałabyś żyć wiecznie?- to było najprostsze pytanie, a jednocześnie najtrudniejsze pytanie, jakie mogła jej zadać.
-Ja…-zawahała się-…jaaa nie wiem… Raczej…raczej nie-wyjąkała ostatecznie.
-Oj Hermiono, Hermiono…
                               Nie dyskutowały więcej na ten temat. Rosi widziała, że dała przyjaciółce do myślenia, a Hermiona przekaże to dalej. Obie dziewczyny zabrały swoje podręczniki i skierowały się do biblioteki, żeby w spokoju się pouczyć.

^.^ ^.^ ^.^ ^.^ ^.^ ^.^ ^.^ ^.^

-Nie bądź śmieszny, Draco…- zaśmiała się Rosalin.
Szli właśnie pustym korytarzem wracając ze spaceru, na który uparł się Dracon. Marudził jej cały dzień, że ma jakąś sprawę i niestety ją miał.
-Dlaczego ty mi nie wierzysz?- zjeżył się chłopak.
-Bo to komiczne- ucięła.
-Sama jesteś komiczna, a ten szalony półolbrzym naprawdę trzyma w domu smoka- uniósł się.
Dziewczyna rozejrzała się szybko do około, sprawdzając czy przypadkiem nikt tego nie słyszał.
-Ciszej idioto, cała szkoła nie musi o tym słyszeć- zganiła go.
-Czyli mi wierzysz?-zapytał z nadzieją.
-Tego nie powiedziałam…-widziała jak jego entuzjazm szybko przygasł- Komuś jeszcze o tym mówiłeś?- zapytała po chwili.
-Tja… Blaise’owi i Teodorowi- mruknął posępnie.
-Biorąc pod uwagę twój entuzjazm stawiam na to, że uwierzyli ci tak samo jak ja- zachichotała.
-I, co się tak bawi, Black?- warknął.
-Ty, Malfoy- odpowiedziała zgodnie z prawdą.
 -Jesteś niemożliwa- westchnął. Po chwili na jego twarzy zagościł złośliwy uśmiech- Ćwiczyłaś na Zaklęcia?- zapytał udając niewiniątko.
-Och, odczep się, to był wypadek- broniła się, jednocześnie szturchając go łokciem w żebra.
-Przestań-rzucił z udawanym wyrzutem na jej atak-Przecież to biedne, niczemu nie winne piórko stanęło w płomieniach- zaśmiał się.
                Zacisnęła delikatnie szczęki. Nie było jej winą, że to głupie zaklęcie powiększające nie zadziałało, chociaż można powiedzieć, że zadziałało, tylko nie tak jak trzeba. Tak jak reszta klasy dostała piórko, razem ze wszystkimi dokładnie ćwiczyła wymowę zaklęcia i ruch różdżką, ale kiedy przyszła kolej na czarowanie- spaliła je. Po prostu… Widziała, że profesor Flitwick nie był zadowolony z jej poczynań. Z resztą, sama nie była z nich zadowolona. Kiedy ćwiczyła-tak jak nakazał profesor, wszystkim, którym się nie udało- efekty były takie same jak na lekcji. Biegała do sowiarni po kolejne i kolejne pióra, a efektów widać nie było. Najbardziej przerażało ją to, że jutro mieli Zaklęcia, a ona po raz kolejny zrobi z siebie umysłową kalekę. Dodatkowo Hermiona na pewno nie da jej nawet chwili wytchnienia. Wpadła w przedegzaminowy trans i wszystkich ganiała do nauki. Nawet Evan jej tak nie cisnął jak ten Gestapowiec. Mimo wszystko nic nie mówiła, bo wiedziała, że szatynka ma trochę racji.
-Czepiasz się mnie, a sam przećwiczyłbyś Transmutację- odpyskowała.
-Ej, od mojej Transmutacji to ty się odczep, bo to był jednorazowy wypadek- sprzeciwił się.
-Tssssa…- zaśmiała się wesoło.
                Na Transmutacji, tak jak na Zaklęciach ćwiczyli na piórkach. Zaprzątało to myśli wielu uczniów, no, bo dlaczego wszędzie są te piórka, czyżby jakaś sowa rozwaliła się o okno, jednak profesor McGonagall skierowała ich myśli z powrotem na właściwe tory. Mieli za zadanie zmienić to nieszczęsne pióro na miotełkę do kurzu, swoją drogo konspiracyjnie stwierdzili, ze Filch połamał już wszystkie, próbując trafić nimi w uczniów i są mu potrzebne kolejne. Rosalin poszło zdecydowanie lepiej niż na Zaklęciach, za to szanownemu panu arystokracie już nie. Tego, co on uczynił nie dało się w żaden sposób nazwać. Profesorka musiała spalić to zaklęciem, bo nie mogła w żaden sposób tego naprawić. Wtedy Balise szepnął, że wystarczyło poprosić Rosi o rzucenie prostego Engorio i piórko samo by spłonęło. Spojrzycie, jakim została obdarzona przez głowę swojego domu nie wróżyło nic dobrego. Uśmiech z powodu porażki Malfoy’a zamarł jej na ustach, spłoniła rumieńcem i spojrzała na swoje spleciona palce. Zabini, po tej lekcji, dostał chyba największą burę w swoim życiu.
-A McGonagall, to przypadkiem cię już nie dorwała?- zapytał, żeby się odgryźć.
-Jeszcze nie, na szczęście dla tego kretyna, Blaise’a- odpowiedziała ze śmiechem.
-I ty jeszcze się śmiejesz? Nie boisz się, że zginiesz?-zapytał z udawaną grozą.
-Nie przesadzaj, jutro na lekcji użyję tego głupiego zaklęcia idealnie i będzie po problemie- mrugnęła do niego.
-Tja, na pewno-zachichotał.
-Skoro tak się boisz profesor McGonagall to lepiej poćwicz sobie przed następną lekcją- dodała jeszcze.
-Już mam umówionego prywatnego nauczyciela- wyszczerzył się.
-Kogo niby?
-Teodora.
-A on o tym wie?
-Jeszcze nie, ale zaraz się dowie.
                Wspólnie wybuchnęli śmiechem stając na rozstaju ich dróg. Draco skierował się korytarzem w prawo, a Rosi złapała schody
-Pozdrów chłopaków-krzyknęła za nim.
-Jasne, a ty nie musisz nikogo pozdrawiać-odpowiedział.
-Oczywiście- mruknęła już do siebie i wesołym krokiem, pozdrawiając portrety, udała się na misję zwaną „Nauka z Hermioną Granger”.




Wesołych Świąt!
W te święta życzę wam wszystkiego dobrego, zdrowia, szczęścia i czego sobie życzycie.
Przychodzę do was z dobrą nowiną i z nowym rozdziałem.  Miał być dłuższy, miał być też zdecydowanie wcześniej. Mam jednak coraz więcej czasu (tak mi się wydaje) i powinnam częściej coś skrobać. Chociaż ostatnio po głowie chodzi mi nowy projekt wyrzucający z niej Rosalin, ale postaram się je pogodzić.
Rozdziały będą pojawiały się co miesiąc w pierwszą sobotę lub niedzielę miesiąca.
Miło by też było zobaczyć komentarze pod tym postem ;)
Pozdrawiam
~Książkoholiczka Black