wtorek, 31 maja 2016

Rozdział 25

Niech się połamią...

 
   Dwunasty września był chyba najgorszym dniem do jakiegoś roku, a na pewno od  początku szkoły. Nie dość, że był to pierwszy spędzony poza domem, znienawidzony przez Rosi dwunasty, to jeszcze rozpoczynały się lekcje latania. Nie podobało jej się to i to bardzo, ale nic nie mogła poradzić. W "dwunastki" jej zdyscyplinowane ciało i umysł robiły sobie wakacje.
   Jedenastego wieczorem dziewczyna patrzyła na budzić. Była stuprocentowo pewna, że i tak nie usłyszy, jak przedmiot będzie dzwonił. Kolejny raz w swoim życiu maiła rację...
-Rosi wstawaj- usłyszała głos, który na pewno nie należał do jej mamy. Dodatkowo poczuła, że ktoś ją szturcha- No rusz się, Rosi...
            Powoli uchyliła jedno oko, ale szybko je przymknęła. Oślepiło ją okrutne światło poranka, które bezlitośnie wpadało wprost do jej oka. Zdążyła jeszcze zobaczyć szopę brązowych włosów pochylonych nad jej głową.

-Niby taki ranny ptaszek, ale jak trzeba cię budzić, to dziesięć minut- zaśmiała się Hermiona- Na którą ustawiasz budzik, żeby wstać?
-Godzinę przed czasem wstania- mruknęła cicho blondynka. Chciała, żeby zabrzmiało to groźnie, ale wyszło to tak, jakby ktoś zacisnął jej gardło.
-Dobrze się czujesz?- zapytała z troską szatynka.
-Tak- skłamała ochryple- Czasem łapie mnie takie niby-przeziębienie- wymyśliła szybko.
-Niby-przeziębienie?- powtórzyła ze zdziwieniem.
-Tak. Jestem wtedy trochę osłabiona i naprawdę nic mi się nie chce- wyjęczała.
-Oj, biedactwo- powiedziała z uśmiechem panna Granger. Złapała przyjaciółkę za ręce i podniosła do pozycji siedzącej- Pomóc ci w łazience, czy dasz sobie radę?- zapytała z udawaną troską, ale jej czekoladowe oczy śmiały się.
-Dziękuję za wsparcie. Jeśli ci w świecie czarodziei nie wyjdzie, to możesz pracować, jako mugolskim psycholog- wyjęczała wychodząc z łóżka.
            Słońce świeciło jej mocno w oczy. Pod nosem wyszeptała kilka nieprzyzwoitych słów, które usłyszała gdzieś podczas spacerów po Nowym Jorku. Chociaż musiała przyznać, że jej mama umiała czasem puścić wiązanki, a i Evan nie był oszczędny w używaniu łaciny podwórkowej.
            Weszła pod prysznic, aby rozbudzić mięśnie, które nie mają ochoty funkcjonować. Chciała też, dzięki wodzie, uwolnić umysł od wspomnień i irytujących myśli. Nie bardzo jej się to udało, ale kiedy wyszła z pod prysznica nadawała się do funkcjonowania przy ludziach. Może i nie tryskała codziennym humorem, ale mogła złożyć to na zmęczenie i niby-przeziębienie.
            Niespiesznie wyszła z łazienki. Przywitała ją uśmiechnięta Hermiona, która podała jej torbę.
-Ruszaj się, ruszaj, bo się spóźnimy- zaśmiała się i pociągnęła przyjaciółkę za rękę.
            W Wielkiej Sali byli chyba już wszyscy. Gryfonki usiadły na swoich stałych miejscach. Hermiona wyjęła z torby książki o quidditchu, które skrupulatnie zbierała od soboty. Zaczęła czytać i opowiadać różne wskazówki, czym zanudzała wszystkich, prócz Neville’a, który łowił każde jej słowo.
            Rosi sparowała jedną kromkę masłem dobre pięć minut. Z odrętwienia wyrwał ją głos Harry'ego.
-Bo dziurę w tym toście zrobisz- zaśmiał się.
            Odpowiedziała mu niemrawym uśmiechem i sięgnęła po dżem. Do końca śniadania nie zdążyła zjeść tej kanapki. Siedziała i nie robiła nic. W krótkie chwile powrotu do rzeczywistości cieszyła się, nie musi wysłuchiwać nudnego wykładu przyjaciółki. Widziała wtedy utkwione w nią oczy, które prosiły, aby zabrała stąd szatynkę.
-Miona, zjadłaś już?- zapytała.
-Tak- odpowiedziała dziewczyna nie odrywając oczu od książki, którą miała na kolanach.
-To chodź. Pójdziemy wcześniej do sali.
-Nie było jeszcze poczty- odpowiedziała.
-Ja się listu nie spodziewam, a ty?
-No, też nie.
-To chodź.
           Zobaczyła uśmiechy posyłane w jej stronę. Udało jej się podnieść jeden kącik ust, ale za uśmiech nie wziął  tego nikt. Nie zdążyli, jednak, zapytać, bo dziewczyny zniknęły za drzwiami.

♫♫♫

            O trzeciej trzydzieści Gryfoni i Ślizgoni zebrali się na błoniach niedaleko boiska. Pogoda była idealna do latania, wręcz podręcznikowa. Niebo było czyściutkie, wiał leciutki wiaterek do strony Zakazanego Lasu. Zobaczyli leżące w równym rzędzie dwadzieścia mioteł.
           Pojawiła się też pani Hooch, nauczycielka latania. Nie powiedziała nawet dzień dobry tylko od razu wrzasnęła:
-Na co czekanie? Niech każdy stanie przy miotle, szybko- rozejrzała się po uczniach swoimi żółtymi oczami jastrzębia i powiedziała- Wyciągnąć prawą rękę nad miotłą i krzyknąć "Do mnie"!
           Wszyscy uczniowie, jak jeden mąż krzyknęli "Do mnie". Miotła Rossi nawet się nie zastanawiała tylko śmignęła w pewną rękę dziewczyny. No, no, no, bardzo dobrze. Chociaż miotła się mnie słucha pomyślała i rozejrzała się po innych uczniach. Miotły wielu osób, albo nie zrobiły nic, albo potoczyły się po trawie. Widziała pyszałkowaty uśmiech Dracona, który trzymał miotłę w ręku. Również Harry trzymał latający przedmiot. Jeszcze paru osobom się udało, ale był to niewielki odsetek.
          Pani Hooch kazała im posiąść miotły. Chodziła i poprawiała osoby, które robiły to źle. Przechodząc obok panny Black kiwnęła z akceptacją świdrując ją swoimi żółtymi oczami jastrzębia.
          Wydała jasne i proste instrukcje. Na dźwięk gwizdka uczniowie mieli odepchnąć się mocno od ziemi, utrzymać równowagę, wzlecieć kilkanaście stóp w górę i wylądować. Wszystko szło ładnie, ale Neville tak się wystraszył, że wystartował jeszcze przed gwizdkiem.
         Leciał w  zawrotnym tempie. Wszyscy patrzyli, jak chłopak, biały jak ściana, spogląda na ziemię z przerażeniem w oczach.
-Spadnie za trzy...- zaczęła cichutko Ros, obojętnym głosem- dwie... jedną....
        ŁUP! Zobaczyli, jakby w zwolnionym tempie, jak Neville uderza o ziemie. Przez jedną długą chwilę nikt się nie ruszał, nikt nie oddychał. Z letargu pierwsza uwolnił się pani Hooch. Szybko podeszła do Gryfona.
-Złamany nadgarstek- zawyrokowała. Maskowała drżenie głosu, ale była blada tak samo jak Longbottom- Macie tu zostać!- krzyknęła do uczniów-Jeśli ktoś ruszy miotłę, wyleci z Hogwartu szybciej niż zdąży powiedzieć "quidditch".
      Odwróciła się w stronę zamku i odprowadziła Gryfona. Ledwo zdążyli zniknąć im z oczu, a Draco zaczął się śmiać.

-Widzieliście go? Zbladł jak płótno. Pewnie nie będą mogły go znaleźć kiedy położy się na łóżku w Skrzydle Szpitalnym, bo wtopi się w tło- wszyscy Ślizgoni zaczęli się śmiać, jakby był to żart kwartału.
-Nie świruj, Malfoy- warknąła nieprzyjemnie Parvati.
-Co, Patil, bronisz go? Może ci się podoba?- zaczęła się śmiać Pansy.
-Stul pysk, mopsie- odpowiedziała cicho, acz zgryźliwie Gryfonka.
      Rosi postanowiła sobie usiąść. Bolały ją nogi, a nie miała zamiaru brać udziału w tej dyskusji godnej przedszkolaków.
-Hej, chłopaki zobaczcie!- krzyknął Malfoy zwracając się do Blaise'a i Teodora- To ta idiotyczna zabawka, którą dostał rano do babci.
-Przypominajka, ciekawe o czym zapomina- zaśmiał się Zabini.
-Oddaj to, Malfoy- powiedział cicho Harry, a wszyscy w około zamilkli. 
    Rosi patrzyła z zainteresowaniem na tą scenę, żałując, że nie ma przy sobie popcornu. Draco, uśmiechając się drwiąco, powiedział:
-Chyba ją gdzieś tutaj zostawię, nie wiem, może na drzewie, żeby Longbottom nie mógł jej znaleźć.
-Oddaj ją- wrzasnął Potter, ale blondyn już odbił się od ziemi i leciał ku górze. Może nie było to latanie idealne, ale jak na początki latał nieźle.
-Chodź, Potter i ją sobie weź- powiedział Ślizgon wisząc w powietrzu nad wielkim dębem.
     Ze zdziwieniem zauważyła, że Harry łapie za swoją miotłę.
-Nie!- próbowała go powstrzymać Hermiona- Przecież pani Hooch zabroniła nam latać.
     Jednak Harry był zdeterminowany, aby odebrać przypominajkę Draconowi, było to widać po jego minie. Usiadł na miotłę i odbił się mocno od ziemi.
-Rosi, zrób coś!- krzyknęła zrozpaczona Hermiona, podnosząc blondynkę z ziemi.
-Co i po co? - zapytała- Niech się połamią, albo niech ich złapią, może to ich czegoś nauczy- powiedziała obojętnie, a na zdziwione spojrzenie odpowiedziała wzruszeniem ramion i usiadła z powrotem na trawie.
-Rosi?!
-Hermiono, połóż się obok mnie i podziwiaj chmurki. O zobacz ta wygląda jak kaczka- powiedziała pokazując  w stronę nieba.
-Kpisz sobie czy o drogę pytasz?- widać było, że szatynka jest już poważnie zirytowana.
-Mionka, ja naprawdę nie mam ochoty za nimi ganiać. Nie są dziećmi, a poza tym, żeby ich uspokoić musiałabym wsiąść na miotłę, a przecież nie mogę. WOW widziałaś to?- wrzasnęła pokazując na Harry'ego, który leciał ostro w stronę Dracona.
-Zabiją się- westchnęła dziewczyna.
-E tam, nie zabiją, najwyżej coś sobie połamią- stwierdziła już spokojnie panna Black. Jej ekscytacji minęła, a jej mózg znów wyłączył emocje.
   Usłyszały zduszone okrzyki. Rosi podniosła się na łokciach i spojrzała w górę. Harry gnał, w zawrotnym tempie, w stronę przypominajki, która spadała na ziemię, a Draco, z szerokim, wrednym uśmiechem, stał obok przyjaciół. Spojrzała z powrotem na czarnowłosego. Widziała jak łapie zgrabnie łapie kulkę i w pięknym stylu ląduje na ziemi.
-O, Razjelu- wyszeptała. Budzącego się w niej podziwu nie mogła zniszczyć nawet dwunastka.
-HARRY POTTER!- ostry krzyk opiekunki Gryffindoru przeraził wszystkich. Najbardziej jednak przeraził się Potter, który zbladł jak ściana.  Rosi położyła się z powrotem na murawie i przysłuchiwała się wydarzeniom dziejącym się wokół niej.
-Jeszcze nigdy... Mogłeś zginąć... Taka nieodpowiedzialność- widać było, że kobieta ma wyraźne problemy ze złożeniem zdania.
-To nie jego wina, pani profesor...
-Cicho bądź, Patil...
-Ale Malfoy...
-Dosyć, panie Weasley! Potter, za mną.
   Odwróciła się w stronę zamku, a Harry, z miną cierpiętnika, poszedł za nią.
-Dobrze się czujesz, Black?- zapytała profesor McGonagall patrząc na dziewczynę.
   Rosi podniosła się do pozycji siedzącej. Spojrzała w oczy nauczycielki, w których złość mieszała się z troską.
-Taj, dziękuję, pani profesor- odpowiedziała próbując stworzyć coś na kształt uśmiechu.
-Dobrze...Chodź, Potter- zmierzyła chłopaka złym spojrzeniem.
   Kiedy zniknęli im z oczu nikt się nie odzywał. Ślizgoni, z Draconem na czele, mieli na twarzach szerokie uśmiechy. Gryfoni nie wyglądali na szczęśliwych, a na czele tego był Ron, którego twarz była takiego samego koloru, co włosy.
-Zadowolony jesteś z siebie, Malfoy?- warknął.
-Jak nigdy, Weasley, jak nigdy- zaszydził blondyn.
-Jesteś nadętym, zarozumiałym...-widać było, że nie może znaleźć odpowiedniego słowa.
-Dupkiem?- zasugerowała panna Black patrząc na obłoki.
-Tak, to pasuje- powiedział rudy.
-Wiesz, co, Ros? Po której jesteś stronie?- zapytał Blaise z udawanym wyrzutem.
-W tym wypadku po żadnej. Ja tylko podpowiedziałam koledze- powiedziała, nie podnosząc nawet głowy.
-Jak to?-zapytała Lavender. Ta to się zawsze udzieli. pomyślała cierpko.
-Normalnie. Nie chcę brać udziału w tej dyskusji, bo czegokolwiek nie zrobię, ktoś się pogniewa, a ja nie mam dziś nastroju na kłótnie- stoicki spokój w głosie dziewczyny przyciągną na nią oczy wszystkich obecnych- Proponuję, abyście się położyli i podziwiali chmurki, które się pojawiły- dodała.
-Pfff...- usłyszała, ale nie była w stanie stwierdzić od kogo.
    Wracając z zamku, pani Hooch zastała dziwny obrazek. Wszyscy uczniowie leżeli na plecach wpatrzeni w niebo. Po jednej stronie Gryfoni, a po drugiej Ślizgoni. Stała tak przez chwilę, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Spodziewała się raczej zastać jedną wielką kłótnię, a tu taka niespodzianka. Oczywiście skłamałaby, gdyby powiedziała, że niemiła. Uznając, że ten obrazek szybko nie ucieknie jej z pamięci krzyknęła:
-Możecie wracać do zamku!
   Uczniowie poderwali się na nogi i, bardzo chętnie, ruszyli w stronę szkoły. Kiedy ostatni uczeń zniknął jej z oczu, pokręciła głową i poszła do siebie.

♫♫♫

-Nie idziesz na obiad?- zapytała Hermiona.
-Nie, nie jestem głodna- dopowiedziała Rosalin- Idę się położyć.
-Dobrze- odpowiedziała szatynka, patrząc na przyjaciółkę z niepokojem.
   Szła powoli mijana przez uczniów, którzy zmierzali na obiad. Nie była głodna. Za to czuła się wyczerpana. Za dużo wrażeń ja na ten smutny dzień pomyślała. 
-Caput Draconis- powiedziała do Grubej Damy, a ta odsłoniła jej przejście.
   Przeszła przez Pokój Wspólny, kierując się prosto do dormitorium. W pomieszczeniu zrzuciła z siebie wierzchnią szatę, zdjęła buty, odsłoniła zasłony  łóżka i już miała się na nie rzucić, gdy zobaczyła małą czerwono-czarną karteczkę. Podniosła ją i zaśmiała się. W "liście" znajdowało się jedno słowo z podpisem:

Powodzenia
~M.B.

Troszkę późno, Magnusie, ale dziękuję pomyślała. Położyła się i, nie wiadomo kiedy zasnęła.

 


Od autorki:
Jest mi strasznie wstyd, za to, że chyba trzy razy przekładałam datę dodania tego rozdziału. Mam coś na swoje usprawiedliwienie:
1) Kiedy miałam już ok. 3/4 rozdziału (napisane jednego dnia) wyłączyli prąd w całej mojej miejscowości, bo coś się popsuło i musieli naprawić. Tak więc rozdział trafił szlag, a razem z nim moje opanowanie. Każda kolejna próba napisania tej notki kończyła się niezadowoleniem. Zresztą i z tego nie jestem zadowolona, ale za długo już czekaliście :/
2) Poprawki, poprawki  jeszcze raz poprawki. Jeśli jesteście jeszcze przed egzaminem nie wierzcie w to, że po nim będzie luz, bo to kłamstwo, ci, którzy już to przeszli, wiedzą o czym mówię. Jako, że jestem strasznie drobiazgowa (naprawdę :D) muszę mieć na świadectwie tyle piątek ile się da, więc jak ostatni głupek robię wszystkie dodatkowe prace i poprawiam wszystkie gorsze oceny. To zajmuje mi więcej czasu niż bym chciała :/
Rzecz ważna! Szczerze nie jestem pewna, czy dam radę dodawać rozdziały przez jakiś czas. Do wakacji, to może być jeden rozdział, może dwa, naprawdę nie jestem w stanie powiedzieć. Postaram się pisać, ale mam jeszcze do ogarnięcia nabór do szkół ponadgimnazjalnych i nie daję rady.
Mam nadzieję, że nie pogniewacie się na mnie i będziecie czekać na następny rozdział :) 
~Książkoholiczka Black

poniedziałek, 30 maja 2016

Liebster Blog Award




Moje pierwsze LBA! Dziękuję serdecznie mojej kochanej Ireth, która mnie nominowała. Szczerze powiedziawszy nie wiem, co powiedzieć, a raczej napisać. Tak, aby się już nie pogrążać (albo pogrążyć jeszcze bardziej) odpowiem już na pytania :D

1. Lubię anime. Oglądasz anime?
Obecnie nie oglądam nic :\ Jednakże z animie uwielbiam Dragon Ball'a i Pokemony. Oglądałam i pewnie jeszcze nie raz obejrzę.

2. Dlaczego ludzie wybuchają śmiechem, jak mówię, że na trzecie chcę mieć Leokadia? 
Masz drugie imię? Musisz mieć, skoro chcesz mieć trzecie... Ja też chcę drugie imię :( A co do pytania, pewnie śmieją się z tego, że to byłoby już trzecie imię ;) A może... nie, to głupie, ale może... może chodzi im o Leokadię? Nie, przecież to świetne imię, jednak różni są ludzie ;D

3. Książki też lubię, a ty?
Nie bez powodu nazywam się Książkoholiczką. Jestem maniaczką książkową. Wpuszczenie mnie do księgarni jest jak wpuszczenie moich koleżanek do galerii, miną trzy godziny, a ja jeszcze siedzę i główkuję, jak tu kupić więcej książek niż budżet pozwala XD

4. Epika, liryka czy dramat?
Epika, liryka czy dramat, hmmm... Chciałabym powiedzieć, że się nie zastanawiałam, ale robiłam to. Musiałam sobie przypomnieć które to które ;D Czasami dostaję takiej ciemnoty, że aż strach :D Dobra wracam do pytania, bo mam taki okropny zwyczaj odbiegania od tematu... Epika, zdecydowanie epika, chociaż dobry dramat też przeczytam xD

5. Znasz Katerinę Plotnikovą? Jej zdjęcia to mistrzostwo
Przyznaję bez Veritaserum, że nie znałam Kateriny, ale teraz będę zaglądać na jej Facebooka, bo lubię ładne rzeczy, a jej zdjęcia są świetne :)

6. Lubisz Mickiewicza? (bo Irethka lubi :3)
Och, Mickiewicz... My z Adasiem jeszcze się poznajemy, czy się lubimy to jeszcze się okaże ;D

7. Powiedz, że przeczytałeś Tolkiena, zacny człowieku, proszę! Ile jeszcze ludzi zada mi cios w serce i powie, że ogranicza się do Pamiętnika Księżniczki? T.T ... To jak, czytałeś Tolkiena?
Czy czytałam Tolkiena? A czy potrafię pisać? Oczywiście, że czytałam Tolkiena. Z przykrością stwierdzam, że na razie tylko "Hobbita" i "Władcę pierścieni", bo tylko to mam w bibliotece, a uważam, że świetne książki należy czytać w wersji papierowej, a nie ebooki nieznanego pochodzenia :)

8. Czy tylko ja chcę, ale mi się nie chce? (logika poziom hard)
A żeby się jeszcze chciało jak się nie chcę, co? ;D

9. Znasz jakieś ciekawe anime do polecenia?
Moja znajomość anime jest bardzo mała. To raczej ja proszę, o polecenie dobrego anime :)

10. Czy tylko ja mam fioła na punkcie łucznictwa i chcę naparzać w co się da?
A ja myślałam, że z tym łucznictwem to tylko ja mam tak postrzelone w głowie, hahaha.

11. Czy moje chore pytania są bardzo psychiczne, czy mam schizofrenię i mi się wydaje?
Daj spokój, twoje pytania są bardzo normalne ;D Jeden psycholog powiedział, że im większa grupa na badania tym lepiej, więc wpisze cię na listę, co ty na to? Potrzeba nam jeszcze czterech osób ;D

Przeglądam blogi, które czytam, żeby pociągnąć łańcuszek. Okazuje się jednak, że czytam zakończone blogi, albo na blox.pl. Znalazłam jednak jednego bloga, którym się zachwyciłam, więc nominuję:

Zniewolony przez śmierć autorstwa Natalii Szarej

Oto pytania:
1. Co cię zainspirowało cię do pisania?
2. Twoja ulubiona pora roku?
3. Kawa czy herbata? (Sprawdzam, czy tylko ja stronię od kawy XD)
4. Wielka Brytania czy Stany Zjednoczone?
5. Czego najbardziej się boisz?
6. Czego najbardziej nienawidzisz robić?
7. Lubisz książki? Jakie? (zakładam, że odpowiadasz twierdząco XD)

Wystarczy, jestem ostatnio mało produktywna :D

Jeżeli czytają to osoby czekające na rozdział, dodam go jutro (tj. wtorek 31.05)

środa, 11 maja 2016

Rozdział 24

Budzik...

 



Zastanawialiście się kiedyś, jaki przedmiot ma najcięższe istnienie? Zapewne nie. Moim zdaniem to budzik mają najbardziej niewdzięczną pracę i nie są za nią cenieni. Budzik Rosalin Black chętnie zgłosiłby się na pierwsze miejsce. Mały przedmiot w kształcie głowy Myszki Micki po raz kolejny wylądował na podłodze. Dziewczyna z rozmachem strąciła przedmiot tak, że potłukła się szybka. Nie był to pierwszy raz. Kupiony w Disneylandzie w Los Angeles, kiedy Ros miała osiem lat, budzik zaliczył już wiele takich poranków. Lekko nie miał zwłaszcza, że dziewczyna lubowała się w spaniu do godzin przed południowych, zwłaszcza w weekendy.
Kiedy budzik zadzwonił Rosi nie zdążyła nawet przekręcić się na drugi bok. Długo rozmawiały z dziewczynami. Spać poszły dopiero około drugiej. Tematami rozmów były zwyczajne głupoty. Nawet Lavender dołączyła do rozmowy, chociaż, na początku, była przeciwko. Czas upłynął im miło, bez kłótni czy wzajemnego dogryzania sobie. Oceniały dotychczasowe lekcje, nauczycieli oraz innych uczniów. Ustaliły też, że co roku, w pierwszy piątek po rozpoczęciu będą siadać razem i rozmawiać tak, jak teraz.
Nie podnosząc budzika z podłogi zakryła głowę poduszką i próbowała znów usnąć. Po dwudziestu minutach dała sobie jednak spokój. Postanowiła, że, skoro nie może spać, jednak pójdzie dziś na trening. Idąc do łazienki przeklinała Merlina za ten kiepski żart. Ogarnięta, na tyle, na ile można się ogarnąć po trzech godzinach snu, wyszła z dormitorium.
Szybkim tempem przemierzała błonia i stadion quidditcha. Chciała się zmęczyć, aby móc jeszcze usnąć, po powrocie do łóżka. Wykonała wszelkie ćwiczenia, jakie przyszły jej do głowy, ale dalej nie była zmęczona. Zirytowana postanowiła wrócić do zamku.
Łaziła bez celu po korytarzach. Zapamiętywała różne puste klasy, przejścia, z których wyraźnie nikt dawno nie korzystał. Nie zauważyła, kiedy znalazła się w lochach, przed drzwiami do klasy eliksirów.
Bardzo lubiła ten przedmiot i miała do niego nie lada smykałkę. Często pomagała Magnusowi w tworzeniu jego eliksirów. Wyglądało to trochę inaczej. Również składniki znacznie się różniły. Jednak takie różnice nie mają znaczenia, kiedy ma się coś we krwi. Chciała nauczyć się, w tej sali, trudnej sztuki tworzenia eliksirów. Chciała być najlepsza z tej dziedziny i wiedziała, że, dzięki ciężkiej pracy i umiejętnościom, może tego dokonać. Musiała tylko przyłożyć się i zachowywać na lekcjach. Wprowadzanie profesora z równowagi nie było najlepszym sposobem na naukę, a może jednak…
Z samobójczych rozmyślań wyrwał ją szmer kroków. Podejrzewała, że to uczniowie udający się na śniadanie, więc i ona skierowała się w stronę Wielkiej Sali. Była jedną z nielicznych osób obecnych w pomieszczeniu. Nauczyciele również postanowili sobie odpocząć po ciężkim tygodniu pracy. Razjelu dopomóż! westchnęła w myślach dziewczyna. Nie podobało jej się to, że nie mogła spać. Nałożyła sobie trochę jajecznicy i czekała, aż ktoś z jej znajomych pojawi się na śniadaniu. Szczęście jej jednak nie dopisało. Każdy odsypiał tydzień porannego wstawania po miesiącach lenienia się.
W wisielczym humorze udała się do Pokoju Wspólnego. Nie było tam ani jednej żywej duszy. Usiadła w fotelu przy wygasłym kominku, a poziom jej irytacji wzrastał z każdą minutą. Nie pomagało jej to w zaśnięciu, co irytowało ją jeszcze bardziej. Nagle usłyszała cichy stukot w szybę. Spojrzała w stronę okna i zobaczyła Prim. Szybko wstała i podeszła do okna. Wpuściła sowę do środka, a ta usiadła na jej wyciągniętej ręce. Odwiązała list od nóżki zwierzęcia i została pieszczotliwie uszczypnięta w palec. Zauważyła jednak, ze Primrose przygląda się jej z wyraźnym ponagleniem. Gdyby miała wolną rękę zapewne pacnęłaby się w czoło. Domyśliła się, że sowa pragnie jakiejś nagrody, jednak dziewczyna nie miała przy sobie nic, co mogłaby jej dać.
-Przykro mi, kochanie, ale nie mam nic dla ciebie- sowa spojrzała na nią z wyrzutem- Leć do sowi arni, tam na pewno coś znajdziesz, chyba, że ten leniwy woźny nic nie zaniósł.
            Urażona takim zaniedbaniem sowa wyleciała przez okno, przy okazji trącając Ros skrzydłem po głowie. Niewzruszona tym dziewczyna usiadła na pozostawionym miejscu i otworzyła list. Tak jak się spodziewała list był od jej matki. Kto, tak naprawdę, mógł do niej jeszcze pisać? Magnus, ale on nie wysłałby do niej Prim, która przecież poleciała do pani Black.
            Niezastanawiając się dłużej zaczęła czytać.

Moja kochana Rosi!
Co u ciebie słychać? Po, co ja pytam, skoro napisałaś do mnie wczoraj? Właśnie, napisałaś do mnie dopiero wczoraj. Co ty sobie wyobrażasz?! Denerwowałam się! Jesteś niemożliwa, wiesz?
Cieszę się, że znalazłaś przyjaciół, do tego tak wielu. Naprawdę jestem z ciebie dumna. A, co do domu, to podejrzewałam, że Tiara będzie chciała cię umieścić w Domu Lwa lub w Domu Węża. Absolutnie nie jestem postronna, ale Gryffindor jest lepszy (I w cale nie piszę tego, bo byłam Gryfonką).
Pisałaś o Draconie Malfoy’u. Zapewne już wiesz, skoro miałaś z nimi spotkanie. Byłaś w Pokoju Wspólnym Slytherimu? Jeśli nie, to serdecznie radzę ci się tam wybrać, bo jest naprawdę niesamowity. Mroczna poświata i okno na dno jeziora, cudo. Odbiegam od tematu… Chciałam ci powiedzieć, że Draco to syn kuzynki twojego ojca. A może ja ci już o tym mówiłam… Chyba ci mówiłam. Zresztą, nieważne. W następnym liście opowiedz mi lepiej o Blaise Zabinim. Jestem ciekawa jak ma się latorośl mojego brata.
Wspominałaś też o eliksirach. Profesora Snape’a znam dosyć dobrze i dobrze ci radzę, zachowuj się przyzwoicie w jego obecności. Akurat ten człowiek nie przepada za Gryfonami. Nie dyskutuj z nim niepotrzebnie. Nic ci to nie da, a uszczupli konto Gryfonów. Severus nie przepadał za twoim ojcem, z wzajemnością. Tak samo ojciec Harry'ego, więc podejrzewam, że lekko mieć nie będziecie. Pocieszyłam cię? Mam nadzieję. Spokojnie, córka, żartuję. Sprawa z Severusem jest załatwiona tylko musisz się zachowywać przyzwoicie.
Nie wnioskuj jednak, że masz być grzeczna tylko na eliksirach. Masz być grzeczna na każdej lekcji i w czasie wolnym. Żeby nie było niedomówień, nie chodzi mi tu o „grzeczna” od słowa „grzeszna” tylko od słowa „grzeczność”. Nie miej złudnych nadziei, dowiem się o twoich wybrykach.
Wyjeżdżam dziś od Weasley’ów. Postanowiłam jeszcze odwiedzić kuzynkę Syriusza i ciotkę Dracona- Andromedę Tonks. Mam z nią do załatwienia pewną sprawę.
Nie pytaj o nią młodego Malfoy’a. Na pewno jej nie zna. Została wydziedziczona za małżeństwo z mugolem. Wiesz, o czym mówię.
Najpóźniej w przyszłym tygodniu wrócę do Stanów. Pamiętam o pozdrowieniach dla Magnusa.
Trzymaj się ciepło i nie rozrabiaj.
Kocham cię,
Mama

Poczuła ciepło w sercu, a jej poprzednia irytacja zginęła bez śladu. Wreszcie poczuła się senna. Złożyła list i udała się do dormitorium. Wszystkie dziewczyny jeszcze spały, aczkolwiek Hermiona i Fay zaczynały się wybudzać. Postanowiła szybko wejść pod prysznic. Schowała list do kufra i poszła do łazienki. Umyła się i ubrała się z powrotem w piżamę. Kiedy wyszła z łazienki spała już tylko Lavender.
-Dlaczego założyłaś piżamę?- zapytała Parvati.
-Budzik obudził mnie przed szóstą- powiedziała z wyrzutem patrząc na leżący na podłodze przedmiot- Zdążyłam poćwiczyć i byłam już na śniadaniu. Teraz idę spać.
-To dobranoc- zaśmiały się dziewczyny, przez co panna Brown poruszyła się na swoim łóżku.
-Mionka, obudzisz mnie na obiad?- zapytała podnosząc budzik z podłogi.
-Jasne- odpowiedziała z uśmiechem dziewczyna.
-Dzięki- powiedziała posyłając jej uśmiech- Reparo- szepnęła stukając różdżką w potłuczony budzik. W jednej chwili szybka była cała, a dziewczyna z czystym sumieniem położyła się do łóżka. Zasłoniła kotary, przykryła się kołdrą i usnęła.




   Przyznaję się, że ta notka nie wnosi wiele do akcji. Kolejna będzie lepsza, przynajmniej tak twierdzi pani W., która rządzi  całym tym blogiem, ja tylko piszę ;).
  Osobiście myślę, że ten rozdział wcale nie jest taki zły, chociaż krótki. Jestem ciekawa, czy ktokolwiek czyta te dopiski pod rozdziałami. Naprawdę. Ostatnio na polskim rozgorzała dyskusja na temat tego, że wstępy do autora w książkach są niepotrzebne i nikt tego nie czyta, tak samo dopiski na końcu książki. Tak więc, chcę sprawdzić jak to jest na blogach. Ja osobiście czytam wszystko, a ty? Kto przeczytał rozdział i ten dopisek niech napisze komentarz i użyje imienia "Harry".
Pozdrowienia.
~Książkoholiczka Black

środa, 4 maja 2016

Miniaturka II cz.2

Rozmowa albo śmierć...

 

   Emily została obudzona przez swoją przyjaciółkę. Chociaż, nazwałaby to raczej maltretowaniem, bo w końcu Lily rozsunęła kotary z okrzykiem:
-Wstawaj, już, szybko!
Kiedy to nie dało zamierzonych rezultatów ściągnęła kołdrę z blondynki. Ta warknęła i przykryła głowę poduszką.  Właśnie wtedy, według Emily, Lily zaczęła ją maltretować. Usiadła na łóżku tuż za blondynką i zaczęła ją dzióbać. Spotkało się to z głośnym i niezrozumiałym protestem. Jedyne słowa, które dało się zrozumieć były niegodne pozycji społecznej panny Zabini, ale tylko one wychodziły jej poprawnie rano i po pijaku. Chociaż nie, rano wychodziło jej dodatkowo "Mamooo, jeszcze pięć minuuuuut...".
   Panna Evans nie poddała się łatwo, znając upodobania przyjaciółki do długiego snu. Usiadła na plecach dziewczyny, która zdążyła z powrotem położyć się na brzuchu i zakryć głowę poduszką. Kiedy ruda spojrzała na wyżej wymieniony przedmiot zaśmiała się głośno. Nie ma jej się co dziwić, bo na przedmiocie, złotymi literami, był wyszyty napis, który głosił "Jeśli nie jesteś moją mamą, dyrektorem lub profesor McGonagall odejdź, bo spotka cię okrutna kara". Ten napis niezmiernie śmieszył dziewczynę za każdym razem, kiedy musiała budzić przyjaciółkę. Walka z wiatrakami pomyślała ruda.
-Wstawaj, babsztylu, egzamin z runów mamy- krzyknęła i zaczęła ją łaskotać.
-Kurwa mać, Evans, moja poduszka nie żartuje i ja też nie. Złaź ze mnie, bo nawet pani Pomfrey nie będzie umiała ci pomóc- warknęła zirytowana dziewczyna wyrywając się przyjaciółce.
-Po prostu wstań i po problemie- zaśmiała się Lily.
   Emily wstała, bo miała już dosyć tej męczarni. Kiedy była już dwa kroki od drzwi łazienki, odkręciła się i zapytała:
-Wiesz, co?
-Nie- odpowiedziała Evansówna nie patrząc na nią.
-Prawdę mówią. Rude to wredne- z podłym śmiechem wpadła do łazienki zamykając za sobą drzwi w momencie, gdy kapeć Lily w nie uderzył.
-Ale z ciebie cham, Zabini!- wrzasnęła.
-Wiem, Evans, codziennie mi to mówisz!- odwrzasnęła ze śmiechem.
   Szybko ściągnęła piżamę i weszła pod prysznic. Ciepła woda spływała jej po ciele rozluźniając spięte mięśnie. Mogła by tak stać i stać, ale wiedziała, że nie ma czasu. Szybko zakończyła podstawowe czynności i wyszła z kabiny. Stając przed lustrem rzuciła zaklęcie osuszające na swoje jasne włosy i związała je w wysoki kucyk. Ubrała się w mundurek i  szybko wyjęła kosmetyczkę przypominając sobie rozmowę z Lily na początku roku:
"-I po co ty się malujesz?- zapytała ruda.
-Bo, dzięki temu, ładnie wyglądam, a, poza tym, robienie makijażu jest fajne- zaśmiała się dziewczyna.
-Jesteś ładna, więc nie musisz się malować- odpowiedziała sceptycznie.
-Rany, Lilka, odpręża mnie to. Do tego poprawiam swój zmysł artystyczny, wiesz dobrze, jak fatalnie rysuję- próbowała przekonać przyjaciółkę.
-E tam, myślisz, że ci to pomoże?- zapytała nieprzekonana.
-Nie wiem, ale podoba mi się to, a moja mama stwierdziła, że mam do tego dryg. Poza tym, to właśnie ona uznała, że powinnam już uczyć się robić lekki, podkreślający urodę makijaż- powiedziała zgodnie z prawdą. Cóż, taka była jej mama. Prawdziwa czystokrwista arystokratka.
-Bez sensu. Masz niecałe szesnaście lat- powiedziała Lily, ale bez większego przekonania.
-To już czas najwyższy. Przecież musimy wyrwać dobrą partię- mrugnęła do niej.
-Błagam cię- ruda wykrzywiła się przesadnie, marszcząc piegi na nosie.
-Oj, daj spokój, Lilka. Dobrze wiesz, że jak sama nie wyrwę dobrej partii, to mnie zmuszą do małżeństwa- skrzywiły się obie, a potem wybuchły gromkim śmiechem.
-Weź Pottera- zaśmiała się panna Evans.
-Posrało cię?- zapytała z powagą, ale kiedy spojrzały na siebie, to obie zaczęły się śmiać jeszcze bardziej. Nie ma, co im się dziwić. Obie przypomniały sobie minę i krzyki pani Zabini, kiedy usłyszała identyczne słowa z ust córki podczas wakacji. Co jeszcze śmieszniejsze, to pan Zabini pierwszy zaczął się śmiać. Dziewczyny nie wytrzymały wtedy i, również się zaśmiały, co spowodowało brak lodów na podwieczorek. Nawet ojciec Em nie mógł przekonać skrzata, który tłumaczył się słowami "Jaśniepani zabroniła Mruczkowi podawać lodów, więc Mruczek tego nie zrobi" potem dodał cicho, tak, aby pani Zabini nie usłyszała "Mruczek nie ma ochoty narażać się na gniew swojej Pani i Mruczek myśli, że Pan i Panienki również". Trudno było się nie zgodzić ze skrzatem, tak więc tamtego wieczoru lody jedli tylko chłopcy.
-A czemu nie?- zapytała ruda, kiedy udało im się powstrzymać śmiech.
-James jest dla mnie jak brat. Znamy się od dziecka, w końcu jesteśmy sąsiadami, a poza tym, wiem jaki on jest i go nie chcę- zaśmiały się obie."
   Zakończyła wspominanie na tym fragmencie, nie chcąc sobie psuć humoru Potterem.
   Zrobiła makijaż, który powiększał jej oczy, dzięki temu jej błękitne tęczówki były, jakby lepiej widoczne. Uwydatniła kości policzkowe. Sprawiła też, że jej jasna karnacja stała się delikatnie jaśniejsza.
   Patrząc w lustro wyszeptała do siebie:
-Makijaż jest, nie ma łez.
   Z uśmiechem sprzątnęła kosmetyki i wyszła z łazienki.
-Idziemy na śniadanie, prawda?- zapytała z nadzieją panna Evans, kiedy tylko zobaczyła przyjaciółkę.
-Tak i dziś coś zjadamy, a nie na głodnego na egzamin- odpowiedziała z szerokim uśmiechem panna Zabini.
-Nareszcie.
   Ruda odetchnęła z ulgą i wzięła przyjaciółkę pod rękę. Ze śmiechem szły w stronę Wielkiej Sali, kiedy drogę zagrodził im Severus Snape.
-Lily, możemy porozmawiać?- zapytał z nadzieją.
-Nie- odpowiedziała oschle dziewczyna.
-Lily, proszę, porozmawiajmy- prosił chłopak. To był chyba pierwszy raz kiedy Emily słyszała jak czarnowłosych prosi, o co kogokolwiek.
-Niby dlaczego chcesz ze mną rozmawiać?-spytała ruda, a Em wycofała się parę kroków do tylu.
-Chcę cię przeprosić, Lily. Naprawdę przepraszam, sam nie wiem, co mnie napadło.
-Och, odwal się, Snape- powiedziała zimno i odwróciła się od chłopaka.
   Złapała Emily pod rękę i poszły dalej do Wielkiej Sali.
-Lilka?- blondynka zapytała ostrożnie
-Hmm...
-Nie jest ci przykro?
-Może trochę- Emily spojrzała na nią z niedowierzaniem-Bardzo, jest mi bardzo przykro, ale co ja mam poradzić. Nie, nie wybaczę mu- powiedziała, gdy Em spojrzała na nią.
-Jeśli naprawdę się przyjaźnicie, to powinnaś mu wybaczyć- pod powiedziała ostrożnie.
-Gdyby był moim przyjacielem to by mnie tak nie nazwał. A poza tym, dlaczego chcesz być ekspertem, skoro sama masz poważną kłótnie ze swoim najlepszym przyjacielem- warknęła ruda.
   Emily poczuła się tak, jakby ktoś uderzył ją w brzuch. Do jej, ślicznie umalowanych, oczy zaczęły wpływać łzy. Zamrugała parę razy, aby nie wypłynęły i powiedziała zimno.
-Nie dość, że pokłóciłam się z przyjacielem, to jeszcze przyjaciółka okazuje się zołzą. Chyba mam szczęśliwy czas, wywala wszystkich fałszywych ludzi z mojego życia.
-Bogowie, Emily, przepraszam...nie chciałam...nie pomyślałam...-panna Evans zaczęła się tłumaczyć. Na jej twarzy zakwitł rumieniec wstydu, twarz wyrażała smutek i przerażenie, a w zielonych, wesołych oczach pojawiły się łzy.
-Powiedz mi, dlaczego ja mam ci wybaczyć, skoro ty nie chcesz wybaczyć Snape'owi? Jak dla mnie to bardzo podobna sytuacja- głos Emily miał temperaturę zera bezwzględnego. Jej podświadomość zaśmiała się głośno i powiedziała Masz, ty, w sobie coś ze Ślizgona, Zabini, oj masz...
-Emi, to nie to samo...- zaczęła, ale nie dane jej było skończyć.
-Dlaczego nie, co jest w tym innego?- zapytała Emily, a złość rozchodziła się po całym jej ciele.
-Do jasnej cholery, Emily Zabini, przestań się na mnie wyżywać. Jest mi przykro, nie powinnam była tego mówić, nie wiem, co we mnie wstąpiło!- krzyknęła Pani Prefekt.
-Przepraszam- wyszeptała Emily, a ruda ją przytuliła.
   Obie wiedziały, że przesadziły, każda z nich powiedziała coś, czego nie powinna była mówić. Miały teraz tylko siebie, bo chłopcy okazali się palantami. Musiały trzymać się razem.
-Śniadanie?-wyszeptała Em we włosy przyjaciółki.
-Zdecydowanie tak- dopowiedziała odsuwając się.
   Uśmiechnęły się do siebie i złapały pod ręce. W ten sposób pokazały sobie, że wszystko jest OK. Mówią, że to mężczyźni szybko się godzą, ale tu nie chodzi o to. Prawdziwi przyjaciele nie chowają długo urazy. Jeśli dwie kobiety są prawdziwymi przyjaciółkami, to również szybko się pogodzą. To samo tyczy się mężczyzn czy przyjaźni damsko męskiej. Więc, ilu prawdziwych przyjaciół ma Emily?
   Kiedy weszły po Wielkiej Sali usiadły daleko od wszystkich. Spokojnie zjadły śniadanie. Mimo, że panna Zabini nie spodziewała się wielkich przeprosin z tuzinem róż, to miała nadzieję, że chłopcy się odezwą. W końcu ona chciała ich przeprosić, ale oni na to nie pozwolili.
   Kiedy już wychodziły z Sali usłyszała za sobą krzyk:
-Emily, zaczekaj!- ten głos rozpoznałaby wszędzie, o każdej porze dnia i nocy. Każdą jego intonację. James Potter.
  Nawet się nie odwróciła. Dostrzegła pytające spojrzenie towarzyszki, ale nic nie zrobiła.
-Emily Zabini!-kolejny krzyk. Ten głos również znała, chociaż nie zą tak dobrze jak głos Jamesa. Syriusz Black.
   Kiedy już stały na korytarzu ktoś złapał Em za rękę. Odwróciła się z zamiarem przyłożenia chłopakowi po głowie, ale tylko strzepnęła jego rękę. Oczywiście, wiedziała, że to Potter złapał jej nadgarstek. Robił to w bardzo charakterystyczny sposób szukającego.
-Czego, Potter- warknęła.
-Bo my...no tego..-zaczął się plątać.
   Na pomoc przyszedł mu Syriusz, który zaczął bąkać.
-Chcieliśmy...no...przeprosić, Emi- i odkaszlnął.
-A co was do tego skłoniło?
   Chłopcy spojrzeli po sobie i obu przypomniał się wczorajszy wieczór.
"-Potter! Black!- ewidentnie wściekła, Lily Evans, wpadła do dormitorium chłopców piątego roku.
-Zdecydowałaś się ze mną umówić?- zaryzykował James ze swoim pyszałkowatym u śmieszkiem.
-Jasne Potter... spotkamy się na twoim pogrzebie- powiedziała sarkastycznie i przewróciła oczami.
   Syriusz, który wylegiwał się, rozwalony na swoim łóżku jak glonojad na ściance akwarium zaczął się śmiać. Ale, gdy usłyszał następne słowa mina mu zrzedła.
-Następną naszą wspólną imprezą będzie pogrzeb twojego drogiego przyjaciela Blacka.
   Chichot Remusa rozległ się po pomieszczeniu. Peter, zapewne, też by się śmiał, ale nie było go w dormitorium. On dostałby zaproszenie na swój pogrzeb, ale Lupinowi się upiekło.
-No patrz, Rogaś, a Lunatykowi to uwagi nie zwróciła- żachnął się Syriusz.
-Bo widzisz, Łapo, ona go lubi- westchnął Potter, a potem powiedział do Lupina- Ej, Luniek zrób coś z tym...
-Z czym, James?-zapytał chłopak, odrywając oczy od książki do runów.
-Bo ciebie Evans lubi, a mnie nie..- chciał coś jeszcze powiedzieć, ale głośnie i stanowcze chrząknięcie dziewczyny mu przerwało.
-Czy wy zdajecie sobie sprawę, co zrobiliście?- zapytała ze złym błyskiem w, zielonym, oku.
-Ale, o co ci chodzi, Evans?-zapytał Syriusz, po którego minie można było stwierdzić, że nie ma pojęcia, o co dziewczynie chodzi. Z resztą i James i Remus mieli podobne miny.
-O ciebie mi nie chodzi, Remusie- zwróciła się do chłopaka, a ten westchnął z ulgą. Wkurzona Evans, to jak wkurzona Zabini, lepiej nie podpadaj.
-Czyli tylko my- szepnął Łapa do Rogacza.
-Na to wygląda- odszeptał chłopak i głośniej powiedział- Jeśli chodzi ci o Smarka, to nie będziemy słuchać wykładów...
-Mam go w głębokim poważaniu- przerwała mu dziewczyna. Jej wypowiedź spotkała się z szokiem, który potwierdzony był opadniętymi szczękami- Chodzi mi o Emily.
-Pfff... Mam ją tam, gdzie ty Smarkerusa- powiedział Syriusz ze złośliwym uśmiechem na twarzy. Odrzucił włosy z oczu i dodał- Zdrajcy nas nie obchodzą.
-Co, poskarżyła ci się na nas?-zapytał, z kpiną w głosie, James.
-Na was?...Nie, na swojego brata- odpowiedziała patrząc na nich twardo.
-To, że miała rozmowę z gorylem nie oz...- zapewne długą i pasjonującą przeponę okularnika przerwał donośny wrzask:
-Chodzi o Maxa, ty pieprzony imbecylu!- nawet nie złapała się za usta jak to miała w zwyczaju, kiedy przeklinała przy kimś innym niż Emily czy Severus.
-A mnie to tyl...Czekaj, co?- zreflektował się James, a na jego twarzy pojawiło się zdziwienie. Na, dotąd uśmiechniętych, twarzach pozostałych chłopaków również pojawiło się zdziwienie.
-Po egzaminie spotkała się z Maxem. Ich spotkanie przerwali goryle. Okazało się, że Max wcale jej nie broni...znaczy broni, ale na prośbę ich rodziców. I ma ją gdzieś, bo jest dla niego Gryfońską zdrajczynią krwi, czy jakoś tak- powiedziała szybko, patrząc, jak przez ich twarze przemyka gama emocji. Zdziwienie-niedowierzanie-złość-wściekłość-niedowierzanie-zrozumienie-złość.
-Kurwa- powiedział Potter patrząc w podłogę. Nie chciał podnosić głowy, bo w jego oczach rozpuścił się i pływał wstyd. To samo robił Syriusz. Tylko Remus patrzył na koleżankę z niedowierzaniem wypisanym na twarzy.
-Dlatego była taka zła- powiedział.
-Tak- odpowiedziała dziewczyna.
-Kurwa mać- powtórzył Potter.
-No, to mamy przejebane- udekorował wypowiedź kolegi, Syriusz.
-Macie ją przeprosić, durnie- powiedziała Lily, tonem Prefekta.
-Jakbyśmy tego nie nie wiedzieli, O Pani Doskonała. To nie będzie takie proste- powiedział Black, a Potter mu przytaknął.
   Kto jak kto, ale to właśnie James widział Emily w każdym z nastroi. To on ją pocieszał, gdy trafiła do Gryffindoru, a jej bracia się jej wyparli. To on cieszył się wraz z nią, kiedy dostała lisy od rodziców, że im to nie przeszkadza i, że dalej ją kochają. To on uspokajał jej nerwy po pierwszym starciu z gorylami, podczas wakacji. Znał ją od dziecka i wiedział o niej wszystko. Wiedział też, że przeproszenie tej dziewczyny jest dosyć trudne, chyba, że sama już zdecydowała się zapomnieć.
-Ja idę, a wy przemyślcie swoje zachowanie i to, jak ją przeprosicie, bo wiecie, to nie jest proste- powiedziała panna Evans i wyszła."
   Wracając do teraźniejszości. James wyrwał się z letargu i powiedział, patrząc w błękitne oczy swojej przyjaciółki. Nie, nie przyjaciółki, swojej siostry.
-Emi, jesteśmy totalnymi idiotami i jest nam cholernie przykro. Proszę, wybacz- powiedział szczerym głosem.
-Zachowaliśmy się jak małe dzieci- dodał Syriusz.
   Dziewczyna zaśmiała się zimno. Przypominała teraz Syriuszowi matkę. Kochana Walburga Black też się tak śmiała. Zimno i bezosobowo. Tak, jakby chciała zamrozić człowiekowi serce samym śmiechem.
-Cytując klasyka...-zaczęła dziewczyna takim samym tonem, w jakim był jej śmiech-...Odpieprz się, jeden i drugi.
   Złapała Lily i zaciągnęła do biblioteki. Po drodze, uczniowie schodzili jej z drogi. Każdy by to zrobił, bo na ustach dziewczyny pojawił się uśmiech, który źle wróżył osobom, które właśnie zajmowały dziewczynie myśli. O tak, Emily Zabini miała plan. Iście Ślizgoński plan.


♥♥♥
   
   Tydzień później, w oczekiwaniu na kolację, Emily i Lily siedziały w bibliotece. Czytały Historię Hogwartu, która jest naprawdę fascynująca. Na 99% nikt w to nie uwierzy, ale z tej książki można się wiele dowiedzieć, a wcale nie zanudza na śmierć! Wracając do tematu. Lily dotrzymywała przyjaciółce towarzystwa. Jednak patrząc prawdzie w oczy miała do wyboru siedzieć z panną Zabini, albo sama w Pokoju Wspólnym, albo dormitorium. Nie pogodziła się ze Snape'em, ani nie miała takiego zamiaru, a przebierać w przyjaciołach, niestety, nie mogła.
   Emily, powoli acz skutecznie, wprowadzała swój plan w życie. Właśnie ustanowiła rekord w gniewaniu się na brunetów. Nawet, gdy z Jamesem byli dziećmi nie gniewała się na niego tak długo. To on gniewał się na nią najdłużej, a było to pięć dni. Dzisiaj chciała zakończyć ich katusze. Musieli się tylko zgodzić na jej warunek. Gdyby nie przyszedł jej do głowy ten pomysł pogodziła by się z nimi, gdy przeprosili za pierwszym razem, jednak mieli pecha. Teraz czekała, aż przyjdą ją znów przepraszać. Robili to około pięciu razy dziennie, ale zazwyczaj tak, aby nikt tego nie zobaczył. Powinna ich zmusić do bardziej publicznych przeprosin, ale miała serce.
-Emi?- usłyszała ciche pytanie.
   Spojrzała na Lily, a ta jej kiwnęła. Obie, bez patrzenia wiedziały, że to James i to wcale nie przez to, że poznały jego głos. Gdyby ktoś zagadywał do ciebie w ten sposób, minimum pięć razy dziennie przez tydzień, to też byś wiedział, kto to, prawda?
-Lily, słyszałaś coś?- zapytała z udawanym niezainteresowaniem.
-Wesz, Em, tym razem tak- odpowiedziała ruda. Ustaliły tą wersję. Panna Evans pomagała przyjaciółce wcielić swój plan w życie, chociaż wynik tego przedsięwzięcia był jej totalnie obojętny.
-Ehh.. Niestety ja też. Co mam z tym zrobić?- zapytała znudzona.
-Pogadać z muchą, albo od razu zabić- odpowiedziała obojętnym tonem- Cokolwiek zrobisz, ja wychodzę. Znajdziesz mnie w dormitorium.
   Wychodząc, Lily, puściła oczko zaszokowanym chłopakom. James szybko zajął zwolnione krzesło, a Syriusz wziął drugie i usiadł obok przyjaciela.
-Rozmowa czy śmierć?- zapytał Potter uśmiechając się przy tym niewinnie.
-Tym razem rozmowa, Potter- odpowiedziała mrużąc niebezpiecznie oczy.
-Emi, jest nam cholernie przykro z powodu tego, co się stało- zaczął okularnik- Zachowaliśmy się jaki ostatni idioci. Nie wiedzieliśmy, że...- przez chwilę się zaciął, nie wiedząc czy może o tym powiedzieć, ale Syriusz zrobił to za niego.
-Nie wiedzieliśmy, że Max okazał się takim dupkiem.
-Mogę wam w to uwierzyć- widząc szok wyrysowany na ich twarzach dodała- Naprawdę. Jednakże powinniście pozwolić mi wtedy wytłumaczyć, a nie na mnie naskakiwać- pozwoliła wkraść się do swojego głosu lekkiej nucie żalu.
-Wiemy, zachowaliśmy się jak ostatnie głąby- zaczął tłumaczyć Black- Nawet się nie zdziwię, że po tej rozmowie odeślesz na z kwitkiem. Słabi z nas przyjaciele.
   Cóż, po Syriuszu raczej nie spodziewała się czegoś takiego, zwłaszcza, że w jego głosie było słychać autentyczny smutek. Chłopak nie przepadał za odwieczną przyjaciółką Jamesa. Był raczej delikatnie zazdrosny. Potter był jego pierwszym przyjacielem i nie chciał się nim dzielić. Z czasem nauczył się tego, że specjalna więź łączy okularnika i Emily. Nawet się z nią zaprzyjaźnił. Choć to nie zmienia faktu, że woli, gdy mają małe kłótnie. Widać było jednak, że ta kłótnia nawet jemu przeszkadzała. Może chodziło mu o to, że James nie jest taki wesoły jak zwykle? To tylko wie sam Syriusz.
- Nie jestem aż tak radykalna-powiedziała z lekkim uśmiechem, na co chłopcy uśmiechnęli się szeroko-Mam jednak jeden warunek-dodała.
-Warunek?-zapytał James.
-Tak, musicie mi obiecać, że odwalicie się od Snape'a- chardo patrzyła im w oczy. Starała przekazać, że nie żartuje.
-Nieeee... - powiedzieli zgodnie chłopcy.
-Taaaak... -odpowiedziała.
-Dalej go bronisz?-zapytał z niedowierzaniem Syriusz-Nawet po tym, jak nazwał Evans?
-Lily nie chce waszej zemsty, to po pierwsze-powiedziała twardo-A po drugie, to nie wiecie, że przemoc rodzi przemoc?
-Iiiii?- zapytał James.
-Spodziewałam się takiej odpowiedzi-powiedziała śmiejąc się zimno-Po trzecie...-kontynuowała-... mi wasze zachowanie przypomina zachowanie moich starszych braci w stosunku do mnie- żal i smutek nie kontrolowanie pojawiły się w jej głosie.
-Nie prawda! - krzyknęli chłopcy, za co zostali zganieni przez panią *Prince*.
-Ależ prawda-powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu-Po pierwsze dwóch na jednego, po drugie pastwienie się nad słabszym i po trzecie dyskryminacja, bo jest z innego domu.
-To nie dla tego, że jest z innego domu, tylko dlatego, że to frajer-powiedział z wrednym uśmiechem Syriusz.
-Dlaczego tak uważasz?- zapytała tonem mugolskiego psychologa podczas sesji.
-To pytanie, to żart, prawda?- zapytał James.
-Nie, to nie żart- odpowiedziała. Miny chłopaków mówiły jej, że uważają, że uderzyła się w głowę, więc postanowiła wyjaśnić- Albo porozmawiamy o waszym i moim zachowaniu, jak dorośli ludzie, albo nie będziemy rozmawiać w ogóle.
- To jest szantaż!- krzyknęli oburzeni.
- Cisza, albo wyjdziecie!- wrzasnęła bibliotekarka.
-Przepraszamy-powiedzieli z udawaną skruchą w stronę kobiety.
-Ok, Em-powiedział James uśmiechając się chytrze- Porozmawiamy bardzo szczerze.
-James... -sprzeciwił się Syriusz.
-Cicho, Łapo-uciszył go przyjaciel-Pytanie pomocnicze, Emi?
-Pokój życzeń?-zaproponowała.   Z odnalezieniem tego magicznego pokoju wiązała się śmieszna i upokarzająca, dla chłopców, historia, która jest opowieścią na inną okazję.
-Zgoda- zadecydowali.
   Droga na siódme piętro zajęła im trochę czasu. Szli w ciszy, co dziwiło osoby przechodzące obok. Kto jak kto, ale Potter i Black zawsze robili koło siebie dużo szumu.
   Kiedy dotarli na miejsce Emily przeszła trzy razy przy ścianie mrucząc cicho "Cichy i spokojny pokoik do rozmowy". 
   W miejscu ściany pojawiły się piękne, rzeźbione drzwi. Szybko weszli do środka, aby nikt ich nie zobaczył. Wewnątrz ich oczom ukazał się nieduży pokój z bordowo-kremowymi ścianami. Na środku stał stolik, a przy nim trzy masywne fotele w kolorze gorzkiej czekolady. 
-Siadajcie-powiedziała cicho zajmując jeden z foteli.
Zrobili to, o co prosiła i spojrzeli na nią wyczekująco. Poczuła, że zasycha jej w ustach. Martwiła się, że nic do nich nie dotrze, albo ją oleją.
-Chłopaki, powiedzcie mi szczerze, dlaczego wy go w ogóle atakujecie.
-Po go nie lubimy- powiedział prosto z mostu, Black. Zdążył rozwalić się na fotelu w takiej pozie, że nikt by tego nie powtórzył z uwagi na własne zdrowie.
-A dlaczego?- ciągnęła.
-Poczekaj-wtrącił James-Powiedz nam, dlaczego tak go bronisz. Żal ci go czy może coś innego?-jego mina jasno mówiła, o co innego mu chodzi.
-James! -wrzasnęła z oburzeniem, a Syriusz zaczął się nie kontrolowanie śmiać.
  Zdzieliła obu po głowie poduszką, która pojawiła się u niej na kolanach (zalety Pokoju Życzeń) i wyjęczała:
- Jesteś obrzydliwy, Potter.
-No już, już. Przepraszam- powiedział, chłopak, z szerokim uśmiechem- Trzymaj- dodał, podając jej szklankę z wodą.
-Dzięki- powiedziała z lekkim uśmiechem- A teraz, odpowiadając na wasze pytanie: nie jest mi go żal, tym bardziej nie zakochałam się w nim. Po prostu wiem jak to jest kiedy ktoś robi sobie z was manekina do ćwiczeń, kiedy uprzykrza wam życie, bo uważa was za coś gorszego-w jej głosie słychać było gorycz, a oczy straciły wesoły blask- Nie mogę pozwolić na takie traktowanie innych. Nie chcę, też was postrzegać jak moich durnych braci- patrzyła na nich, prawie,że, błagalnie.
-Och, Emi- westchnął okularnik.
   Wstał z fotela i objął przyjaciółkę. Ta wtuliła się w niego ufnie i pozwoliła łzom płynąć. Była twardą kobietą, ale potrzebowała przyjaciół. Potrzebowała ciepłego uścisku Jamesa, ale musiała wcielić swój plan w życie. Są rzeczy niezbędne do życia i takie, z których można zrezygnować dla dobra innych. W tym, egoistycznym, świecie trzeba czasem zrobić coś dobrego, prawda? Miała szczerą nadzieję, że jej się to opłaci.
   Czarnowłosy odsunął ją sobie na wyciągnięcie ręki. Poprawił jej włosy, które opadły jej na twarz i starł jej łzy wierzchem dłoni, uśmiechając się przy tym ciepło. Dopiero wtedy dziewczyna zobaczyła, że Syriusz przygląda jej się ze smutkiem.
-Oj, Emily, Emily, czy ja cię kiedyś zrozumiem?- zapytał z westchnieniem.
-Ja sama siebie czasem nie rozumiem, więc zdziwiłabym się, gdybyś ty mnie zrozumiał, Syriuszu- zaśmiała się, co spowodowało, że dostała czkawki.
-No, już, trzymaj- Black, ze śmiechem, podał jej szklankę z wodą.
-Dzięki- powiedziała, kiedy udało jej się powstrzymać dolegliwość- Dobra, patałachy, ale dlaczego wy go tak nie lubicie?
-To "patałach" było do mnie czy koło mnie?- zapytał Syriusz z oburzoną miną.
-I do ciebie i obok ciebie, bo James siedzi na fotelu obok- powiedziała pokazując mu język.
-Ty małpo.
 Krzyknął podbiegając do niej (Swoją drogą, jak on tak szybko wstał nie łamiąc sobie kości? Samo siedzenie w takiej pozie jest niezdrowe) i zaczął ją łaskotać. Udało jej się wyrwać spod jego długich rąk, ale James postanowił włączyć się do zabawy i złapał ją. Po chwili w całym pomieszczeniu dało się słyszeć śmiech chłopców oraz piski i groźby dziewczyny. Kiedy, w końcu, ją puścili Rogacz powiedział:
-To za pobicie mojego rekordu.
   Pomogli jej wstać. Kiedy cała trójka usadziła się z powrotem w fotelach Emily ponowiła pytanie:
-To powiedzcie mi w końcu, dlaczego go tak nie lubicie.
-Będziesz drążyć?- zapytał ze znużeniem, Black.
-Tak, Łapo. Chcę usłyszeć wasz super ważny powód- powiedziała, a jej oczy błyszczały ostrzegająco.
-Cóż, z Smarkerusem- zaczął szarooki, ale widząc wzrok dziewczyny szybko się poprawił- ze Snape'em  jest tak: zaraz w pociągu wydał się nam podejrzany, był cichy, łaził po przedziałach i szukał miejsca, jak sama wiesz. Zachowywał się dziwnie już wtedy...
-Dla mnie to brzmi jak tłumaczenie się dziecka- wtrąciła panna Zabini.
-Posłuchaj, Em- zaczął James- To prawda, my zaczęliśmy i możliwe, że masz rację również w tym, że nie powinniśmy. Tak, Łapo, on nie mściłby się na nas, gdybyśmy nic mu nie zrobili- Emily zaczęła czuć dumę z postawy przyjaciela- Jednakże on też nie był święty, a teraz już za późno na łzawe przeprosiny. Możemy ci obiecać, że sami go nie zaczniemy.
-Rogaś!!!- krzyknął zszokowany chłopak.
-Tak, Syriuszu- uciszył przyjaciela gestem dłoni i patrząc na pannę Zabini kontynuował- Nie podniesiemy na niego różdżki, chyba że to on zacznie. Wtedy na nowo zacznie się wojna, a wtedy nie będziesz interweniować, zgoda?
-Będę was upominać jak dotychczas, ale bez takich akcji jak ostatnio- powiedziała.
   Syriusz wyglądał na niepocieszonego taką ugodą, ale powiedział:
-Jeśli tego chcesz, to ja też się zgadzam.
   Była z nich dumna. To i tak więcej niż spodziewała się dokonać. W nagrodę wstała i, z szerokim uśmiechem, złożyła na policzku jednego i drugiego mokrego całusa.
-Bleeeeee, dziewczyno- jęknęli obaj i zaczęli szybko wycierać policzki.
-Dajcie spokój, powinniście się cieszyć- zaśmiała się.
-Nie mądrz się, babo- powiedział brązowooki. Jednak, widząc minę przyjaciółki, dodał z nadzieją- Może po szklaneczce Ognistej?
-Jestem za!-krzyknął uradowany Syriusz. Można powiedzieć, że z niego to prawdziwy koneser różnorakich trunków procentowych.
-Dobra, ale tylko po szklaneczce- powiedziała z szerokim uśmiechem.
   Jak na zawołanie na stoliczku pojawił się karafka z bursztynowym płynem i trzy kryształowe szklaneczki. Okularnik szybko polał i, podając reszcie trunek, powiedział:
-Za naszą, nierozerwaną przyjaźń!
-Za naszą przyjaźń- odpowiedzieli zgodnie.

Trzy godziny później...

-Miała być tylko szklaneczka- wyjęczała dziewczyna. Czuła już lekkie zawroty głowy.
-A nie tylko karafka?-zapytał Syriusz.
-Nawet jeśli, to były trzy- odpowiedziała.
-Cztery- sprostował sennie Potter. N, swoje nieszczęście miał najsłabszą głowę z tego towarzystwa.
-Spadamy do Wieży Gryffindoru, bo zaraz cisza nocna- zadecydowała Emily.
-Tak szybko? Poczekaj jeszcze chwilkę, Emi- powiedział Łapa.
-Syriuszku, już pora spać ("Już po dobranocce" jakby to stwierdziła moja mama~ przy. Autorki).
-Może i masz rację...Chodź, Rogaś, idziemy- zadecydował i, lekko chwiejnym krokiem, zbliżył się do przyjaciela. Postawił go na nogi, a Emily podeszła do nich, aby pomóc im iść. Lubiła Ognistą, ale wolała wypić kieliszek mniej niż chłopcy, aby pomóc im dostać się do dormitorium.
   Szybko i bez przeszkód dotarli do Pokoju Wspólnego. Gruba Dama spojrzała na nich dziwnie, gdy podawali hasło, ale to pewnie dlatego, że Em i Syriusz trzymali, śpiącego już, Jamesa. 
   Cicho, aby nie obudzić Remusa weszli do dormitorium chłopców. Chłopak nie czekał na nich, wiedząc, ze mają sobie wiele do wyjaśnienia. Lily mu powiedziała. Tak, więc położyli śpiącego Rogasia na jego łóżku. Dziewczyna delikatnie zdjęła u okulary z nosa i odłożyła je na szafce nocnej. Cmoknęła go lekko w policzek, tak aby go nie obudzić i zasłoniła kotary. Zbliżała się do drzwi, gdy usłyszałą cichy szept:
-A ja nie dostanę buziaczka na dobranoc?
   Z uśmiechem błąkającym jej się w kącikach ust podeszła do chłopaka. Leżał rozwalony na swoim łóżku z ręką pod głową. Oczy już mu się zamykały.
-Przecież nie lubisz buziaków- zapowiedziała mu do ucha jedwabistym głosem.
-Raz mogę się przemęczyć- odpowiedział poważnie.
   Zdusiła w sobie śmiech i cmoknęła chłopaka w policzek. Kiedy uniosła głowę spostrzegła, że chłopak już zasną. Przesunęła mu czarne loczki z oczu i wyszeptała:
-Dobranoc, Siri.
   Cicho dotarła do swojego dormitorium. Z lekkim westchnieniem rzuciła się łóżko. Brawo, Em, brawo... zdążyła jeszcze pomyśleć i zasnęła.




Troszeczkę dłużej niż zamierzałam zajęło mi pisanie tego rozdziału. Doskonały on nie jest, ale pani W. się zbuntowała. Zresztą jej się nie dziwię. Może wyjdę na marudę, ale jak widzę 2 wyświetlenia, czy nawet 0 jak wczoraj, to naprawdę nie chce mi się pisać. Głównym powodem, że dziś skończyłam ten rozdzialik (taki świeżutki jak chleb z TESCO ;D) jest fakt, że wybiło 3000 wyświetleń (WOW, brawa, balony, serpentyny itp.)! Dobra, kończę, bo z niedospania bredzę. 
Mam nadzieję, że będziecie oczekiwać na następny rozdział i, że będziecie bardzo, bardzo komentować :)
Z pozdrowieniami dla wiernych czytelników
~Książkoholiczka Black 
P.S. Z możliwe błędy przepraszam :*