wtorek, 14 czerwca 2016

Rozdział 26



...nie mędrkuj...

 
Obudziło ją skrzypnięcie łóżka. Spojrzała na zegarek i zobaczyła, że jest już 2320. Wyjaśniało to, że jest tak ciemno. Zamknęła oczy i próbowała znów usnąć. Niestety amator nocnych spacerów dalej się kręcił, nie pozwalając dziewczynie na zapadnięcie w sen. Chwilę później usłyszała jak ktoś otwiera drzwi i wychodzi z dormitorium. Rozum krzyczał „Śpij” jednak Gryfońska i Ślizgońska natura pierwszy raz się zgadzały przekrzykując zdrowy rozsądek i wrzeszcząc „Idź i sprawdź, o co chodzi”! Niechętnie, jednakże bezszelestnie, zwlokła się z łóżka. Założyła szlafrok i wyszła z dormitorium cicho zamykając za sobą drzwi. Usiadła na końcu schodów prowadzących do dormitoriów dziewczyn, w cieniu, aby nie było jej widać i czekała na rozwój wypadków.  Wychodząc zauważyła, że to Hermiona postanowiła urządzić sobie nocny spacerek. Teraz czekała, aby dowiedzieć się, po co.
Po niecałych dziesięciu minutach, podczas których młodej Gryfonce zaczęły zamykać się oczy, usłyszała dźwięk dochodzący od strony sypialni chłopców. Zza ściany wyłoniły się dwie postacie. To ją rozbudziło. Podniosła się ze schodów i czekała na następny ruch osób na dole. Po chwili usłyszała głos Hermiony, który był pełen wyrzutu.
-Nie wierzę, że to robisz, Harry- szatynka zapaliła lampę i teraz Rosi widziała, co się dokładnie dzieje.
            Harry Potter i Ron Weasley stali niedaleko wyjścia z Pokoju Wspólnego, a Hermiona siedziała na fotelu.
-To ty- sykną rudzielec- Nie mogę uwierzyć, że ktoś może być tak wścibski – ten moment, na pokazanie swojej obecności, wybrała sobie blondynka.
-Co się tu dzieje?- zapytała suchym tonem.
-Nie no, kolejna- wyjęczał Ron.
-Uprzejmie cie proszę bez takich- prośba ta była jednak wypowiedziana takim tonem, że i Snape by się nie powstydził. Tym samym tonem kontynuowała- Czekam na wyjaśnienia, co się tu dzieje, bo na pewno nie umówiliście się na randkę.
-Przespała cały dzień i się interesuje- warknął cicho Ron, myśląc, że nikt go nie usłyszy. Oczywiście pomylił się, ale kiedy panna Black otwierała usta, aby ustawić chłopaka do pionu odezwał się Harry.
-Przestań, Ron-westchnął- Chodzi o to,- tu zwrócił się do dziewczyny- że Malfoy wyzwał mnie na pojedynek. W Izbie Pamięci o 2400- mówił to dość szybko, więc Rosalin nie była pewna, czy dobrze usłyszała.
-Czekaj, czekaj. Możesz powtórzyć tylko, że troszeczkę wolniej- po ponownym usłyszeniu tej samej informacji spojrzała na trójkę nocnych marków i zaśmiała się. Był to na tyle głośny śmiech, że zaraz zaczęli ją uciszać- Wierzysz w to?- zapytała, kiedy już udało jej się powstrzymać śmiech.
-Ale, w co?- zapytał niepewnie.
-W to, że Draco przyjdzie o północy do Izby Pamięci i do tego będzie się z tobą pojedynkował. Przecież to czysty absurd- nie mogła się powstrzymać i chichotała jak jakaś cheerleaderka. Nie, żeby tam dużo o nich wiedziała, ale czasem przyglądała się ich ćwiczeniom na boisku szkolnym niedaleko niej.
-Pewnie się z nim umówiłaś i mówisz tak, żebyśmy wyszli na tchórzy- wysyczał Ron.
-Tak, jasne. Jak spałam to porozumiewałam się z nim telepatycznie i to ustaliliśmy- warknęła, już bez cienia rozbawienia w głosie.
-Chciałam powiedzieć Percy’emu- wtrąciła, Hermiona, bo Blackówna i Weasley mierzyli się wzrokiem tak, że któreś mogło ulec zapłonowi.
-Po, co?- zapytał Harry.
-Zatrzymał by was, w końcu jest prefektem.
-Daj spokój i nie mieszaj się.
-Właśnie- wtrąciła Ros- Chodźmy spać, Hermiono. Niech się przekonają, że mam rację.
-Nie masz- powiedział Ronald.
-Zakład?
-Zakład. A o co?
Nastała chwila ciszy, w której zastanawiali się nad karą dla przegranego. Nagle Hermiona parsknęła pokazując palcem na przyjaciółkę.
-Co?- zapytała zdziwiona.
-Włosy.
            Złapała kosmyk swoich włosów, które z jasnego blond zmieniły kolor na rude. Nie płomienno rude, jak Rona, ale takie miedziane.
-Dlaczego masz rude włosy?- zapytał Harry patrząc na nią podejrzliwie.
-Bo twój przyjaciel- tu spojrzała nieprzyjemnie na Ron- mnie zirytował i moje włosy, jak na metamorfomag przystało, zmieniły kolor potwierdzając moje emocje.
-A, dlaczego na ostatnich eliksirach nie zmieniły koloru?- zapytał ponownie czarnowłosy.
-Ponieważ zazwyczaj nad nimi panuję- odpowiedziała z prostotą- Ma ktoś pomysł do tego zakładu?- gładko zmieniła temat.
-Esej?- podsunął Potter pytającym tonem.
-Nie. Nie chcę dostać słabej oceny- zaśmiała się.
-Jedno życzenie wygranego do wykonania- zaproponowała Hermiona.
-Jestem za. A ty, Ron?- rzuciła wyzwanie patrząc mu prosto w oczy.
-Zgoda- zawyrokował. Złapali się za ręce, a Harry potwierdził zakład „przecinając” ich ręce.
-Możecie iść, albo nie, wtedy zakład jest nie ważny. Ja idę spać- odwróciła się machając włosami, które w piękny sposób zmieniły kolor, z powrotem na blond.
            Słyszała, jak Hermiona kłóci się z nimi. Następnym dźwiękiem był stukot zamykającego się portretu. Leżąc już w łóżku czekała, aż jej przyjaciółka wróci, ale nic takiego nie następowało. Pomyślała sobie, że pewnie czeka na nich w Podoju Wspólnym, albo, co bardziej prawdopodobne, poszła za nimi, żeby im przeszkodzić.
Długo leżała czekając na powrót przyjaciółki, ale nie wracała. Przez chwilę oblał ją zimny lęk, że coś im się stało, ale potem przypomniała sobie, że najgorsze, co może ich spotkać to profesor Snape, patrolujący korytarze.
            Z tą myślą ułożyła się wygodnie na poduszce i po chwili usnęła.
♥♥♥
-I ten pies. On miał trzy głowy i był wielki i…i…- wyraźnie zirytowana głupotą chłopców, Hermiona, opowiadała przy śniadaniu swoją nocną przygodę.
-A, jakiego koloru miał sierść?- zapytała Rosi, kiedy przełknęła tosta.
-Słucham?
-Jakiego kol…
-Wiem, co powiedziałaś,- przerwała jej- ale nie wierzę, że o to pytasz. Mogłam zginąć, a ty pytasz o sierść- była wyraźnie wzburzona i wymachiwała tostem.
-Nie wiem, dlaczego tak to przeżywasz, przecież żyjesz i masz się dobrze, tak?
-No tak, ale…
-Ale to było ich dwie, Mionka. Przestań przeżywać, najważniejsze jest to, że wygrałam zakład- powiedziała z wrednym uśmiechem, a w jej oczach zapaliły się psotne iskierki.
-No tak- panna Granger odpowiedziała równie niepokojącym, dla otoczenia uśmiechem, a Dean prawie udławił się pitym sokiem- Co mu rozkażesz?
-Jeszcze nie wiem,- zaśmiała się- ale na pewno nie będzie to miłe. Może poproszę o pomoc bliźniaków…
-W czym?- usłyszała za sobą pytanie.
-Ładnie to tak podsłuchiwać?- zapytała odkręcając się do dwóch rudzielców stojących za nią.
-My nie podsłuchujemy…
- Tylko przypadkiem usłyszeliśmy- powiedzieli z szerokimi uśmiechami.
-Tak, tak, na pewno. To czysty przypadek, że usłyszeliście- zaśmiała się.
-Nie mędrkuj tylko mów, o co chodzi- powiedział Fred siadając obok niej i przepychając się.
-Gdzie się pchasz?- warknęła.
-Je jęcz, tylko przesuń tyłek.
-Nieeee…
-Taaak…
-Dziękuję, ale nie skorzystam- powiedziała z ironią, jednocześnie uśmiechając się.
-Jak chcesz- zaśmiał się George i, nie wiadomo, kiedy, złapał ją za ręce i podniósł do góry.
            Pisnęła, niby cicho, ale i tak wiele osób spojrzało w ich stronę. Odwróciła cię w stronę stołu nauczycielskiego. Jedynym, który zwrócił na nich uwagę był, na szczęście, profesor Dumbledore. Uśmiechał się do nich promiennie, a błękitne oczy, schowane za okularami połówkami, śmiały się do nich wesoło. Weasley uznał to za pozwolenie do dalszej zabawy i posadził ją na ziemi za ławką. Podczas tego procesu został dwa razy kopnięty w piszczel i tylko cudem uniknęli upadku. George ze śmiechem próbował usiąść na „zwolnionym” miejscu, ale wywrócił się, kiedy Rosi złapała go za nogę i pociągnęła w dół. Teraz oboje siedzieli na ziemi i ścigali się, które pierwsze usiądzie, tworząc przy tym ciekawe widowisko dla gapiów.
Pierwszy podniósł się rudzielec, któremu pomógł brat bliźniak. Wściekła Rosalin stanęła za nim i wysyczała:
-Zadowolony jesteś?- na twierdzącą odpowiedź zmrużyła wściekle oczy- Ja jeszcze nie skończyłam śniadania.
-Możesz mi usiąść na kolanach, jeśli chcesz- zaproponował chłopak, z miną wyrażającą 100% pewność, że dziewczyna tego nie zrobi.
-Ja nie chcę cię podpuszczać, ale nie zrobisz tego- powiedział Fred patrząc na brata wrednie.
-Wiesz, Fredi, zdecydowałam już przed twoim komentarzem- nie skończyła tego mówić, a już siedziała chłopakowi na kolanach, wywołując kolejną salwę śmiechu.
-C…ccco?…Jaaa…k?- zaczął się jąkać.
-Przestań, bo brzmisz jak szanowny profesor Quirrell- zaśmiała się, patrząc na przyjaciela.
-Nie spodziewałem się, że to zrobisz- burknął zirytowany.
-Kochaniutki, ty wielu rzeczy o mnie nie wiesz- odpowiedziała z uśmiechem i sięgnęła po tosta.
-Masz strasznie kościsty tyłek- usłyszała podczas jedzenia.
-Słucham?- zapytała z niedowierzaniem, jednocześnie dziękując Merlinowi, że nie otworzyła ust ze zdziwienia, bo mogłoby to obrzydzić jedzenie osobom przed nią.
-Powiedziałem, że masz kościsty tyłek- powtórzył przeciągając wyrazy, a w oczach paliły mu się złośliwe iskierki.
-Osz ty…ty…
            Nie dowiedział się jednak, jaki jest, bo usłyszeli zza siebie zimny głos.
-Black, Weasley, uspokójcie się. To Wielka Sala, a nie wasz Pokój Wspólny.
-Dzień dobry, profesorze Snape- powiedziała Ros schodząc z kolan Georga.
            W odpowiedzi dostała tylko zirytowane spojrzenie.
-Skoro wesoły profesor już wyszedł, to czas się zbierać do lochów- powiedziała z uśmiechem.
-Racja- odpowiedział jej chór pierwszorocznych i, sporą grupką, udali się pod salę eliksirów.

♥♥♥
-To było wyjątkowo wredne, wiesz Malfoy?- zapytała idąc razem z trójką Ślizgonów do Wielkiej Sali po skończonych eliksirach.
-Ale, co?- zapytał z udawanym zdziwieniem, na co Blaise zaśmiał się głośno.
-Hmm… Pojedynek, Izba Pamięci, dwóch Gryfonów, północ. Mówi ci to coś?
-Wiele słyszałem o pojedynkach. W Izbie Pamięci znajdują się medale, puchary i takie tam…- mówił to tak śmiertelnie poważnie, że aż śmiesznie.
-Drakooo… Proszę cię, nie wnerwiaj mnie- wyjęczała z uśmiechem, a ich towarzysze śmiali się głośno.
-Nie wiem, o co ci chodzi- powiedział patrząc na nią, a w kącikach ust czaił mu się uśmiech- A, i nie przeciągaj tak mojego imienia, bo źle to brzmi- dodał z naganą.
-Jak będę chciała-odpowiedziała z uśmiechem.
-Myślałem, że będziesz się czepiać, prawić jakieś morały- powiedział Teodor po chwili ciszy.
-Zastanawiałam się nad tym, Teo,- zaczęła po namyśle- ale czy jest sens. Wy będziecie robić, co będziecie chcieli, oni także. Ja nie będę was pouczać, jednocześnie proszę was, żebyście, chociaż przy mnie, zachowywali się jak ludzie cywilizowani, zgoda?- nie chciała godzić Ślizgonów z Gryfonami. Mogłaby tylko zepsuć to, co osiągnęła, czyli przyjaźń obu stron. Godzenie domów nie było w jej zamyśle, po prostu chciała trzymać się z ludźmi, których lubi, bez względu na dom.
-Co rozumiesz przez „ludzie cywilizowani”?- zapytał Zabini z ogromnym uśmiechem.
-Żadnego wyzywania się w mojej obecności, bo to skutkowałoby tym, że musiałabym opowiedzieć się za którąś ze stron, co nie jest mi na rękę- wytłumaczyła spokojnie. Wczoraj, po tej nieszczęsnej akcji podczas lekcji latania, kiedy czekali na panią Hooch, przemyślała sobie to wszystko. Musiała jeszcze porozmawiać ze swoimi Gryfonami, ale to potem. Teraz ważne jest, co powiedzą chłopcy.
-Tylko tyle?- zapytał Draco.
-Nie wiem- powiedziała z prostotą, co skutkowało zdziwionymi spojrzeniami skierowanymi w jej stronę- Naprawdę nie wiem, nie patrzcie tak. Po prostu nie chcę być postawiona w takiej sytuacji, w której musiałabym wybierać między wami, a nimi- uśmiechnęła się do nich nieśmiało, a ten uśmiech miała opanowany do perfekcji.
-A, co oni na to?- zapytał Blaise, po dłuższej chwili, podczas której przetrawiali jej słowa.
-Jeszcze z nimi nie rozmawiałam, najpierw chciałam porozmawiać z wami- lekko uniosła kącik ust.
-Ja mogę się zgodzić, a wy chłopaki?- powiedział pewnie Zabini patrząc na przyjaciół.
-Ja też- potwierdził Nott.
-Malfoy, niemoto?- czarnoskóry nie mógł sobie odpuścić nazwania tak kumpla.
-Sami jesteś niemota, Zabini- warknął- A, co do twojej prośby, Ros- spojrzał na nią swoimi stalowymi tęczówkami- jestem w stanie się zgodzić, ale tylko przy tobie- uśmiechną się wrednie.
-To znaczy?- zapytała dla pewności.
-Dalej będę dokuczał tym głupim Gryfiakom, ale wtedy, kiedy ciebie nie będzie w pobliżu-po chwili zastanowienia dodał ze złośliwym uśmiechem- I na lekcjach.
-Dobra- przypieczętowała umowę z każdym z nich uściśnięciem dłoni.
            Szli w milczeniu. Dookoła było coraz więcej osób. Nagle coś ją olśniło.
-Gdzie jest haczyk?- zapytała z naciskiem.
-Haczyk?- zdziwili się chórem, co było najbardziej podejrzane.
-Za szybko się zgodziliście- wytłumaczyła.
-Nie ma żadnego haczyka, Rosi- zaczął tłumaczyć Teodor, a jego czarne oczy świeciły się wesoło- Łamiemy zasady nienawiści naszych domów kumplując się. Myśleliśmy, że będziesz na nas warczeć za gnębienie Pottera i innych Gryfonów, a ty nam pozwoliłaś, czego chcieć więcej- uśmiechnął się.
-Wiedziałam, że coś jest na rzeczy- westchnęła- Ale zdajecie sobie sprawę, że oni też będą mogli was gnębić, a ja nic im nie powiem? No, chyba że przekroczy to granice dobrego wychowania, co tyczy się obu stron- powiedziała unosząc brew.
-Spoko, luz, mała- powiedzieli razem i poszli w swoją stronę.
-Taaa, spoko luz- westchnęła do siebie. Teraz czekała ją przeprawa z Harry’m i Ronem, którzy są na nią dosyć wkurzeni.
♥♥♥
            Pokój Wspólny Gryffindoru był wypełniony radosnym gwarem. Wszyscy wrócili już po obiedzie, a teraz leniuchowali, bo co innego mogli robić w piątkowe popołudnie. Hermiona poszła do biblioteki, a Rosalin przyszła poszukać chłopaków. Wypatrzyła rudą i czarną czuprynę w fotelach pod oknem. Podeszła do nich żwawym krokiem i usiadła na wolnym fotelu.
-Hej, chłopaki- powiedziała wesoło, w zamian dostała tylko ponure spojrzenia.
-Co, przyszłaś mi wydać rozkaz?- zapytał Ron.
-Nie, przyszłam z wami pogadać- dalej lekko się uśmiechała, chociaż zaczynała się denerwować.
-O, czym?- zapytał Harry milszym głosem niż jego towarzysz.
-O Ślizgonach- jeśli myślała, że widziała już każdy stopień zirytowanego spojrzenia, to się myliła. Obaj spojrzeli na nią gorzej niż na Snape’a, który rano powiedział im, że są, ładnie ujmując, idiotami i, że krojona przez nich traszka ma więcej rozumu.
-I, co chcesz nam o nich powiedzieć?- zapytał Ron z ironią, o którą go nie posądzała- Tylko powiedz coś, czego nie wiemy.
-Chcę wam powiedzieć, że nie będę się mieszać w wasze porachunki. Nie będę bronić was przed nimi, ani ich przed wami. Dla mnie możecie kopać pod sobą dołki, gnębić się wzajemnie, tylko proszę, żebyście mnie w to nie mieszali- powiedziała szybko, parę razy powstrzymując Rona ruchem ręki przed wtrąceniem się.
-To znaczy?- zapytał Harry, który wyglądał na zainteresowanego ugodą.
-Nie zaczepiacie ich w mojej obecności, żebym nie musiała stawać po którejś ze stron.
-A oni?- zapytał Ron.
-Zobowiązali się do tego samego, to znaczy to tego, że będą starać się zaczepiać was tylko wtedy, kiedy mnie nie będzie z wami lub nimi.
-I tego samego oczekujesz od nas?- zapytał Potter z lekki powątpiewaniem.
-Ja niczego od was nie oczekuję, Harry, ja was proszę- powiedziała z nieśmiałym uśmiechem.
-Musisz się w ogóle z nimi kumplować?- zapytał Potter patrząc na nią przenikliwie swoimi zielonymi oczami.
-Ja wiem, że wy nie rozumiecie, że ja mogę ich lubić, tak samo jak oni nie rozumieją, jak mogę lubić was- powiedziała uśmiechając się lekko.
-Czyli musisz- skrócił Harry robiąc dziwną minę, coś między smutkiem a rozbawieniem.
-Nie muszę, chcę- zaśmiała się.
-Niech będzie- zadecydował okularnik. Spojrzał na przyjaciela, który powoli kiwną głową.
-Ale możemy dokuczać im na lekcjach i odpowiadać na ich zaczepki?- zapytał Ron.
-Zgoda- uśmiechnęła się promiennie.
            Zatwierdzili umowę uściśnięciem dłoni i uśmiechami.
-Powinniście być milsi dla Hermiony- pogroziła im palcem, ale efekt niszczyły śmiejące się oczy- Ona naprawdę chce dobrze, tylko ma dziwne metody.
-Wtrąca się w nie swoje sprawy- bronił się Weasley, a Potter kiwał głową na znak zgody.
-Chciała dobrze, zawsze chce, ale wy się jej czepiacie- powiedziała patrząc z naganą.
-Będziesz się nas czepiać?- zapytali razem.
-Nie. Moglibyście być po prostu milsi.
-To nie tak, że my chcemy być niemili, ale ona nas szpieguje- powiedział z westchnieniem Harry.
-I jest przemądrzała- dodał Ron.
-A wy głupi, a my wam tego nie wypominamy- powiedziała z uśmiechem.
-No wiesz, co?
-Nie jęcz, Harry. Możecie ją ignorować, ale nie bądźcie niemili- powiedziała spokojnie – A teraz idę do biblioteki. Pa.
-Pa- odpowiedzieli chórkiem.
            Kiedy odchodziła przypomniało jej się coś jeszcze, więc odkręciła się i dodała
-Draco też wynegocjował lekcje- mrugnęła do nich. Odpowiedziały jej tylko ostre spojrzenia.
            Droga do biblioteki nie zajęła jej długo. Do czego, jak, do czego, ale do dróg to miała pamięć. Szopę brązowych włosów znalazła przy jednym ze stolików pod oknem w głębi pomieszczenia. Na stoliku leżały książki, wiele książek, a część z nich była otwarta. Panna Granger pisała coś szybko na pergaminie, co jakiś czas zerkając do którejś z książek. Nawet nie zauważyła, że jej przyjaciółka przysunęła sobie krzesło i usiadła naprzeciwko niej. Rosi przyjrzała się dziewczynie. Pisała esej z transmutacji. Była bardzo skupiona. Marszczyła śmiesznie nos, a nieusłuchane włosy wchodziły jej, od czasu, do czasu, w oczy. Patrząc na nią, panna Black pomyślała, że jest bardzo inteligentna. Widać było jak się stara, żeby nauczyciele ją docenili. Jednak Ros wiedziała, że nie tędy droga. Nie trzeba przecież cały czas się zgłaszać. Wystarczy nie dać się złapać na niewiedzy. Jest to bardziej cenione. Była jednak pewna, że Hermiona zostanie doceniona. Była po prostu świetną czarownicą. Lepszą od wielu czystokrwistych arystokratów. A jeśli dalej będzie tak połykać książki stanie się chodzącą biblioteką. Dlatego też, blondynka postanowiła powiadomić przyjaciółkę o swoim przybyciu.
-Hej, Mionka- powiedziała głośno, jednak na tyle cicho, aby pani Pince nie mogła się ich przyczepić.
            Dziewczyna poderwała głowę i upuściła pióro na pergamin.
-Bogowie, Ros, ale mnie przestraszyłaś- zganiła ją, kiedy jednak zobaczyła, że na eseju powstał wielki kleks zaczęła panikować- Nie, nie, nie, nie, nie- powtarzała w kółko, próbując zetrzeć plamę.
-Czekaj, Miona, zostaw- zabrała jej rękę znad pergaminu i wypowiedziała cicho zaklęcie. Różdżka pochłonęła zbędny atrament. Było to niezwykle przydatne zaklęcie.  Znalazła je przypadkiem, kiedy pisały esej na zaklęcia. Jednak Hermionie, zazwyczaj w sytuacjach stresowych, zdarzało się myśleć po mugolsku.
            Widząc, że jej praca została uratowana, westchnęła i usiadła z powrotem na krześle.
-Wiesz, zapomniałam o tym zaklęciu- powiedziała pocierając oczy.
-A ja nie spodziewałam się, że tak nerwowo zareagujesz- odpowiedziała uśmiechając się szeroko.
-Spadaj- powiedziała, po czym pokazała przyjaciółce język.
-Nie będę spadać, bo narobię hałasu i pani Pince wywali nas ze swojego królestwa- pełna powaga w głosie dziewczyny, tak rozbawiła pannę Granger, że ta zaczęła się głośno śmiać. Rosi musiała zakrywać jej usta dłonią, bo usłyszała kroki niedaleko nich- No już, Mionka, bo ktoś zaraz przyjdzie, nie rżyj tak.
Niestety wywołało to odwrotny efekt i po chwili śmiały się obie zakrywając sobie usta dłońmi. Kiedy w końcu się uspokoiły, Rosalin wyjęła pergamin, pióro i atrament. Pisały razem, wymieniając się spostrzeżeniami, ale każda z nich pisała po swojemu. Po jakiejś godzince Hermiona podniosła głowę z nad eseju, wychyliła się na krześle i przeciągnęła tak, że aż zatrzeszczało.
-I jak poszło?- zapytała zgarniając włosy z twarzy.
-Co?- mruknęła nieprzytomnie Ros przeczesując swoje zmienione włosy. Podczas pracy zmieniła je na króciutkie tak, żeby nie przeszkadzały jej w pracy. A, że czytała o srebrnych szpilkach, jej włosy samoczynnie zmieniły kolor.
-Rozmowa z chłopakami- wytłumaczyła cierpliwie.
-Aaa, to. Mogło być- odpowiedziała zwięźle i wróciła do czytanego tekstu.
-A może coś więcej pani szpilko?- zaśmiała się.
            Bardzo powoli podniosła głowę i, z mordem w oczach, wysyczała.
-Jeśli chcesz się czegokolwiek dowiedzieć, to milcz dopóki nie skończę- już żałowała, że podczas obiadu powiedziała wszystko przyjaciółce.
-Dobra, dobra- zachichotała i zamilkła.
            Postawiła ostatnią kropkę pewnym ruchem. Przeciągnęła się lekko, przywróciła włosy do poprzedniego stanu i spojrzała na przyjaciółkę.
-Teraz możesz mówić- uśmiechnęła się lekko.
-Jak rozmowa z chłopakami?
            Streściła jej krótko jak to było, omijając fragment o niej. Nie chciała, żeby się niepotrzebnie denerwowała.
-Myślisz, że dadzą radę?- w czekoladowych oczach błyszczało powątpiewanie.
-Nie wiem, ale jak będą próbować mnie w to mieszać to karzę im spadać- powiedziała z uśmiechem i zaczęła zbierać swoje rzeczy- Gdzieś mam fasolki wszystkich smaków, zbieraj te glamoty.
-Tak jest, kapitanie- odpowiedziała ze śmiechem.
            W dobrych humorach poszły do Wieży Gryffindoru. 


Jestem z kolejnym rozdziałem. Pisany podczas przebłysków lepszego humoru, między nauką ze wszystkich przedmiotów (bo nagle trzeba pozaliczać, bo ocenek brakuje), a domowymi obowiązkami.
Nie będę się tu rozpisywać. Proszę  was tylko, żeby pod następnym rozdziałem było więcej niż dwa komentarze. Tyle. :D
To kolejnego rozdziału
~Książkoholiczka Black