środa, 20 kwietnia 2016

Miniaturka II cz.1

Pechowe SUM'y

 (Dla wrażliwych: wiele niecenzuralnych słów)

   Siedząc prawie na samym przodzie Wielkiej Sali, która nie wyglądała, jak ona, bo stało tu pełno małych stolików, przy których siedzieli uczniowie, Emily Zabini pisała SUM'a z Obrony Przed Czarną Magią. Pytania były zaskakująco łatwe, a że akurat z tym przedmiotem nie miała problemów, to napisała wszystko długo przed czasem. Obejrzała się za siebie, szukając rozczochranej głowy jednego ze swoich przyjaciół. James Potter właśnie sprawdzał, co napisał. Skierowała swój wzrok na Syriusza, który bujał się, niedbale rozpostarty na krześle. Miała nadzieję, że wyrżnie orła i może się nuczy, że nie powinien tego robić. Kiedy mu to tłumaczyła, to odpowiadał jej, że, cytując "To, że moja matka na matkę się nie nadaje, nie oznacza, że masz mi za nią robić. Inaczej? Odpieprz się, Em". Za ostatnie zdanie, dostawał od dziewczyny kopniaka w kolano, Rogacz trzepał go przez łeb, a Remus raczył komentarzem "Jesteś chamem i prostakiem, Black. Zapomnij o notatkach, chyba że ją przeprosisz". Więc ją przeprasza, bo gdyby nie notatki Luniaczka i on i James nie zdali by teoretycznych SUM'ów. Zostając przy temacie Remusa, to chłopak siedział i czytał, to, co napisał. Im bliżej pełni, tym gorzej wygląda pomyślała. Chłopak był blady i wyglądał coraz gorzej. Dziewczyna martwiła się o niego i resztę półgłówków. Nie popierała ich eskapad w świetle całego księżyca. Jednak podziwiała to, że obaj bruneci opanowali sztukę animagii już na początku roku. Ona sama dopiero niedawno po raz pierwszy dokonała przeobrażenia. Jej postacią animagiczną okazał się kruk. Dlaczego? Nie wie nikt, ale bardzo jej się to podoba. Czarne, lśniące pióra, które rozwiewają się w czasie lotu. To nawet lepsze od lotu na miotle. Ehem, Emily Zabini skup się, do cholery, na odpowiedziach, które napisałaś! upomniała samą siebie. Spojrzała jeszcze na rudą czuprynę przyjaciółki. Lily spojrzała na nią w tym samym momencie i uśmiechnęła się ciepło. Blondynka odwzajemniła uśmiech i wróciła do swojej pracy. Sprawdziła odpowiedzi po raz dziesiąty i stwierdziła, że źle nie jest, choć oczywiście mogłoby być lepiej. Odłożyła pióro i zwinęła swój pergamin.
-Proszę odłożyć pióra!- zaskrzeczał profesor Flitwick, który pilnował uczniów podczas egzaminu- Ty też, Stebbins! Proszę pozostać na miejscach, zaraz zbiorę wasze pergaminy! Accio!
   Ponad setka rolek pergaminu uderzyła w profesora tak, że zwaliła go z nóg. Emily, która siedziała blisko nauczyciela, wstała i, razem z jakimś Krukonem, pomogła mu wstać.
-Dziękuję...dziękuję- wysapał profesor- Jesteście wszyscy wolni!
   Wszyscy wyszli tak szybko, że mało się nie pognietli w drzwiach. Za to Em szła powoli, na samym końcu pochodu. Szczerze powiedziawszy, to niezbyt jej się spieszyło. Po wyjściu z Sali spodziewała się swojego brata, a nie miała ochoty go widzieć. Chociaż nie, nie jego tylko ich dwóch starszych braci, którzy, na pewno, przyjdą się z niej ponabijać.
   Tak jak się spodziewała, zobaczyła czarną czuprynę swojego, o rok starszego brata, Maxa.
-No, hej, Emcia. Jak poszło?- to zdrobnienie przywarło do niej, z jego ust od urodzenia. Chłopak nie umiał jeszcze dobrze mówić, więc stworzył siostrze takie zdrobnienie. Kiedyś się wściekała, ale teraz cieszyła się, że dalej tak do niej mówi. Chociaż nie, cieszyła się, że zwraca się do niej jak cywilizowany czarodziej, a nie dogryza jej na każdym kroku jak Eric i Joseph, ich starsi bracia bliźniacy.
-Całkiem nieźle, Maxi- odpowiedziała z uśmiechem.
-To dobrze- na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech, a w oczach w kolorze gorącej czekolady zaświeciły się radosne ogniki- Trudne mieliście pytania?
-No coś ty, oczywiście...
-...że tak- wtrącił zimny i nieprzyjemny głos Rica.
-A tobie pewnie poszło najgorzej, co?- Joseph zwrócił się w stronę siostry  i wykrzywił swoje wąskie wargi we wrednym uśmieszku.
-Najgorzej to poszło tobie, a ja nie mam zamiaru pobijać twojego rekordu, 10 punktów- uśmiechnęła się ironicznie w stronę brata.
-Coraz bardziej wyszczekana się robisz, Gryfiaczko- prychną ze złością Eric, a w jego czarnych oczach widać było rodzącą się złość.
-A ja miałem Powyżej Oczekiwań z OPCM na SUM'ach- sprostował drugi z bliźniaków, a jego, identyczne do bliźniaka, oczy zapłonęły złością i urazą.
-Tak, tak. Powyżej oczekiwań było to, że w ogóle się podpisałeś- odpowiedziała zaczepnie, a widząc, że Rick chce coś powiedzieć warknęła- Ty się nie odzywaj, bo jesteś taki sam tępy burak- jednak to było kłamstwo, bo Eric jest tym mądrzejszym.
-Taka odważna jesteś, a przecież Pottera i Blacka tu nie ma- powiedział Eric  podchodząc do niej z niebezpiecznym uśmiechem.
-Ricki, Ricki, pamiętaj, że to nadal nasza siostra- wtrącił spokojnie Max, ale i on i Emily wiedzieli, że to nie podziała.
-Ja nie mam siostry- warknął tylko podchodząc bliżej.
   Max stanął przed nią zagradzając drogę bratu.
-Eric, opłaca ci się zaczepiać taką wstrętną Gryfonkę i zdrajczynię rodu? Daj spokój i nie plam sobie różdżki takimi jak ona- ten ton głosu, postawa wskazywały na to, że Max mówi to, co myśli.
-Maxi, przecież ty z nią gadasz- wtrącił Joseph.
-Pfff... Rodzice mi kazali- odpowiedział i odkręcił się do zszokowanej dziewczyny- Coś ty myślała, że ja, Ślizgon, będę z własnej, nieprzymuszonej woli zadawał się z Gryfonką, która plami honor mojego nazwiska?- zapytał widząc jej zdziwioną minę.
   Emily szukała śladów fałszu na jego twarzy. W jego wiecznie wesołych oczach, którym tak ufała. Niestety nie znalazła nic. W jego ciepłych, czekoladowych oczach widziała tylko rozbawienie jej zachowaniem i zimą pogardę.
-Oczywiście, że nie, szanowny Ślizgonie. Pomagałam ci odgrywać dobrego braciszka dla rodziców- odpowiedziała tak zimno, że zdziwiła się, że nie pojawiły się przed nią sople. Oczy ciskały gromy, a Joseph się cofnął. Wyglądała teraz jak ich matka w stanie istnej furii. Wtedy nawet ich ojciec schodził jej z drogi. 
   Odkręciła się na pięcie, ale nie zdążyła przejść pięciu kroków, kiedy usłyszała zaklęcie wypowiadane przez Ericka. Poślizgnęła się i upadła, uderzając mocno głową o ścianę. Zrobiło jej się czarno przed oczami. Starała się powstrzymać łzy, kiedy słyszała oddalające się śmiechy jej braci. Wiedziała, że musi wstać, bo zostanie w tym, mało uczęszczanym korytarzu, do którego weszła z Maxem podczas ich rozmowy. Zeszła, na kolanach, z lodu i, podtrzymując się ściany, bardzo powoli się podniosła. Miała okropne zawroty głowy, a przed oczami latały jej czarne plamy. Nie wiedziała jednak czy te plamki latają jej przez upadek czy ze złości.
-Gnoje, pieprzone chamy i jeszcze ten jebany zdrajca- mruczała pod nosem.
   Skierowała się na błonia. Spodziewała się tam spotkać przyjaciół. I spotkała ich. James z Syriuszem właśnie mieli zamiar pozbawić Severusa Snape'a bielizny.
   Szła tak szybko, jak tylko mogła i, będąc już bardzo blisko brunetów, wrzasnęła:
-POTTER! BLACK! MACIE GO, DO JASNEJ CHOLERY, POSTAWIĆ NA ZIEMI!- jej wrzask spowodował, że wszyscy, który przypatrywali się temu przedstawieniu, spojrzeli na nią z szokiem.
-Ale, Em...- zaczął Syriusz, ale przerwał mu kolejny wrzask.
-ŻADNE "ALE" DO CHOLERY! MACIE GO W TEJ CHWILI POSTAWIĆ!
-Nie słyszałaś, jak ona nazwał Evans- wtrącił niepewnie Potter.
-NAZWAŁ, A NIE POWIESIŁ W POWIETRZU Z ZAMIAREM ŚCIĄGNIĘCIA JEJ MAJTEK!- już nie panowała nad głosem. Jej policzki stały się czerwone, a w oczach ciskających gromy pojawiły się łzy gniewu.
-Ale on nazwał ją szlamą- wydukał Potter, ale bardzo cicho.
   Blondynka podeszła do niego z wyciągniętą różdżką i , bardzo złowrogim, szeptem powiedziała:
-Jeśli go nie postawisz w ciągu trzech sekund, to ja przeklnę cię tak, że popamiętasz do końca swojego, dzięki mnie, krótkiego życia- wyciągnęła przed siebie kciuk i powiedziała- Raz!
   W tym momencie Snape stał już na nogach i szedł po swoje rzeczy.
-Lupin!- krzyknęła Emily. Remus podszedł do niej, jakby szedł na ścięcie.
-Tak?- zapytał cicho, nie chcąc denerwować przyjaciółki, która i tak była już w stanie furii.
-Jako prefekt powinieneś temu zapobiec- uciszyła go ruchem ręki, kiedy chciał coś wtrącić- Skoro, jednak tego nie zrobiłeś odejmiesz Gryffindorowi dwadzieścia punktów i dasz im obu szlaban z Filchem, rozumiesz?
   Nie zdążyła jeszcze dokończyć ostatniego słowa, a Dom Lwa stracił punkty, a chłopcy zarobili szlaban. Rozejrzała się dookoła i, widząc wgapiających się w nią uczniów, wrzasnęła:
-A WY NIE MACIE, CO ROBIĆ, ŻE SIĘ TAK GAPICIE!?
   Skutek był taki, że wszyscy przypomnieli sobie o sprawach, podczas których nie musieli patrzeć w stronę panny Zabini.
-Jeśli jeszcze raz zobaczę coś takiego, to pożałujecie- wyszeptała patrząc na trzech huncwotów- Rozumiecie?
-Tak- odpowiedzieli słabym chórkiem. Mieli nietęgie miny.
   Emily w całej swojej, wściekłej, glorii ruszyła w stronę zamku. Im bliżej wejścia była, tym bardziej mijała jej złość. Dotychczasowe łzy gniewu zmieniły się w łzy upokorzenia i żalu. Nie spodziewała się tego po Maxsie, który zawsze stawał po jej stronie. Wątpiła, że to rodzice mu kazali,  bo uczyli ją, że ma być silna. Na pewno nie kazaliby mu jej oszukiwać. Może i są z pokolenia na pokolenie Ślizgonami, ale własnych dzieci nie okłamują, a to byłoby kłamstwo w stosunku do niej.
   Przemierzała boczne korytarze, żeby na nikogo się nie natknąć, kiedy czyjaś dłoń wciągnęła ją do pustej klasy. Przestraszyła się, że to znowu jej sadystyczni bracia, ale nie dała tego po sobie poznać. Kiedy wyczuwali strach, byli jeszcze gorsi.
-Dlaczego to zrobiłaś?- usłyszała zimny i nieprzyjemny głos Severusa Snape'a.
-Kurwa, Snape, chcesz żebym na zawał zeszła?
-Pytam, dlaczego to zrobiłaś?- na jego zimny tona zaśmiała się wesoło, a chłopak spojrzał na nią jak na wariatkę.
-Daj spokój, wystarczy zwykłe "Dzięki" i po sprawie- wykrztusiła.
-Nie potrzebuje litości, ani pomocy osób, które mają mnie w dupie.
-No wiesz, co Severusie, ja wcale nie mam cię w dupie...-powaga jej głosu zdziwiła bruneta-...za duży jesteś, a ja mam mały, zgrabny tyłeczek.
-Zabini...-warknął iście po ślizgońsku.
-Daj spokój Snape, to żadna litość. Po prostu zaistniała sytuacja miała miejsce podczas gdy ja byłam już wkurwiona, więc wyżyłam się na Potterze i Blacku, a że akurat ci pomogłam, to szczęśliwy zbieg okoliczności- powiedziała, lekceważąco wzruszając ramionami.
-Szczęśliwy?- powtórzył z niedowierzaniem czarnowłosy.
-Tak, szczęśliwy, Severusie, bo ktoś musiał to przerwać, a jeśli nie nauczyciele, to tylko ja mogłam to powstrzymać.
-S...s...severusie?- wydukał. Wyglądał na bardzo zbitego z tropu.
   Niespodziewanie zaczął ją oglądać.
-Odbiło ci?-zapytała ze zdziwieniem Gryfonka.
-Mi się wydaje, że to tobie odbiło, więc sprawdzam...- powiedział cicho.
   Stał za nią, gdy nagle wciągną ze świstem powietrze. Zawrócił. Pochylił się lekko, tak aby patrzeć jej w oczy On jest wyższy o Jamesa... pomyślała, ale przerwały jej słowa Snape'a wypowiedziane dziwnym, niespotykanym u niego, tonem:
-Krwawisz- prostota tego słowa wywołała tylko śmiech u panny Zabini.
-Co?- wykrztusiła.
-Krwawisz- powtórzył, patrząc na nią z politowaniem.
   Emily uniosła rękę do głowy. Pomacała się i syknęła z bólu. Kiedy wzięła swoją rękę przed oczy ujrzała szkarłatną ciecz spływającą jej po palcach.
-Kurwa- syknęła, a przed jej oczami pojawiły się czarne plamki. Zachwiała się i, gdyby nie Severus, wywaliłaby się tak, że miałaby głowę rozwaloną w drugim miejscu.
   Poprowadził ją w stronę stolików, zdjął jedno z krzeseł i pomógł jej usiąść.
-Dzięki, Sev- powiedziała uśmiechając się lekko. Nawet to, że czarne plamy latały jej przed oczami nie zasłoniło grymasu pojawiającego się na twarzy Ślizgona.
-Nazwij mnie tak jeszcze raz, a walnę cie w łeb tak, że pożałujesz- wywarczał.
   Śmiech dziewczyny, który rozległ się po tych słowach został zastąpiony przez syk.
-I po co rżysz, chcesz żeby cię bardziej bolało?-zapytał z kpiną.
-Wielki znawca wszelkich ran wyjawi mi teraz swoje tajniki uśmierzania bólu- zironizowała.
-Wiedziałem, po prostu wiedziałem, że przyjaźń z Potterem i Blackiem szkodzi na mózg- mruknął- Dobra, Zabini, teraz się nie ruszaj.
-Yyy...Snape, co ty chcesz zrobić?- zapytała z lekkim niepokojem, bo ostrość jej wróciła do normy, a wspomniany chłopak miał złowieszczą minę.
-Siedź cicho i się nie ruszaj. Poćwiczę sobie magomedycynę- odpowiedział twardo, a w jego, czarnych, jak tunele, oczach czaiło się rozbawienie i pewien dziwny błysk, którego nie potrafiła zidentyfikować.
-Co ty chcesz, do kurwy nędzy, zrob...- nie skończyła, bo poczuła jak stado igiełek kłuje ją w miejscu zranienia. Syknęła cicho i słuchała, jak Ślizgon, który nienawidzi jej przyjaciół i raczej jej też szepcze jakieś zaklęcia. Zapewne powinna się bać, ale nie odczuwała żadnego lęku. Nie ufała mu, bo byłoby to głupotą, ale gdyby chciał, żeby jej się coś stało, to nie mówiłby jej o ranie, prawda? Miała taką nadzieję.
   Igiełki zniknęły tak nagle jak się pojawiły, a w ich miejsce pojawił się lekki chłód. Z ulgi wyrwało się jej ciche "Mhmm".
-Łatwo cię zadowolić- zaśmiał się szyderczo.
-Zapytałabym czy wiesz jak to jest, ale to głupie pytanie- odpowiedziała bez namysłu. Cień uśmiechu, który pojawił się na cienkich wargach chłopaka znikł.
-Może cię jeszcze boleć, więc uważaj- powiedział lodowatym tonem.
   Ruszył do drzwi, ale, w półkroku,  zatrzymało go ciche:
-Przepraszam, Severusie- chłopak odwrócił się do niej,a ona patrząc na swoje dłonie ułożone na kolanach, ciągnęła- Powinnam ci podziękować, a jestem wredna- uniosła wzrok i spojrzała smutnymi oczyma na Snape'a- Dziękuję za pomoc. Nie zatrzymuję się już, możesz iść- uśmiechnęła się gorzko.
-Kurwa- bardziej wyczytała z ruchu jego warg niż usłyszała- Co jest, Zabini?- zapytał poważnie. Zdjął sobie krzesełko i usiadł obok.
-Pytałeś, dlaczego ci pomogłam- uśmiechnęła się do niego smutno- Wiesz, dlaczego? Bo zobaczyłam siebie-na zszokowane spojrzenie zaśmiała się krótko- No, może nie dosłownie, ale odkąd trafiłam do Gryffindoru, Eric i Joseph uprzykrzają mi życie na każdym kroku. Dlatego dotąd nie zdarzyło się, żeby ci przy mnie dokuczali, a nawet jeśli ci dokuczali, to wiesz dobrze, że szybko ich gasiłam.
-Słowami "Chcecie sobie pobrudzić szaty smarkiem?"- powiedział z wyraźną goryczą.
-Inaczej by nie pomogło.Wierz mi lub nie, ale, mówię szczerze, nigdy nie chciałam cię urazić- czarnooki kiwną głową, ale po chwili powiedział:
-Ale ciebie też zawsze bronił Max, chyba że go nie było, a nawet wtedy odgrywał się na nich.
   Emily zaśmiała się głośno, ale był to śmiech przepełniony goryczą, złością i rozczarowaniem.
-Taa... Dziś mi powiedział, że był dla mnie miły, bo rodzice mu kazali i jestem dla niego nic nie wartym Gryfiakiem, czy tak jakoś- na jej ustach błąkał się gorzki uśmiech.
-Co ty pieprzysz? To on zawsze robił im awanturę w Pokoju Wspólnym, gdy tylko się dowiedział, że coś ci zrobili- powiedział z niedowierzaniem.
-Znam swojego brata, Snape i wiem, że nie kłamał- głos jej lekko zadrżał, więc odwróciła głowę, gdyby łzy zechciały się pojawić w jej oczach.
-W Slytherinie człowiek potrafi nauczyć się panować na emocjami i mimiką twarzy, a on jest jednym z tych, którzy potrafią to najlepiej.
-Jest pierdolonym zdrajcą i nie wiem, co musiałby zrobić, żebym uwierzyła, że kłamał- powiedziała twardo.
-Przekleństwa nie powinny wypływać z ust dziewczyny- odpowiedział cicho, a Emily tylko się zaśmiała.
-Ja ci się tu zwierzam, a ty czepiasz się przekleństw, naprawdę?- zapytała z niedowierzaniem. Łzy, które już prawie były w jej oczach, zostały zamienione rozbawionymi ognikami.
-Ślizgonki nie klną w towarzystwie, chyba że są pijane- stwierdził.
-Bo takie są zasady, których uczy się każda, dobrze urodzona czarownica. Jest nawet książka z tymi zasadami.
-Nie gadaj- chłopak wytrzeszczył oczy z niedowierzaniem.
-Naprawdę, tytuł to...hmm..."Czarownice"...nie...wiem "Zasady czystokrwistych czarownic"- widząc minę Ślizgona zaczęła się śmiać. Severus walczył, żeby się nie zaśmiać, ale przegrał bitwę z samym sobą i również się zaśmiał. Jego śmiech był dziwny, ale przyjemny dla ucha i komponował się świetnie ze śmiechem Em.
   Przerwało im głośne burczenie wydobywające się z brzucha Gryfonki.
-Która godzina?-zapytała.
-Szósta- odpowiedział- Czas kolacji.
-Jestem taka głodna. Nie zjadłam nawet deka na obiedzie. Wypiłam tylko sok, tak się stresowałam- zaśmiała się.
-Czym ty się stresowałaś, na pewno będziesz miała same Wybitne- powiedział zrzędliwie.
-Jaaaasne, raczej same Trolle- ciche parsknięcie wyrwało się z ust Ślizgona.
   Pewnie dalej prowadziliby tą, bezsensowną, dyskusję, ale znów przerwał im żołądek dziewczyny.
-Chodźmy na ta kolację- zadecydowała,
-Idź pierwsza- na zdziwione spojrzenie prychną i odpowiedział- Jak wejdziemy razem, to będzie dziwne wyglądać, a twoich przyjaciół- w tym słowie było tyle jadu, co z tuzina kobr-przed rzuceniem się na mnie nie powstrzyma nawet dyrektor.
-Racja- zaśmiała się- To... cześć, Snape.
-Cześć, Zabini.
   Tym, co zaskoczyło oboje było to, że Emily zawróciła i przytuliła Severusa. Odsunęła się od niego i powiedziała:
-Dziękuję, za uzdrowienie i wysłuchanie. Ty przynajmniej nie patrzyłeś na mnie z litością, co zapewne czeka mnie później. Cześć.
   Nie zdążył nic odpowiedzieć, bo Gryfonka zamknęła drzwi.
   Przy stole Gryffindoru, w Wielkiej Sali, automatyczne szukała dwóch rozczochranych, czarnych głów. Jednak nie znalazła ich. Remusa i Lily również nie było, a za Peterem wcale się nie oglądała. Nie lubiła knypka jak nikogo innego na świecie, ale chłopcy jej nie słuchali, jak zwykle.
   Usiadła i nałożyła sobie jajecznicy. Uczniowie dopiero się zbierali, ale dziewczyna wiedziała, że jej przyjaciele już nie przyjdą. Przechodzący obok niej uczniowie przyglądali jej się dziwnie. Nawet osoby, których nie było na błoniach wiedziały, co się stało. Oczywiście, przecież to Hogwart, tu tajemnice nie mają prawa istnieć pomyślała cierpko. Spojrzała na stół nauczycielski i zwróciła uwagę, że profesor McGonagall mówi coś profesorowi Dumbledore'owi, a ten przygląda się Gryfonce. Skończyła to, co miała na talerzu i wstała. Dyrektor, jakby tylko na to czekał, wstał i ruszył za nią, z uśmiechem dobrodusznego dziadka.
   Jak nakazywała książka, poczekała na niego za drzwiami, tam gdzie nie przeszkadzała innym uczniom wchodzić do Sali.
-Dobry wieczór, dyrektorze- przywitała się grzecznie.
-Dobry wieczór, panno Zabini. Moglibyśmy porozmawiać?- zapytał wesoło.
-Oczywiście profesorze, choć, bez urazy, wolałabym załatwić to szybko, bo ma jeszcze do powtórzenia materiał- uśmiechnęła się miło.
-Ależ oczywiście, wiem, jakie SUM'y są ważne. To zajmie tylko chwilkę- odpowiedział poprawiając swoje okulary połówki.
-Oczywiście.
   Ruszyli korytarzami w stronę gabinetu dyrektora. Kiedy zatrzymali się przed kamienną chimerą, dyrektor wypowiedział hasło, niestety zbyt cicho, aby mogła je usłyszeć. Nie, żeby chciała, ale by się przydało.
  Pomieszczenie było okrągłe. Na środku stało biurko dyrektora, a na stolikach w różnych miejscach gabinetu stały dziwne instrumenty. Portrety starych dyrektorów szkoły przyglądały jej się ciekawie. Rozejrzała się i puściła oczko w ich stronę. Część zaczęła chichotać, inni prychali z irytacją, a jeszcze inni odmrugiwali.
-Usiądź moja droga- dyrektor zwrócił się do niej z uśmiechem. Usiadła naprzeciwko niego i czekała- Byłem dziś świadkiem pewnej, ciekawej sytuacji. Mianowicie wyszedłem z zamku i usłyszałem jakieś krzyki. Skierowałem się w ich stronę i zobaczyłem wiszącego w powietrzu Severusa Snape'a i panią, panno Zabini, wrzeszczącą na pana Pottera i pana Blacka- i zamilkł.
-Przykro mi, dyrektorze, ale nie wiem, czego pan teraz ode mnie oczekuje. Prosiłabym, aby wyraził się pan jaśniej,  bo, jak sam pan widział, nie jestem dziś w nastroju- powiedziała uśmiechając się lekko, ale w jej głosie brzmiała dyskretna stalowa nuta.
-Ach tak, widziałem i, niech mi pani wierzy, nie chciałby, znaleźć się po drugiej stronie pani różdżki, kiedy jest pani w takim stanie- jego ton, uśmiech i ta wypowiedź spowodowały, że Emily się roześmiała. Jakże się zdziwiła, kiedy dyrektor do niej dołączył.
-Chciałabym, jednak, wiedzieć, dlaczego mnie pan do siebie poprosił- przerwała tą sielankę.
-Ach tak...-jego mina zmieniła się na bardziej twardą- Co panią do tego skłoniło?
-Nie rozumiem- odpowiedziała zgodnie z prawdą.
-Dlaczego panie pomogła panu Snape'owi?- poprawił pytanie i pogładził brodę.
-Jak już wspominałam, miałam zły dzień. Mój gniew został skierowany na Jamesa i Syriusza, którzy znowu postanowili pastwić się na Severusem, a oczywiście nikt by z tym nic nie zrobił- w trakcie wypowiedzi unosiła głos- A teraz ja zadam pytanie, jeśli pan pozwoli- i nie czekając na odpowiedź zapytała- Dlaczego pan nic z tym nie zrobił, skoro pan to widział?
   Dyrektor lekko się zasępił, ale odpowiedział swoim zwyczajnym, radosnym tonem.
-Widziałem, że dała sobie pani radę.
-Z całym szacunkiem, ale powinien pan interweniować- sama nie wiedziała, dlaczego się tak denerwowała. Dzisiaj albo warczała na wszystkich dookoła, albo chciało jej się płakać. A rano miała taki dobry humor.
-Masz rację, Emily, powinienem i na pewno zareagowałbym, gdyby ciebie tam nie było, a pan Snape nie stałby na ziemi- powiedział spokojnie.
-Przepraszam, profesorze- spuściła wzrok na swoje kolana, aby nie patrzeć, a spokojną twarz dyrektora.
-Nie ma za co, moja droga. Jednak chciałbym wiedzieć, czy to tylko jednorazowy objaw empatii, czy pan Snape może liczyć na twoją pomoc.
-Dla pana wiadomości, to chłopcy nie atakują Severusa w mojej obecności, bo temu zapobiegam. Kiedy się dowiaduję o ich zachowaniu również dostają, że się tak wyrażę, burdę. Nie wiem, dlaczego miał by się to zmienić- uśmiechnęła się lekko.
-Bardzo się cieszę- odpowiedział- Myślę, że może pani iść, robić powtórki materiału.
-Do widzenia, dyrektorze- powiedziała i wstała z krzesła. Jednak przyd drzwiach coś przyszło jej do głowy- Z całym szacunkiem, ale nie za późno się pan tym zainteresował, dyrektorze?
-Mam nadzieję, że nie, Emily, mam nadzieję, że nie- odpowiedział poważnie, zbolałym głosem.
-Ja też- powiedziała szczerze- Dobranoc.
-Dobranoc.
   Szła szybko w stronę Wieży Gryffindoru, aby jeszcze za dużo osób nie było w Pokoju Wspólnym. Przed portretem Grubej Damy szepnęła:
-Liść laurowy.
   Przejście odsłoniło się, a ona weszła do ciepłego pomieszczenia. Chłopcy siedzieli na fotelach przy oknie. Z pewnie uniesioną głową podeszła do nich.
-Hej- odezwała się.
-Ktoś coś mówił, Łapo?- zapytał James.
-Ja nic nie słyszałem- odpowiedział Syriusz.
-Jami, Siri ja...- nie skończyła, bo Potter jej przerwał.
-Nie dość, że nawrzeszczałaś na nas przy prawie całej szkole, broniłaś Smarkerusa, który jest kupą gnoju, to jeszcze zafundowałaś nam szlaban- warknął Rogacz.
-Oczywiście kazałaś Remusowi jeszcze odjąć nam punkty- dodał Syriusz.
-Dajcie spokój- spróbowała obrócić całą sytuację w żart.
-Nie odzywamy się do ciebie, zapomnij- warkną Potter wstając z fotela.
   Black, który wstał w tym samym czasie warknął jeszcze swoje zwyczajowe słowa, kierowane do jego byłych niedoszłych partnerek:
-Odpieprz się.
   Poczuła jak w jej oczach zbierają się łzy. Zamknęła je i policzyła do trzech. Kiedy je otworzyła spojrzała na Remusa.
-A ty Remi?- zapytała z nadzieją, za którą była na siebie zła.
-Ja się do ciebie odzywam, słonko- posłał jej pocieszający uśmiech.
-Brutus- warknął Łapa.
-Spadaj- odpowiedział Remus.
-A ty jeszcze tu jesteś?- zapytał złośliwie Potter. Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Takiego tonu używał tylko do osób, z których żartował. Poczuła nawracające łzy.
-Już idę, panie Potter- odpowiedziała używając słów, które oznaczają kompletną pogardę w ich przyjacielskim języku.
-Bardzo dobrze, pani Zabini- usłyszała za sobą.
   Ruszyła do swojego dormitorium. Kiedy otworzyła drzwi spostrzegła, że jest tylko Lily, która siedziała na swoim łóżku.
-Och, to ty- powiedziała patrząc w stronę drzwi.
-Tak, ja- starała się brzmieć normalnie, ale jej głos był zrezygnowany.
-Emi, co się stało?- zapytała zdziwiona.
-Powinnam zapytać, jak się czujesz. Chujowa ze mnie przyjaciółka- głos jej się załamał. W końcu mogła płakać.
-Nie mów tak, bo to nie prawda- powiedziała szybko panna Evans, podchodząc i przytulając przyjaciółkę.
-Ależ tak, nawet nie zapytałam jak się czujesz- wyszeptała w rude włosy.
-Normalnie, niech się chrzani- odszeptała jej do ucha. Odsunęła się od niej na wyciągnięcie ręki i zapytała- Co się stało? Kto cię tak wkurwił?- kiedy Em chciała zacząć mówić, ta krzyknęła- Czekaj! Siadaj, mam gdzieś w kufrze czekoladę żurawinową z Miodowego Królestwa.
-Wiesz, że cię kocham?
-Wiem, skarbie. Ja ciebie też.
   Tego właśnie potrzebowała Emily Zabini po tym okropny dniu. Przyjaciółki, jej ciepłego uśmiechu i czekolady z Miodowego. Lily wepchnęła się na łóżko blondynki obok niej, otworzyła czekoladę i kazała opowiadać. Jedynym komentarzem rudej na zachowanie brata Em było:
-Skurwysyn wredny .
-Słyszałam, że dziewczyny nie powinny przeklinać- powiedziała ze śmiechem ocierając wcześniejsze łzy, które wreszcie wypłynęły.
-Raz do roku można, kochanie- ciepły uśmiech dziewczyny poprawiło jej humor bardziej niż czekolada.
-Zjadłabym lody śmietankowe, wiesz?- ruda tylko się zaśmiała. Długa historia na inną okazję.
-Idź do łazienki, Em- wydała polecenie panna Evans.
   Dziewczyna wstała. Wzięła szybki prysznic. Włosy wysuszyła zaklęciem i związała w warkocz. Dopięła guziki fioletowej piżamy i wróciła do pokoju.
-Teraz kładź się i idź spać. Jesteś emocjonalnie wykończona- powiedziała ze zmartwieniem ruda.
-Dobrze, mamusiu- odpowiedziała ze śmiechem i ziewnęła.
-Śpij.
   Przykryła się kołdrą i momentalnie usnęła. Lili zasunęła kotary i szepnęła wychodząc z dormitorium.
-Zaraz opieprzę tych dwóch aroganckich Gryfonów.


Jestem dzień wcześniej niż zapowiadałam (Proszę się nie przyzwyczajać, żeby nie było zawodu, bo ja zawsze się spóźniam, co irytuje moją koleżankę, ale taka moja natura)! Ta miniaturka jest wynikiem mojego powrotu z egzaminów, a dokładnie części matematyczno-przyrodniczej. Jaki humor miałam widać XD Mam nadzieję, że się wam podobało. Będzie część druga, bo ta jest strasznie długa. Kolejna będzie krótsza, chyba :D
Pozostawcie po sobie komentarze, bo chcę, żeby część druga była wesoła :*
~Książkoholiczka Black

czwartek, 14 kwietnia 2016

Niespodzianka- Drabble!

Pierwsze w życiu drabble, więc proszę o rady, co udoskonalić. Miłego czytania!


-Severusie, nie.
-Ale kochanie...
-Powiedziałam nie!
-Proszę cie.
-Robimy to codziennie.
-Właśnie, codziennie, a ty chcesz złamać nasz rytuał.
-Ale ileż można? Wiesz jaka jestem po tym zmęczona.
-Zrobimy to tradycyjnie. Bez żadnych udziwnień, naprawdę.
-Ile już razy tak mówiłeś?
-Daj spokój, zróbmy to i po sprawie.
-Severusie, ty jesteś uzależniony.
-Chyba postradałaś zmysły?
-Nie, po prostu mowie jak jest. Jednego dnia bez tego nie wytrzymasz.
-Nie prawda...
-Jak to nie? Sugerujesz, że kłamie?
-Czy kłamiesz to nie wiem, ale na pewno ci się coś uroiło.
-Czyli oszalałam?
-Nie. Wiesz co? Ty mnie wcale nie kochasz.
-Dobrze, zróbmy ten kisiel.


Tradycyjne gadanie autorki, czyli, co ja chcę:
Podobało się? Mam nadzieję, bo powstało to tak:
Leżę sobie i spokojnie usypiam, zmęczona całym dniem, a tu nagle Pani W. drze się:
-Pisz, pisz, pisz!
Tak więc napisałam. O 24:00, po ciemku szukałam telefonu i pisałam.
Kisiel, ach kisiel, w domu trzy dni trułam wszystkim, bo chciałam kisiel, a jego nie było. I co z tego, że do sklepu 500 metrów, ja i tak nie poszłam tylko, w końcu, brat mi kupił dla świętego spokoju, taka jestem podła :D
Tak jak wspominałam wcześniej, to moja pierwsza taka praca, więc jeśli macie jakieś wskazówki, to bardzo proszę, podzielcie się nimi w komentarzach.
Nawet jak nie macie wskazówek to komentujcie!
~Książkoholiczka Black

piątek, 8 kwietnia 2016

Rozdział 23

Wyzwanie Dafne...

 

   Gdybyście zapytali Dafne Greengrass czy chętnie kieruje się w stronę Wielkiej Sali na piątkową kolację to, za złowrogim błyskiem w oku i sarkastycznym tonem odpowiedziałaby, że tak. Po Ślizgonce było widać, że jest zła, albo raczej sfrustrowana. Rosi przyglądała się jej, kiedy ta szła z podniesioną głową, a jej oczy ciskały gromy tak, że nawet starsze roczniki schodziły jej z drogi. Po minie Blaise'a było widać, że ma niezły ubaw z nerwów koleżanki. Mina Parkinson była bardzo podobna do miny jej przyjaciela, choć w oczach kryły się iskierki współczucia. Draco otwarcie śmiał się z tego wyzwania i powtarzał:
-Będziesz miała z tego szlaban, na bank- odpowiadało mu tylko rozzłoszczone spojrzenie blondynki.
   Im bliżej było ich miejsca docelowego tym więcej osób się im przyglądało. Niektórzy patrzyli z szeroko otwartymi oczami, a inni szukali różdżki przyciśniętej do pleców Gryfonki. Bo dawno, w Hogwarcie, nie zdarzyło się, że jedna Gryfonka szła dobrowolnie z piątką Ślizgonów. Czasy się zmieniają pomyślała Blackówna. Wiedziała też, że będą przez jakiś czas wzbudzać niemałą sensację, ale miała nadzieję, że uczniowie się przyzwyczają. Bardziej obawiała się hogwardzkiego postrachu- profesora Snape'a. Nie lubił jej, to było widać z daleka i nawet osoba, która nie ma bladego pojęcia o relacjach między ludzkich wychwyci tą nienawiść kierowaną w jej stronę. Miała nadzieję, że to nie odbije się na jej ocenach z eliksirów, bo zależy jej na tym przedmiocie. Jak będzie się starać, to nie będzie się miał do czego przyczepić. A punkty to ona sobie odrobi, bo na to, że nie będzie pyskować, to nie ma co liczyć. Takie to życie z niewyparzonym językiem i gryfońską odwagą. 
   Rozmyślania przerwał jej śmiech Teodora:
-Wiesz, Daf możesz jeszcze zrezygnować- Rosi wiedziała, że brunet podpuszcza dziewczynę, widać to było w jego oczach.
-Wiesz, Teo, że teraz już za późno-powiedziała pewnie-A poza tym ja nie tchórze- i z wysoko podniesioną głową ruszyła ku Wielkiej Sali.
-Ros, weź się zmień jakoś na Dafne- szepnął do niej Zabini.
-Dobra- skupiła się na obrazie Ślizgonki. Czuła przemiany całą sobą. Nie lubiła przemiany w kogoś innego, wolała delikatne zmiany wyglądu, jak kolor włosów czy oczu. Szczególnie, że było to mniej męczące. 
   Po  około minucie usłyszała ciche, ale gwałtowne wciąganie powietrza. Otworzyła oczy, aby ujrzeć pięć par oczu wgapiających się w nią.
-Powiem ci, że to lepsze niż numer z orką- wypalił Blaise.
-Zgadzam się z Zabinim- powiedziała Pansy.
-Wyglądasz jak ja, tylko szata- wyszeptała panna Greengrass.
-I głos mam wciąż ten sam- odpowiedziała uśmiechając się do swojego obecnego pierwowzoru.
-To, co, idziemy?- zapytał Draco, któremu oczy świeciły łobuzersko.
-Tak, idziemy- odpowiedziała Dafne, która dostała nowej energii i skocznym krokiem ruszyła ku Wielkiej Sali. Swoje kroki skierowała od razu ku stolikowi Gryffindoru. Reszta wesołej gromadki ruszyła ku stolikowi Slytherinu. Szybko usiedli, tak aby widzieć, co robi Daf.
   Blondynka usiadła koło Rona, który nieszczęśliwie zadławił się jedzoną kanapką. Ślizgonka zaczęła klepać go po plecach, a bliźniacy zwijali się ze śmiechu na widok miny młodszego brata. Siedząca przy stole Domu Węża, wtajemniczona gróbka również chichotała. Widzieli, że dziewczyna tłumaczy, dlaczego tam jest. Potem zabrała się za spokojne jedzenie kolacji. Właśnie ten moment wybrał sobie żołądek Rosi na przypomnienie o swoim istnieniu. Zaczęła nakładać sobie kanapki, a chłopcy i Pansy poszli za jej przykładem. 
   Nagle poczuła na sobie czyjś wzrok. Rozejrzała się i spostrzegła, że grupka Ślizgonów się jej przypatruje. Jeden z nich wychwycił jej spojrzenie, wstał i podszedł do niej. Maił rozczochrane, brązowe włosy i oczy koloru karmelu. Jego głos jednak nie był słodki, jak łakoć opisujący kolor jego oczu. 
-Co ty tu robisz Gryfonko?- wysyczał jak wąż z godła jego domu.
-Jestem Ślizgonką, tylko przegrałam zakład- odpowiedziała oschle wracając do swojej kolacji.
- To dlaczego przy stole gryfiaków siedzi twój sobowtór w szatach Slytherinu?- blondynka zadławiła się sokiem, który właśnie piła. Chłopak jednak miał tyle empatii, że poklepał ją po plecach.
-Co jest R...Daf?- wtrącił Malfoy, przyglądając się podejrzliwie szatynowi.
-Nic, Draco, po prostu się zachłysnęłam- odpowiedziała uspokajająco, jednocześnie starając się przekazać mu wzrokowo, że później mu opowie. Delikatnie dłuższe mrugnięcie blondyna pokazało jej, że zrozumiał. Wróciła więc do swojego nowego znajomego.
-Co jeszcze wiesz?- zapytała ostro.
-Wiem, że z młodym Malfoy'em wchodziła do nas mała, gryfońska blondyneczka. Słyszałem też, że ta dziewczynka jest metamorfomagiem, a teraz siedzą tu dwie Dafne- odpowiedział uśmiechając się ironicznie.
-Iii?- ponagliła go.
-Jestem Tobias Larcon- odpowiedział wyciągając do niej rękę.
-Rosalin Black- odpowiedziała patrząc na niego podejrzliwie.
-Wyluzju kucyki, dziewczyneczko. Nikomu nie mówiłem- zaśmiał się. Maił dziwny śmiech, taki wysoki, ale przyjemny dla ucha.
-Skąd mam to wiedzieć?- zapytała unosząc jedną brew.
-Nie możesz, musisz mi zaufać- odpowiedział uśmiechając się łobuzersko.
-Zaufać? Nieznanemu Ślizgonowi?- zapytała z kpiną- Może i jestem Gryfonką, ale nie jestem głupia- warknęła.
-Widać, widać. A do tego takie nazwisko- mruknął tajemniczo.
-Z której ty w ogóle jesteś klasy?- zapytała, aby zmienić temat nazwiska.
-Trzeciej, z rudzielcami chodzę- odpowiedział.
-Aha- powiedziała tylko i napawając  się zirytowaną miną Ślizgona dodała- A teraz spadaj, bo chcę w spokoju zjeść kolację.
-Grzeczniej, bo to się może dla ciebie źle skończyć- wywarczał.
-A co mi niby zrobisz?- uniosła kpiąco brew.
-No, nie wiem...-zaczął złowrogim tonem- Może pójdę do profesora Snape'a?- było to bardziej pytanie niż stwierdzenie.
-Jak sobie życzysz- odpowiedziała z uśmiechem- Pan profesor siedzi przy stole nauczycielskim. Pomóc ci trafić?- zaśmiała się kpiąco.
-Straszne pyskata jesteś, wiesz?- zapytał uśmiechając się.
-Wiem- odpowiedziała, również się uśmiechając- A ja naprawdę chcę skończyć tą kolację, więc racz zabrać swój, zapewne, arystokratyczny tyłek z powrotem do swoich, zapewne również, arystokratycznych kumpli- jej postawa mówiła "Serio spadaj, bo pożałujesz", a Ślizgon musiał to zrozumieć, bo wstał do stołu. Nachylił się jeszcze nad nią i szepną:
-Uważaj, bo taka mała gryfoneczka jak ty nie powinna skakać tak do starszych, w dodatku Ślizgonów.
   Rosi spojrzała na niego i uśmiechając się grzecznie odszepnęła:
-Może i jestem mała, ale nie lekceważ Gryfonów, a tym bardziej mnie- i odwróciła się do swojego talerza.
   Usłyszała oddalające się kroki Tobiasa. Ten właśnie czas wybrał Draco na pytanie:
-Czego chciał?- jego głos był lekko zaniepokojony, ale tylko wytrawny słuchacz mógł to wychwycić.
-Domyślił się, że nie jestem Dafne- powiedziała cicho, tak aby reszta nie usłyszała. Doszła do wniosku, że nie ma co ich stresować. Nawet nie zwrócili uwagi na jej rozmowę z Larcornem, bo przyglądali się pannie Greengrass, która, cała czerwona, starała się jeść spokojnie kolację mimo wgapiających się w nią Gryfonów.
-Jak?- pytanie blondyna przerwało jej rozmyślania.
-Opowiem ci później- mrugnęła do niego i uśmiechnęła się uspokajająco. Pod maską obojętności młodego arystokraty krył się niepokój- Hej, Blaise mam pomysł- powiedziała do bruneta.
-Jaki?- zapytał, gdy przełknął sok dyniowy. Pansy i Teodor również unieśli zaciekawiony wzrok znad talerzy.
-Wyjdę, przywrócę sobie swój wygląd i podejdę do nich- mówiła to z chytrym uśmieszkiem na ustach, a w jej oczach paliły się wredne iskierki. 
-Tiara to się nie pomyliła?- zapytał Teodor, a jego brwi uniosły się ironicznie.
-Nie mam pojęcia, ona sama nie wiedziała, co ze mną zrobić- zaśmiała się, powtarzając sobie w myślach, że nie musi tego ukrywać.
-Pomyliła, czy nie pomyliła teraz już na późno- machną ręką czarnoskóry chłopak- Idź już lepiej i wprowadź ten plan w życie.
-Zaraz, zaraz...-zaczęła uśmiechając się chytrze- A kto mnie później obroni przed Daf?
-Ja- powiedziała niespodziewanie panna Parkinson.
-Serio?- zapytała z powątpiewaniem blondynka.
-Tak, nawet mam już pomysł jak- w jej ciemnych oczach kryły się okrutne iskierki- No idź- ponagliła Ros, gdy ta dalej siedziała i zastanawiała się, dlaczego Parkinson tak łatwo się zgodziła i co oznacza ta mina.
   Wstała od stołu, a wzrok piątki Ślizgonów odprowadzał ją do samych drzwi. Kiedy wyszła z Wielkiej Sali udała się w stronę korytarza prowadzącego do Wieży Gryffindoru. Wiedziała, że jest tam mała wnęka, w której będzie mogła poddać się metamorfozie. Skupiła się na swoim ulubionym wyglądzie i oparła się o ścianę. Bycie metamorfomagiem jest bardzo fajne, ale ma pewne ograniczenia. Kiedy zmienia całą swoją postać, co zdarz jej się bardzo rzadko, jej organizm zużywa wiele energii. Zmiana koloru włosów czy oczu lub dodanie sobie paru piegów nie wymaga zużycia takiej ilości energii. Będę musiała zjeść jeszcze jedną kolację zaśmiała się w duchu. 
   Wyszła z ukrycia i, jak gdyby nigdy nic, udała się na kolację. Podchodząc do stolika Gryffindoru i kierując się ku swojej kasztanowłosej przyjaciółki przybrała maskę zdziwienia. Stanęła za Ślizgonką i, z wielkim zdziwieniem, powiedziała:
-Daf, a co ty tu robisz?- uśmiechnęła się w duchu na reakcję blondynki. Ale cóż się dziwić. Dziewczyna odkręciła głowę tak gwałtownie, że panna Black bała się, że skręciła sobie kark. Oczy i usta miała szeroko otwarte, przez co wyglądała komicznie. Wpatrywała się w Gryfonkę ze zdziwieniem i wyrzutem w błękitnych oczach.
-Rosi, a co ty tu robisz?- zapytała, kiedy już opanowała emocje. Wstała, uśmiechnęła się delikatnie i powiedziała- Zagrzałam ci miejsce, bo wiedziałam, że się spóźnisz- i, uśmiechając się perfidnie, dodała- Z żołądkiem już lepiej?
   Rosalin zaczęła się niekontrolowanie śmiać. Pytanie Ślizgonki i miny jej gryfońskich przyjaciół bardzo ją rozbawiły. Harry i Ron patrzyli na nią jakby przybyła z innej planety, Hermiona patrzyła na nią z dezaprobatą, a bliźniacy razem z Lee, jak również reszta pierwszaków śmiała się razem z nią. 
-Tak, lepiej Daf- powiedziała, kiedy udało jej się uspokoić oddech- Dziękuję ci bardzo za twoje poświęcenie, możesz już wrócić do swojego stołu- cały czas miała szeroki uśmiech na twarzy.
-Nie ma za co, tylko pamiętaj, żeby się nie objadać, żebyś nie musiała znów lecieć do łazienki- bliźniacy zaczęli się śmiać, ale reszta Gryfonów patrzyła na pannę Greengrass ze złością.
-Dziękuję za troskę- odpowiedziała, a na jej policzkach nie pojawił się nawet leciutki róż. Dlaczego miałaby się martwić czy stresować? Słyszała gorsze rzeczy pod jej adresem, a z jakimikolwiek komentarzami to ona sobie poradzi.
-To pa- powiedziała Dafne i ruszyła ku stolikowi Domu Węża.
-Pa- krzyknęła jeszcze za dziewczyną i usiadła na miejscu Daf.
-Eee.. Ros?- powiedział Harry.
-Tak?- zapytała patrząc na niego.
-Co tu robiła ta dziewczyna?
-Poczekaj moment- powiedziała i zwróciła się do Seamusa- Ej, Seamus podasz mi tamten dżem? Tak ten- odebrała miseczkę od chłopaka- Dzięki- i puściła mu oczko- Wracając do twojego pytania Harry, to Dafne miała do wykonania wyzwanie.
-Wyzwanie?- zapytała Hermiona.
-Tak, a teraz was przepraszam, ale jestem tak głodna, jakbym cały dzień nie jadła- i zabrała się za smarowanie tostów dżemem.
    Spojrzała na stół Slytherinu. Dafne właśnie ostro opierniczała Blaise'a, który próbował się jakoś tłumaczyć. Pansy, Teodor i Dracon zwijali się ze śmiechu. Rosi też zachichotała, co spotkało się ze zdziwionym spojrzeniem jej towarzyszy.
-Ach, przypomniało mi się coś- machnęła lekceważąco wolną ręką i wgryzła się w swoją kolację.
   Po pochłonięciu siedmiu tostów i wypiciu dwóch pucharów soku dyniowego oderwała się od talerza. Potter przyglądał jej się ze zdziwieniem wypisanym na twarzy.
-Zjadłaś tyle ile Ron- powiedział w końcu.
-Byłam głodna- odpowiedziała z uśmiechem.
-Ale żadna dziewczyna nie je tyle, co Ron- zauważając swoją gafę dodał- Oprócz ciebie, ale i tak...
-Oj Harry, Harry, ja po prostu potrzebuję więcej pożywienia niż przeciętna dziewczyna- zaśmiała się wesoło.
-A ja wcale nie jem tak dużo- wtrącił Ron.
-Nie Ron, tylko jesz tyle jakbyś miał tydzień głodować- dołączył się do dyskusji Fred.
-Odczep się- warknął rudzielec.
-Biedny Ronuś, może zapiszesz do mamy się poskarżyć?- zaśmiał się George.
-A jeśli tak, to co?- odpowiedział chłopak z wyzwaniem w głosie.
-Nie zrobisz tego- powiedział Fred.
-Skąd ta pewność?
-Stąd, że nie miałbyś później życia- odpowiedział pewnie jeden z bliźniaków uśmiechając się perfidnie.
   Ron tylko mruknął coś pod nosem, a osoby słyszące tą braterską kłótnie zaśmiały się głośno.
-Zjadłaś już, Herm?- Rosi zapytała szatynkę.
-Tak.
-Idziemy?
-Dobra, chodź- powiedziała uśmiechając się szeroko.
   Blackówna zauważyła, że grupka Ślizgonów również wstaje od stołu.
-Hej, Black!
-Tak Zabini?- odkręciła się do chłopaka.
-Przez ciebie dostałem niezły opiernicz. Masz coś na swoją obronę?- powiedział, gdy już do niej dotarł razem z resztą wesołej ferajny.
-Nie wiem, o co ci chodzi, Blaise- powiedziała niewinnym tonem.
-Jaaasne- mrukną tylko.
   Ruszyli na korytarz, a Ros wzięła pannę Granger pod rękę. Przy rozwidleniu ich dróg, blondynka odwróciła się do nich i powiedziała:
-Dobranoc.
   Odpowiedziało jej chóralne "Dobranoc" i każdy ruszył ku swojemu dormitorium.
-I jak było w Ślizgonów?- zapytała Hermiona.
-Ciekawie, nawet bardzo. Chodź szybko to zajmiemy łazienkę i wszystko ci powiem- i ze śmiechem ruszyły do Wieży Gryffindoru.
   Podały hasło Grubej Damie i przeszły przez przejście. Pokój wspólny był już zapełniony.
-A może usiądziemy na fotelach przy oknie i tam mi opowiesz?- zapytała Hermiona.
-Dobry pomysł.
   Usiadły na przeciwległych fotelach i panna Black zaczęła opowiadać. Hermiona śmiała się na wspomnienie orki, a kiedy blondynka dotarła do swojego drugiego imienia powiedziała:
-Ja mam na drugie Jean, po mamie. A twoje imię jest po?
-Z tego, co wiem to po prababci, ale słuchaj dalej.
   Kiedy kończyła opowieść Pokój Wspólny zapełnił się, wracającymi z kolacji, Gryfonami. Dziewczyny postanowiły udać się już do dormitorium i przygotować się na "wieczorek zapoznawczy" z współlokatorkami.



Małe ogłoszenie!

   Z powodu zbliżających się egzaminów gimnazjalnych (taka ze mnie gimbaza :D) nie będę miała tyle czasu na pisanie. Muszę się dobrze przygotować, bo chcę się dostać do najlepszej szkoły w regionie, taka jestem ambitna. To uszczupli mój wolny czas i nie potrafię nawet określić, kiedy dodam następny rozdział :/ Postaram się to zrobić zaraz po egzaminach, ale może mi się nie udać. W zakładce "Następny rozdział" będzie taka umowna data, ale notka może się wtedy nie pojawić, więc się na mnie nie denerwujcie ;)
   O rozdziale:
Mi się on osobiście podoba, ale liczę na wasze komentarze, bo są one dla mnie bardzo ważne :D Mam nadzieję, że wielu błędów nie ma, starałam się XD Cóż więcej mogę powiedzieć... Bądźcie dla mnie wyrozumiali i czekajcie, wrócę jak najszybciej :)
~Książkoholiczka Black


niedziela, 3 kwietnia 2016

Rozdział 22

Nazywam się...



-Dla własnego bezpieczeństwa nie będę pytał o znajomość z Dafne i jej rodziną- mówiąc to, Blaise mocno zaakcentował ostatnie słowo- więc moje pytanie będzie ciut inne. Powiedz mi, Draco, czy jest tutaj dziewczyna, która ci się podoba?- spojrzał kątem oka na Pansy.
-Jakby ci to powiedzieć, stary.... Nie interesują mnie dziewczyny- na bladych policzkach Malfoy'a pojawiły się ceglaste rumieńce.
-Stary, jesteś gejem?- zapytał z przerażeniem Zabini.
Rumieniec Dracona pogłębił się na to pytanie.
-Jasne, że nie, kretynie. Po prostu nie mam zamiaru zajmować się czymś takim jak dziewczyny, są ciekawsze rzeczy np. quidditch- mruknął do kumpla.
-To jest jawna dyskryminacja- straciła z oburzeniem Rosi.
-Dokładnie- zawtórowała jej brunetka.
-Jaka dyskryminacja?- zapytał z ironicznym uśmieszkiem blondyn- Mówię jak jest.
-Dupek- mruknęła panna Black.
-Do kwadratu- dodała Dafne.
-Amen- zakończyła Pan.
   Dziewczęta zaśmiały się perliście, co chłopcy przyjęli grymasem zniesmaczenia.
-Dobra, teraz ja- zakończył wybuch wesołości blondyn-Pansy pytanie czy wyzwanie?
-Wyzwanie, Draco- uśmiechnęła się przymilnie.
-Przytulisz Pottera
-Co?!- wrzasnęły Pansy i Rosi.
-To- odpowiedział uśmiechając się złośliwie- Chciałaś wyzwanie, to masz wyzwanie.
   Z ust Ślizgonki wyrwało się ciche "Agrrrr...". Patrzyła na Dracona morderczym wzrokiem, jednak ze spokojem kontynuowała grę.
-Hej, Blaise pytanie czy wyzwanie?
-Może być wyzwanie- powiedział znudzony
-Napiszesz mi esej z zaklęć- uśmiechnęła się iście po ślizgońsku.
   Dźwięk szczęki uderzającej o podłogę rozległ się w dormitorium chłopców pierwszego roku.
-Ze co proszę?- zapytał brunet, kiedy już zebrał swoją szczękę z podłogi.
-Och, Blaise, ty jesteś taki dobry z zaklęć i już prawie skończyłeś swój esej- powiedziała słodko, ale zaraz dodała- i wybrałeś wyzwanie, więc nie marudź- i pokazała mu język.
-Och ty wredna chimero- warknął, ale uśmiechnął się- Niech będzie. Teraz Rosi. Pytanie czy wyzwanie?
-Pytanie- odpowiedziała. O co takiego mógł zapytać? Na każde z pytań jakie jej przyszły do głowy była w stanie odpowiedzieć. Ale nie na to.
-Jak masz na drugie imię?
-Nieeeee- wyjęczała i zakryła twarz w dłoniach. Nienawidziła swojego drugiego imienia. Nie było ona wcale takie złe, ale miała do niego jakiś uraz. Napawało ją jakimś lękiem i po prostu źle się kojarzyło, z jakąś tajemnicą, której nie chciała poznać.
-Daj spokój, to jest jedno z normalniejszych pytań zadanych w tej grze- Zabini głaskał ją pocieszająco po plecach.
-Ja po prostu nie cierpię swojego drugiego imienia, jest takie głupie iiii...
-I pochodzi po jakimś przodku, który nie specjalnie się kojarzy, co?- zapytał Teodor.
-To też- odpowiedziała- Dobra i tak kiedyś będę musiała to powiedzieć. Nazywam się Rosalin Norma Black, inaczej na drugie mam Norma- w jej łosie była bezsilność i lekka złość. Bo dlaczego, do jasnego Merlina, rodzice dali jej takie drugie imię?
-Wcale nie jest złe. Norma, to takie normalne imię- powiedział Zabini z szerokim uśmiechem rekina.
-Odwal się, prostaku- odpowiedziała blondynka patrząc na niego groźnie.
-Spokojnie- wtrąciła panna Greengrass- Imiona są różne, nie wolno się czepiać Blaise.
-Jasne- powiedział chłopak dalej się szczerząc.
-Ech... Pansy pytanie czy wyzwanie?
-Niech będzie pytanie, Black- odpowiedziała.
-Nie ma sprawy, Parkinson- powiedziała. Czyli przechodzimy na nazwiska? Nie ma sprawy... pomyślała. Niestety nie miała pomysłu na pytanie dla tej obślizgłej Ślizgonki- Kogo najbardziej, a kogo najmniej lubisz z tego pomieszczenia?- Teraz będę wiedziała na czym stoję...
-Najbardziej lubię Dafne i Blaise'a, a najmniej ciebie- powiedziała patrząc jej w oczy, a na jej usta wpłynął ironiczny uśmieszek.
-To dobrze, bo i ja cię nie lubię, a teraz wiemy na czym stoimy- powiedziała spokojnie Gryfonka, a na jej twarz wpłyną wyraz samozadowolenia na widok zirytowania brunetki.
-Racja- w głosie Parkinson słychać było wyniosłość- Draco pytanie czy wyzwanie?
-Pytanie, Pansy, bo nie mam zamiaru pisać ci eseju- powiedział, z zimną powagą, chłopak.
-Jak wolisz, ale liczyłam na esej z zielarstwa- zaśmiała się- Kim chciałbyś być w przyszłości?
-Skąd takie głupie pytania?- zapytał, przewiercając dziewczynę swoimi zimnymi, stalowymi oczami.
-A bo ja wiem? W wakacje mój wujek pytał o to swojego syna i tak jakoś...
-Nie mam pojęcia, pewnie będę prowadził rodzinną firmę- odpowiedział znudzonym głosem.
-Och Draco, jakie to pomysłowe- zaśmiał się Nott.
-Goń się- warknął.
-I do tego taka produktywna odpowiedź- teraz śmiali się wszyscy, a Malfoy puszczał z oczu błyskawice.
-Dobra, Smoczku nie dąsaj się jak jakaś dziewczynka- powiedział Zabini, ale widząc wzrok płci pięknej skierowany w jego stronę, dodał- To tylko takie porównanie i do tego używane przez mojego ojczyma, jak macie kogoś za to wychłostać, to jego, nie mnie.
   Wszyscy się roześmiali, a Blaise widząc, że go nie zamordują od razu się rozpogodził.
-Przypominam, że teraz ty zadajesz pytanie, Draco- powiedział Teo, kiedy już mógł mówić bez przerw na głupi śmiech.
-Ach, tak. Rosi pytanie czy wyzwanie?
-Wyzwanie- powiedziała. Nie chciała znowu wtopić jak z tym drugim imieniem.
-Opowiedz o swojej matce. Jak się nazywa, z jakiego rodu pochodzi, jak wygląda i takie tam.
-Ja tu nie chciałam pytania, a ty wyzwanie tak zmieniłeś, że wyszło trochę jak pytanie, ty dupku- zaśmiała się. Była ciekawa reakcji co poniektórych na niektóre wiadomości- Moja mama ma na imię Emily. Ma blond włosy i przejrzyste, błękitne oczy. Jest wysoka i szczupła. Z charakteru przypomina profesor McGonagall, profesora Snape'a i profesora Dumbledore'a razem wziętych i zmiksowanych- zaśmiała się, a Ślizgoni jej zawtórowali. Chwilkę siedziała, próbując coś jeszcze wymyślić na temat charakteru czy wyglądu, ale nic nie przyszło jej do głowy, więc powiedziała- A, co do rodu, z którego pochodzi, to pochodzi, cytując moją mamę "Ze znakomitego, długowiecznego, czystokrwistego i wspaniałego rodu Zabinich"- cytat powiedziała bardzo szybko, więc musiała chwilkę poczekać, aż ta informacja dotrze do mózgów Ślizgonów i zostanie przetrawiona.
-Z-z-z rodu Zabinich? Chyba sobie z e mnie jaja robisz- wykrztusił Blaise, a Draco zaczął się śmiać-Z czego rżysz, Malfoy?- warknął na niego.
-Moja matka miała rację- powiedział i dalej się śmiał.
-Już zdążyłeś o mnie opowiedzieć swojej matce, Draco?- zapytała, z pozoru, spokojnie Rosalin, ale w jej oczach paliły się niebezpieczne ogniki.
-A ty o nas nie?- zapytał z sarkazmem.
-Punkt dla ciebie- odpowiedziała, uśmiechając się niewyraźnie. Nikt tego nie zauważył, ale podczas pytana Draco ścisnął blondynkę uspokajająco za rękę.
    W tą wymianę zdań wciął się Blaise, który miał niedowierzanie wypisane na twarzy.
-Tego, że musisz być jakąś kuzynką Draco, to się domyśliłem, bo jego matka miała na nazwisko Black, ale tego, że możesz być moją kuzynką to nie przewidziałem- mówił.
-Uwierz mi, Blaise, że ja i ty jesteśmy dużo bliższymi kuzynami niż ja i Draco.
-Ale dlaczego ja nic nie wiedziałem do tej pory?
-Life is brutal and full of traps*- odpowiedziała tylko i, spoglądając na zegarek, powiedziała- Czas się zbierać na kolację. Daf, teraz wykonujesz zadanie?
-Tak, im szybciej tym lepiej.

*powiedzonko mojego kuzyna, ale delikatnie zmienione, hihihi

Nowy rozdzialik- jest! Zadowolenie- brak. A dlaczego? Bo jest drastycznie mało wyświetleń.
Naprawdę. JA się nie chcę żalić, ani nic takiego, chociaż jak to piszę to pewnie na to wygląda, ale ludzie kochani wyświetleń jest tyle, co kot napłakał, albo i mniej. Jest to po części powód tego małego opóźnienia. Bo kiedy weszłam na bloggera, z całkiem dobrym humorem i zamiarem napisania rozdziału i widziałam wskaźnik wejść wykazujący marne 2 to od razu traciłam chęci i dobry humor. Ja rozumiem, że można nie mieć czasu, ale naprawdę, czy jest sens, żebym dalej pisała, skoro i tak nikt tego nie czyta. Kiedy dodam rozdział wskaźnik podskakuje, ale potem spada jak samobójca z wieżowca, a ja chcę spaść razem z nim :/
Będę pisać dalej, chociażby dla tych osób, które to czytają i zostawiają komentarze, bo tylko te osoby podtrzymują mnie na duchu, ale naprawdę... Ech, już nie będę się tu żalić ;)
Proszę, komentujcie, to zajmuje tylko minutkę, a mnie utwierdza w przekonaniu, że ten blog ma sens.
Do zobaczenia w następnym rozdziale
~Książkoholiczka Black