...Egzaminy są najgorszym czasem, jakim można sobie wyobrazić...
Ten poranek nie wydawał się inny niż
reszta spędzonych w tym zamku poranków. Jednak, gdy Rosalin wyszła z łazienki
po treningu i zobaczyła Hermionę, wiedziała, że stało się coś niedobrego. Jej
przyjaciółka miała ogromne sińce pod oczami i była szaro-zielona na twarzy.
-Hermiono?- odezwała się pierwsza.
Szatynka przełknęła głośno ślinę i
zdławionym głosem zaczęła opowiadać.
-W nocy
eskortowaliśmy smoka- oczy Ros przybrały wielkość galeonów, ale nie przerywała
jej- Hagrid go miał, Norweskiego smoka kolczastego i oddaliśmy go Charli’emu,
bratu Rona, on zajmuje się smokami i…i…Malfoy go widział. Złapała go profesor
McGonagall i nas niestety też… Biedny Neville chciał nas ostrzec i jego też
złapała. Dała nam szlaban i odjęła punkty…
Po ostatnim zdaniu głos jej się załamał.
-Hermiono,
ile punktów?- zapytała bojąc się odpowiedzi.
-P…p…pięć…pięć…dziesiąt-wyksztusiła.
-To nie jest
najgorzej- westchnęła z ulgą.
-Od każdego-
oddała ze łzami w oczach.
-CO?!-krzyknęła-
150 punktów! Merlinie dopomóż, przecież jesteśmy na samym końcu i w życiu się
nie wygrzebiemy.- lamentowała.
Spojrzała na Hermionę, której łzy
leciały już ciurkiem z oczu i westchnęła. Podeszłą do niej i przytuliła ją.
-Hej,
Mionka, będzie dobrze, jak nie wygramy w tym, to w następnym. Nie pękaj-
uśmiechnęła się do niej pocieszająco- A teraz idź umyj twarz i idziemy na
śniadanie. Musimy mieć siłę, żeby zmierzyć się ze światem.
Kiedy dotarły do Wielkiej Sali cały
Gryffindor już wiedział, co się stało i kto jest temu winny. Spojrzenia, jakimi
zostali obrzucani „winowajcy” skłaniały do jak najszybszego napisania listu
pożegnalnego do rodziców. Cóż, utrata 150 punktów w jedną noc i to przez
pierwszorocznych robiło nie mała sensację.
Dziewczyna spojrzała na stół
Ślizgonów. Malfoy wyglądał na zadowolonego z siebie, chociaż nie aż tak bardzo
jak podejrzewała. Za pewnie wiązało się to ze szlabanem i nocną rozmową z
profesorem Snape’em, co na pewno nie było miłą przygodą. Taka była cena
nieodpowiedzialnego zachowania, co obecnie uzmysłowiali mu przyjaciele, sądząc
po ich radosnych minach.
-Ja stąd
idę- mruknęła Hermiona.
Harry, który przyszedł chwilę po
nich, też zebrał się do wyjścia.
-Nie
wytrzymam tych wściekłych spojrzeń- mruknął do niej i razem z Hermioną
pospieszyli do wyjścia.
Rosi nie miała zamiaru jeszcze
wychodzić, dlatego przegryzając tosta, rozglądała się dyskretnie dookoła. Na
twarzach wszystkich Gryfonów, nie wyłączając opiekunki domu widniały
przygnębione miny. Zupełnie odwrotnie było wśród mieszkańców domu węża,
włącznie z ich opiekunem. Starsi uczniowie patrzyli na stół lwów z głęboką
pogardą i aprobatą, co do „nieudolności” rywali. Młodsi tylko uśmiechali się
kpiąco.
Puchoni i Krukoni nie całkiem to zignorowali, ale nie byli tak złośliwi i swoją radość ukazywali bardziej powściągliwie. Szeptali między sobą, co jakiś czas spoglądając na ich stół i chichocząc.
Puchoni i Krukoni nie całkiem to zignorowali, ale nie byli tak złośliwi i swoją radość ukazywali bardziej powściągliwie. Szeptali między sobą, co jakiś czas spoglądając na ich stół i chichocząc.
Wstała od stołu, żeby nie spóźnić
się na zajęcia. W połowie drogi do wyjścia usłyszała:
-Nie mamy
szans na puchar domów.
Zrezygnowanym głosem mruknął Wood,
na co reszta drużyny, z którą siedział pokiwała smętnie głowami.
-Oj,
Olivier, nie smędź. Jeśli będziecie dobrze grać, a reszta domu nie będzie
tracić punktów za głupoty to mamy, minimalne, bo minimalne, szanse.
Powiedziała do niego opierając brodę
o jego ramię.
-Wiem, że
się starasz- mruknął-bo to twoi przyjaciele, ale nie mamy szans.
-A może,
Black ma rację?- powiedziała Angelina- Za wygrany mecz jest kupa punktów,
bliźniacy będą się zachowywać, damy radę.
Wyraźnie było widać, że dziewczynie
zależy na poprawie nastrojów reszty.
-Bierzcie
przykład z Angeliny, a nie smęcicie jak stare wiedźmy. Głowy do góry, jesteśmy
w Gryffindorze, jakoś damy sobie radę.
Szturchnęła jeszcze Wood’a i odeszła
naszykować się na lekcje.
^.^
^.^ ^.^ ^.^ ^.^ ^.^ ^.^ ^.^
-Boję
się…-szeptała panna Granger- Nie chcę tego szlabanu, Rosi, zrób coś, ja nie
chcę nigdzie iść z tym wariatem…
-Cóż
za słownictwo, Hermiono- zaśmiała się tylko.
-Bawi
cię to?- warknęła.
-Bawi mnie,
że na parę minut przed wyjściem zaczynasz biadolić, a wcześniej uważałaś, że wszystko
jest w porządku, no bo w końcu zasłużyliście na to wszystko.
W zamian za swoje spostrzeżenia
dostała tylko spojrzenie pełne dezaprobaty.
-Harry,
powiedz coś…
-Rosi ma
rację Hermiono, daj już spokój…
Miał zmęczony głos, widać było, że zdecydowanie nie chce mu się
tam iść, jednak nie miał wyjścia.
-To
beznadziejne…-jęknęła, jednak zaraz dodała wrednym głosem- Ale chociaż Malfoy
też się będzie męczył.
-Widzisz,
złośliwcze, masz jakiś punkt zaczepienia- zaśmiała się Rosalin- A teraz już
idźcie, bo się spóźnicie. Ron, gramy w szachy?- zwróciła się do rudzielca
wypychając dwójkę przyjaciół w stronę wyjścia.
-Chętnie,
zaraz przyniosę- stwierdził i ruszył w kierunku dormitorium.
Rozwaliła się na fotelu przy oknie i
zastanawiała się, jaką karę przygotowała im profesor McGonagall. Znając ją, nie
było to nic szczególnie miłego, zwłaszcza, że musiała odjąć taką ilość punktów.
Najśmieszniejsze było, że profesor Snape odjął Draconowi tylko dwadzieścia
punktów. Blaise nie przestawał jej mówić, że jak widać Gryfoni nie mają takiego
fajnego opiekuna jak Ślizgoni i nie mają szans na puchar. Nie byłoby to tak
irytujące, gdyby nie fakt, że ich szanse są raczej marne.
-Ja gram
białymi- oznajmił Ron.
Nie przejmując się tym, że odpłynęła
gdzieś myślami, rozłożył szachownicę i cierpliwie czekał.
-Na Merlina,
Ron, nawet te białe pionki mają cię dość- na jej słowa pionki mruknęły zgodnie-
daj mi nimi zagrać.
-Nie ma mowy.
Uśmiechnęła się do niego przebiegle
i machnęła delikatnie różdżką. Szachownica obróciła się o 180˚.
-Jak to
zrobiłaś?- zapytał ze zdumieniem rudzielec.
-Ćwiczę
zaklęcia, żeby więcej nie zawalić- mrugnęła do niego i zaczęła grę.
^.^
^.^ ^.^ ^.^ ^.^ ^.^ ^.^ ^.^
Egzaminy są najgorszym czasem, jakim
można sobie wyobrazić. Wszyscy chodzą, delikatnie ujmując, przerażeni. Nikt się
nie odzywa, chyba, że po to, aby zapytać o jakieś zaklęcie czy składnik. O
żartowaniu nie ma nawet mowy. Jest to chyba jedyny moment w roku, że Fred i
George zachowują się jak grzeczne dzieciaki. Elementem, który jeszcze bardziej
zwiększa paskudne poczucie beznadziejności i braku władzy nad swoim życiem jest
Hermiona Granger, tak, Hermiona Granger. Zapytacie, dlaczego? Przecież to taka
zrównoważona, grzeczna dziewczyna, która ma wszystko w małym paluszku. Wszyscy,
którzy myśleli podobnie przeżyli okropne rozczarowanie. Rosalin, Harry i Ron
zauważyli już wcześniej, że gdy ich przyjaciółka słyszy słowo „egzaminy”, to
włącza jej się jakiś dziwny tryb powtarzania wszystkiego. Im bliżej było do ich
ostatecznego starcia, tym bardziej panna Granger przypominała połączenie
profesor McGonagall i profesora Snape’a. Zaganiała wszystkich dookoła do nauki
i warczała jak wściekły pies, gdy ktoś odważył się zakłócić jej ciszę. Piąto i
siódmoklasiści składali im kondolencje, nie mówiąc jednak, z jakiego powodu.
Jak do tej pory, Rosi nie miała nawet czasu zastanowić się, o co mogło im
chodzić, bo bez przerwy powtarzała wszystkie formułki. Miała już powyżej uszu
wszystkich książek i pergaminów z notatkami. To, co teraz przeżywała było
gorsze niż jej egzaminy z łaciny i fechtunku, jednocześnie.
Ostatniego wieczoru przed ich
totalną porażką siedzieli w Pokoju Wspólnym i powtarzali podane przez Hermionę
materiały.
-Hermiono,
nie wiem jak ty, ale ja już muszę się położyć-spojrzenie, jakim została
obdarzona sprawiło, że złapała ponownie za pergamin, ale tylko na chwilę-
Literki mi się rozmazują, to nie ma sensu.
Wstała z fotela i rozciągnęła się,
głośno trzeszcząc zastygłym kośćmi. Rzuciła Harry’emu i Ronowi porozumiewawcze
spojrzenie i zrobiła coś, co sprawiło, że do ostatniego dnia egzaminów jej
przyjaciółka nie odzywała się do niej, a reszta domu patrzyła z niemałym
podziwem, a mianowicie wyrwała pergamin z rąk swojej przyjaciółki i rzuciła na
nią Petrificus Totalus, którego
nauczenie się było średnio łatwą przygodą. Skinęła na Angelinę i razem zaniosły
dziewczynę do dormitorium. Tam siedziały już gotowe do snu współlokatorki.
Kiedy Jonson wyszła zamknęły drzwi na klucz, przygotowały się na wybuch i wtedy
Rosi zdjęła zaklęcie. Z okropnego krzyku udało jej się wyłapać tylko poszczególne
słowa, takie jak „kretynka”, „egzaminy”, „powtarzać” i „żarty idiotów”. Potem
zażądała natychmiastowego zwrotu klucza. Wtedy, zgodnie z planem, dziewczyny
twardo nakazały jej iść do łazienki, a potem natychmiast spać. Na potrzeby
osoby, z którą rozmawiały, podały racjonalny argument.
-Hermiono,
nie dasz rady niczego napisać czy wyczarować, jeżeli się nie wyśpisz. Dobry sen
to podstawa dobrych wyników na rze…hmm…egzaminach- w ostatniej chwili
Black’ówna powstrzymała się przed powiedzeniem „rzezi”, co mogłoby źle
zadziałać na Hermionę.
Pokonana, ale sypiąca złymi
spojrzeniami panna Granger ostatecznie udała się do łazienki. Kiedy słychać już
było płynącą wodę dziewczyny przybiły sobie piątki i poukładały się w łóżkach. Tak-pomyślała Rosi-Właśnie w ten sposób trzeba postępować z tym uparciuchem.
Yhm...yhm... Zdaję sobie sprawę, że dawno mnie tu nie było. Nie do końca jestem zadowolona z tego rozdziału, choć powstawał tek długo... Nie wiem też kiedy pojawi się kolejny rozdział. Mimo że są wakacje, to czas ucieka mi dużo szybciej niż wcześniej.
Mam nadzieję, że moja dezorganizacja nie sprawi, że przestaniecie tu zaglądać. Proszę o wyrozumiałość i obiecuję poprawę :)
Pozdrawiam
~Książkoholiczka Black
Mam nadzieję, że moja dezorganizacja nie sprawi, że przestaniecie tu zaglądać. Proszę o wyrozumiałość i obiecuję poprawę :)
Pozdrawiam
~Książkoholiczka Black