...nie mędrkuj...
Obudziło
ją skrzypnięcie łóżka. Spojrzała na zegarek i zobaczyła, że jest już 2320.
Wyjaśniało to, że jest tak ciemno. Zamknęła oczy i próbowała znów usnąć.
Niestety amator nocnych spacerów dalej się kręcił, nie pozwalając dziewczynie
na zapadnięcie w sen. Chwilę później usłyszała jak ktoś otwiera drzwi i
wychodzi z dormitorium. Rozum krzyczał „Śpij” jednak Gryfońska i Ślizgońska
natura pierwszy raz się zgadzały przekrzykując zdrowy rozsądek i wrzeszcząc
„Idź i sprawdź, o co chodzi”! Niechętnie, jednakże bezszelestnie, zwlokła się z
łóżka. Założyła szlafrok i wyszła z dormitorium cicho zamykając za sobą drzwi.
Usiadła na końcu schodów prowadzących do dormitoriów dziewczyn, w cieniu, aby
nie było jej widać i czekała na rozwój wypadków. Wychodząc zauważyła, że to Hermiona
postanowiła urządzić sobie nocny spacerek. Teraz czekała, aby dowiedzieć się,
po co.
Po
niecałych dziesięciu minutach, podczas których młodej Gryfonce zaczęły zamykać
się oczy, usłyszała dźwięk dochodzący od strony sypialni chłopców. Zza ściany
wyłoniły się dwie postacie. To ją rozbudziło. Podniosła się ze schodów i
czekała na następny ruch osób na dole. Po chwili usłyszała głos Hermiony, który
był pełen wyrzutu.
-Nie wierzę, że to
robisz, Harry- szatynka zapaliła lampę i teraz Rosi widziała, co się dokładnie
dzieje.
Harry Potter i Ron Weasley stali niedaleko wyjścia z
Pokoju Wspólnego, a Hermiona siedziała na fotelu.
-To ty- sykną
rudzielec- Nie mogę uwierzyć, że ktoś może być tak wścibski – ten moment, na
pokazanie swojej obecności, wybrała sobie blondynka.
-Co się tu dzieje?-
zapytała suchym tonem.
-Nie no, kolejna-
wyjęczał Ron.
-Uprzejmie cie proszę
bez takich- prośba ta była jednak wypowiedziana takim tonem, że i Snape by się
nie powstydził. Tym samym tonem kontynuowała- Czekam na wyjaśnienia, co się tu
dzieje, bo na pewno nie umówiliście się na randkę.
-Przespała cały dzień i
się interesuje- warknął cicho Ron, myśląc, że nikt go nie usłyszy. Oczywiście
pomylił się, ale kiedy panna Black otwierała usta, aby ustawić chłopaka do
pionu odezwał się Harry.
-Przestań,
Ron-westchnął- Chodzi o to,- tu zwrócił się do dziewczyny- że Malfoy wyzwał
mnie na pojedynek. W Izbie Pamięci o 2400- mówił to dość szybko,
więc Rosalin nie była pewna, czy dobrze usłyszała.
-Czekaj, czekaj. Możesz
powtórzyć tylko, że troszeczkę wolniej- po ponownym usłyszeniu tej samej
informacji spojrzała na trójkę nocnych marków i zaśmiała się. Był to na tyle
głośny śmiech, że zaraz zaczęli ją uciszać- Wierzysz w to?- zapytała, kiedy już
udało jej się powstrzymać śmiech.
-Ale, w co?- zapytał
niepewnie.
-W to, że Draco
przyjdzie o północy do Izby Pamięci i do tego będzie się z tobą pojedynkował.
Przecież to czysty absurd- nie mogła się powstrzymać i chichotała jak jakaś cheerleaderka.
Nie, żeby tam dużo o nich wiedziała, ale czasem przyglądała się ich ćwiczeniom
na boisku szkolnym niedaleko niej.
-Pewnie się z nim
umówiłaś i mówisz tak, żebyśmy wyszli na tchórzy- wysyczał Ron.
-Tak, jasne. Jak spałam
to porozumiewałam się z nim telepatycznie i to ustaliliśmy- warknęła, już bez
cienia rozbawienia w głosie.
-Chciałam powiedzieć
Percy’emu- wtrąciła, Hermiona, bo Blackówna i Weasley mierzyli się wzrokiem
tak, że któreś mogło ulec zapłonowi.
-Po, co?- zapytał
Harry.
-Zatrzymał by was, w
końcu jest prefektem.
-Daj spokój i nie
mieszaj się.
-Właśnie- wtrąciła Ros-
Chodźmy spać, Hermiono. Niech się przekonają, że mam rację.
-Nie masz- powiedział
Ronald.
-Zakład?
-Zakład. A o co?
Nastała
chwila ciszy, w której zastanawiali się nad karą dla przegranego. Nagle
Hermiona parsknęła pokazując palcem na przyjaciółkę.
-Co?- zapytała
zdziwiona.
-Włosy.
Złapała kosmyk swoich włosów, które z jasnego blond
zmieniły kolor na rude. Nie płomienno rude, jak Rona, ale takie miedziane.
-Dlaczego masz rude
włosy?- zapytał Harry patrząc na nią podejrzliwie.
-Bo twój przyjaciel- tu
spojrzała nieprzyjemnie na Ron- mnie zirytował i moje włosy, jak na
metamorfomag przystało, zmieniły kolor potwierdzając moje emocje.
-A, dlaczego na
ostatnich eliksirach nie zmieniły koloru?- zapytał ponownie czarnowłosy.
-Ponieważ zazwyczaj nad
nimi panuję- odpowiedziała z prostotą- Ma ktoś pomysł do tego zakładu?- gładko
zmieniła temat.
-Esej?- podsunął Potter
pytającym tonem.
-Nie. Nie chcę dostać
słabej oceny- zaśmiała się.
-Jedno życzenie
wygranego do wykonania- zaproponowała Hermiona.
-Jestem za. A ty, Ron?-
rzuciła wyzwanie patrząc mu prosto w oczy.
-Zgoda- zawyrokował.
Złapali się za ręce, a Harry potwierdził zakład „przecinając” ich ręce.
-Możecie iść, albo nie,
wtedy zakład jest nie ważny. Ja idę spać- odwróciła się machając włosami, które
w piękny sposób zmieniły kolor, z powrotem na blond.
Słyszała, jak Hermiona kłóci się z nimi. Następnym
dźwiękiem był stukot zamykającego się portretu. Leżąc już w łóżku czekała, aż
jej przyjaciółka wróci, ale nic takiego nie następowało. Pomyślała sobie, że
pewnie czeka na nich w Podoju Wspólnym, albo, co bardziej prawdopodobne, poszła
za nimi, żeby im przeszkodzić.
Długo
leżała czekając na powrót przyjaciółki, ale nie wracała. Przez chwilę oblał ją
zimny lęk, że coś im się stało, ale potem przypomniała sobie, że najgorsze, co
może ich spotkać to profesor Snape, patrolujący korytarze.
Z tą myślą ułożyła się wygodnie na poduszce i po chwili
usnęła.
♥♥♥
-I ten pies. On miał
trzy głowy i był wielki i…i…- wyraźnie zirytowana głupotą chłopców, Hermiona,
opowiadała przy śniadaniu swoją nocną przygodę.
-A, jakiego koloru miał
sierść?- zapytała Rosi, kiedy przełknęła tosta.
-Słucham?
-Jakiego kol…
-Wiem, co
powiedziałaś,- przerwała jej- ale nie wierzę, że o to pytasz. Mogłam zginąć, a
ty pytasz o sierść- była wyraźnie wzburzona i wymachiwała tostem.
-Nie wiem, dlaczego tak
to przeżywasz, przecież żyjesz i masz się dobrze, tak?
-No tak, ale…
-Ale to było ich dwie,
Mionka. Przestań przeżywać, najważniejsze jest to, że wygrałam zakład-
powiedziała z wrednym uśmiechem, a w jej oczach zapaliły się psotne iskierki.
-No tak- panna Granger
odpowiedziała równie niepokojącym, dla otoczenia uśmiechem, a Dean prawie
udławił się pitym sokiem- Co mu rozkażesz?
-Jeszcze nie wiem,-
zaśmiała się- ale na pewno nie będzie to miłe. Może poproszę o pomoc
bliźniaków…
-W czym?- usłyszała za
sobą pytanie.
-Ładnie to tak
podsłuchiwać?- zapytała odkręcając się do dwóch rudzielców stojących za nią.
-My nie podsłuchujemy…
- Tylko przypadkiem
usłyszeliśmy- powiedzieli z szerokimi uśmiechami.
-Tak, tak, na pewno. To
czysty przypadek, że usłyszeliście- zaśmiała się.
-Nie mędrkuj tylko mów,
o co chodzi- powiedział Fred siadając obok niej i przepychając się.
-Gdzie się pchasz?-
warknęła.
-Je jęcz, tylko przesuń
tyłek.
-Nieeee…
-Taaak…
-Dziękuję, ale nie skorzystam-
powiedziała z ironią, jednocześnie uśmiechając się.
-Jak chcesz- zaśmiał
się George i, nie wiadomo, kiedy, złapał ją za ręce i podniósł do góry.
Pisnęła, niby cicho, ale i tak wiele osób spojrzało w ich
stronę. Odwróciła cię w stronę stołu nauczycielskiego. Jedynym, który zwrócił
na nich uwagę był, na szczęście, profesor Dumbledore. Uśmiechał się do nich
promiennie, a błękitne oczy, schowane za okularami połówkami, śmiały się do
nich wesoło. Weasley uznał to za pozwolenie do dalszej zabawy i posadził ją na
ziemi za ławką. Podczas tego procesu został dwa razy kopnięty w piszczel i
tylko cudem uniknęli upadku. George ze śmiechem próbował usiąść na „zwolnionym”
miejscu, ale wywrócił się, kiedy Rosi złapała go za nogę i pociągnęła w dół.
Teraz oboje siedzieli na ziemi i ścigali się, które pierwsze usiądzie, tworząc
przy tym ciekawe widowisko dla gapiów.
Pierwszy
podniósł się rudzielec, któremu pomógł brat bliźniak. Wściekła Rosalin stanęła
za nim i wysyczała:
-Zadowolony jesteś?- na
twierdzącą odpowiedź zmrużyła wściekle oczy- Ja jeszcze nie skończyłam
śniadania.
-Możesz mi usiąść na
kolanach, jeśli chcesz- zaproponował chłopak, z miną wyrażającą 100% pewność,
że dziewczyna tego nie zrobi.
-Ja nie chcę cię
podpuszczać, ale nie zrobisz tego- powiedział Fred patrząc na brata wrednie.
-Wiesz, Fredi,
zdecydowałam już przed twoim komentarzem- nie skończyła tego mówić, a już
siedziała chłopakowi na kolanach, wywołując kolejną salwę śmiechu.
-C…ccco?…Jaaa…k?-
zaczął się jąkać.
-Przestań, bo brzmisz
jak szanowny profesor Quirrell- zaśmiała się, patrząc na przyjaciela.
-Nie spodziewałem się,
że to zrobisz- burknął zirytowany.
-Kochaniutki, ty wielu
rzeczy o mnie nie wiesz- odpowiedziała z uśmiechem i sięgnęła po tosta.
-Masz strasznie
kościsty tyłek- usłyszała podczas jedzenia.
-Słucham?- zapytała z
niedowierzaniem, jednocześnie dziękując Merlinowi, że nie otworzyła ust ze
zdziwienia, bo mogłoby to obrzydzić jedzenie osobom przed nią.
-Powiedziałem, że masz
kościsty tyłek- powtórzył przeciągając wyrazy, a w oczach paliły mu się
złośliwe iskierki.
-Osz ty…ty…
Nie dowiedział się jednak, jaki jest, bo usłyszeli zza
siebie zimny głos.
-Black, Weasley,
uspokójcie się. To Wielka Sala, a nie wasz Pokój Wspólny.
-Dzień dobry,
profesorze Snape- powiedziała Ros schodząc z kolan Georga.
W odpowiedzi dostała tylko zirytowane spojrzenie.
-Skoro wesoły profesor
już wyszedł, to czas się zbierać do lochów- powiedziała z uśmiechem.
-Racja- odpowiedział
jej chór pierwszorocznych i, sporą grupką, udali się pod salę eliksirów.
♥♥♥
-To było wyjątkowo
wredne, wiesz Malfoy?- zapytała idąc razem z trójką Ślizgonów do Wielkiej Sali
po skończonych eliksirach.
-Ale, co?- zapytał z
udawanym zdziwieniem, na co Blaise zaśmiał się głośno.
-Hmm… Pojedynek, Izba
Pamięci, dwóch Gryfonów, północ. Mówi ci to coś?
-Wiele słyszałem o
pojedynkach. W Izbie Pamięci znajdują się medale, puchary i takie tam…- mówił
to tak śmiertelnie poważnie, że aż śmiesznie.
-Drakooo… Proszę cię,
nie wnerwiaj mnie- wyjęczała z uśmiechem, a ich towarzysze śmiali się głośno.
-Nie wiem, o co ci
chodzi- powiedział patrząc na nią, a w kącikach ust czaił mu się uśmiech- A, i
nie przeciągaj tak mojego imienia, bo źle to brzmi- dodał z naganą.
-Jak będę chciała-odpowiedziała
z uśmiechem.
-Myślałem, że będziesz
się czepiać, prawić jakieś morały- powiedział Teodor po chwili ciszy.
-Zastanawiałam się nad
tym, Teo,- zaczęła po namyśle- ale czy jest sens. Wy będziecie robić, co
będziecie chcieli, oni także. Ja nie będę was pouczać, jednocześnie proszę was,
żebyście, chociaż przy mnie, zachowywali się jak ludzie cywilizowani, zgoda?-
nie chciała godzić Ślizgonów z Gryfonami. Mogłaby tylko zepsuć to, co
osiągnęła, czyli przyjaźń obu stron. Godzenie domów nie było w jej zamyśle, po
prostu chciała trzymać się z ludźmi, których lubi, bez względu na dom.
-Co rozumiesz przez
„ludzie cywilizowani”?- zapytał Zabini z ogromnym uśmiechem.
-Żadnego wyzywania się
w mojej obecności, bo to skutkowałoby tym, że musiałabym opowiedzieć się za
którąś ze stron, co nie jest mi na rękę- wytłumaczyła spokojnie. Wczoraj, po
tej nieszczęsnej akcji podczas lekcji latania, kiedy czekali na panią Hooch,
przemyślała sobie to wszystko. Musiała jeszcze porozmawiać ze swoimi Gryfonami,
ale to potem. Teraz ważne jest, co powiedzą chłopcy.
-Tylko tyle?- zapytał
Draco.
-Nie wiem- powiedziała
z prostotą, co skutkowało zdziwionymi spojrzeniami skierowanymi w jej stronę-
Naprawdę nie wiem, nie patrzcie tak. Po prostu nie chcę być postawiona w takiej
sytuacji, w której musiałabym wybierać między wami, a nimi- uśmiechnęła się do
nich nieśmiało, a ten uśmiech miała opanowany do perfekcji.
-A, co oni na to?-
zapytał Blaise, po dłuższej chwili, podczas której przetrawiali jej słowa.
-Jeszcze z nimi nie
rozmawiałam, najpierw chciałam porozmawiać z wami- lekko uniosła kącik ust.
-Ja mogę się zgodzić, a
wy chłopaki?- powiedział pewnie Zabini patrząc na przyjaciół.
-Ja też- potwierdził
Nott.
-Malfoy, niemoto?-
czarnoskóry nie mógł sobie odpuścić nazwania tak kumpla.
-Sami jesteś niemota,
Zabini- warknął- A, co do twojej prośby, Ros- spojrzał na nią swoimi stalowymi
tęczówkami- jestem w stanie się zgodzić, ale tylko przy tobie- uśmiechną się
wrednie.
-To znaczy?- zapytała
dla pewności.
-Dalej będę dokuczał
tym głupim Gryfiakom, ale wtedy, kiedy ciebie nie będzie w pobliżu-po chwili
zastanowienia dodał ze złośliwym uśmiechem- I na lekcjach.
-Dobra-
przypieczętowała umowę z każdym z nich uściśnięciem dłoni.
Szli w milczeniu. Dookoła było coraz więcej osób. Nagle
coś ją olśniło.
-Gdzie jest haczyk?-
zapytała z naciskiem.
-Haczyk?- zdziwili się
chórem, co było najbardziej podejrzane.
-Za szybko się
zgodziliście- wytłumaczyła.
-Nie ma żadnego
haczyka, Rosi- zaczął tłumaczyć Teodor, a jego czarne oczy świeciły się wesoło-
Łamiemy zasady nienawiści naszych domów kumplując się. Myśleliśmy, że będziesz
na nas warczeć za gnębienie Pottera i innych Gryfonów, a ty nam pozwoliłaś,
czego chcieć więcej- uśmiechnął się.
-Wiedziałam, że coś
jest na rzeczy- westchnęła- Ale zdajecie sobie sprawę, że oni też będą mogli
was gnębić, a ja nic im nie powiem? No, chyba że przekroczy to granice dobrego
wychowania, co tyczy się obu stron- powiedziała unosząc brew.
-Spoko, luz, mała-
powiedzieli razem i poszli w swoją stronę.
-Taaa, spoko luz-
westchnęła do siebie. Teraz czekała ją przeprawa z Harry’m i Ronem, którzy są
na nią dosyć wkurzeni.
♥♥♥
Pokój Wspólny Gryffindoru był wypełniony radosnym gwarem.
Wszyscy wrócili już po obiedzie, a teraz leniuchowali, bo co innego mogli robić
w piątkowe popołudnie. Hermiona poszła do biblioteki, a Rosalin przyszła
poszukać chłopaków. Wypatrzyła rudą i czarną czuprynę w fotelach pod oknem.
Podeszła do nich żwawym krokiem i usiadła na wolnym fotelu.
-Hej, chłopaki-
powiedziała wesoło, w zamian dostała tylko ponure spojrzenia.
-Co, przyszłaś mi wydać
rozkaz?- zapytał Ron.
-Nie, przyszłam z wami
pogadać- dalej lekko się uśmiechała, chociaż zaczynała się denerwować.
-O, czym?- zapytał
Harry milszym głosem niż jego towarzysz.
-O Ślizgonach- jeśli
myślała, że widziała już każdy stopień zirytowanego spojrzenia, to się myliła.
Obaj spojrzeli na nią gorzej niż na Snape’a, który rano powiedział im, że są,
ładnie ujmując, idiotami i, że krojona przez nich traszka ma więcej rozumu.
-I, co chcesz nam o
nich powiedzieć?- zapytał Ron z ironią, o którą go nie posądzała- Tylko powiedz
coś, czego nie wiemy.
-Chcę wam powiedzieć,
że nie będę się mieszać w wasze porachunki. Nie będę bronić was przed nimi, ani
ich przed wami. Dla mnie możecie kopać pod sobą dołki, gnębić się wzajemnie,
tylko proszę, żebyście mnie w to nie mieszali- powiedziała szybko, parę razy
powstrzymując Rona ruchem ręki przed wtrąceniem się.
-To znaczy?- zapytał
Harry, który wyglądał na zainteresowanego ugodą.
-Nie zaczepiacie ich w
mojej obecności, żebym nie musiała stawać po którejś ze stron.
-A oni?- zapytał Ron.
-Zobowiązali się do
tego samego, to znaczy to tego, że będą starać się zaczepiać was tylko wtedy,
kiedy mnie nie będzie z wami lub nimi.
-I tego samego
oczekujesz od nas?- zapytał Potter z lekki powątpiewaniem.
-Ja niczego od was nie
oczekuję, Harry, ja was proszę- powiedziała z nieśmiałym uśmiechem.
-Musisz się w ogóle z
nimi kumplować?- zapytał Potter patrząc na nią przenikliwie swoimi zielonymi
oczami.
-Ja wiem, że wy nie
rozumiecie, że ja mogę ich lubić, tak samo jak oni nie rozumieją, jak mogę
lubić was- powiedziała uśmiechając się lekko.
-Czyli musisz- skrócił
Harry robiąc dziwną minę, coś między smutkiem a rozbawieniem.
-Nie muszę, chcę-
zaśmiała się.
-Niech będzie-
zadecydował okularnik. Spojrzał na przyjaciela, który powoli kiwną głową.
-Ale możemy dokuczać im
na lekcjach i odpowiadać na ich zaczepki?- zapytał Ron.
-Zgoda- uśmiechnęła się
promiennie.
Zatwierdzili umowę uściśnięciem dłoni i uśmiechami.
-Powinniście być milsi
dla Hermiony- pogroziła im palcem, ale efekt niszczyły śmiejące się oczy- Ona
naprawdę chce dobrze, tylko ma dziwne metody.
-Wtrąca się w nie swoje
sprawy- bronił się Weasley, a Potter kiwał głową na znak zgody.
-Chciała dobrze, zawsze
chce, ale wy się jej czepiacie- powiedziała patrząc z naganą.
-Będziesz się nas
czepiać?- zapytali razem.
-Nie. Moglibyście być
po prostu milsi.
-To nie tak, że my
chcemy być niemili, ale ona nas szpieguje- powiedział z westchnieniem Harry.
-I jest przemądrzała-
dodał Ron.
-A wy głupi, a my wam
tego nie wypominamy- powiedziała z uśmiechem.
-No wiesz, co?
-Nie jęcz, Harry.
Możecie ją ignorować, ale nie bądźcie niemili- powiedziała spokojnie – A teraz
idę do biblioteki. Pa.
-Pa- odpowiedzieli
chórkiem.
Kiedy odchodziła przypomniało jej się coś jeszcze, więc
odkręciła się i dodała
-Draco też wynegocjował
lekcje- mrugnęła do nich. Odpowiedziały jej tylko ostre spojrzenia.
Droga do biblioteki nie zajęła jej długo. Do czego, jak,
do czego, ale do dróg to miała pamięć. Szopę brązowych włosów znalazła przy
jednym ze stolików pod oknem w głębi pomieszczenia. Na stoliku leżały książki,
wiele książek, a część z nich była otwarta. Panna Granger pisała coś szybko na
pergaminie, co jakiś czas zerkając do którejś z książek. Nawet nie zauważyła,
że jej przyjaciółka przysunęła sobie krzesło i usiadła naprzeciwko niej. Rosi
przyjrzała się dziewczynie. Pisała esej z transmutacji. Była bardzo skupiona.
Marszczyła śmiesznie nos, a nieusłuchane włosy wchodziły jej, od czasu, do
czasu, w oczy. Patrząc na nią, panna Black pomyślała, że jest bardzo inteligentna.
Widać było jak się stara, żeby nauczyciele ją docenili. Jednak Ros wiedziała,
że nie tędy droga. Nie trzeba przecież cały czas się zgłaszać. Wystarczy nie
dać się złapać na niewiedzy. Jest to bardziej cenione. Była jednak pewna, że
Hermiona zostanie doceniona. Była po prostu świetną czarownicą. Lepszą od wielu
czystokrwistych arystokratów. A jeśli dalej będzie tak połykać książki stanie
się chodzącą biblioteką. Dlatego też, blondynka postanowiła powiadomić
przyjaciółkę o swoim przybyciu.
-Hej, Mionka-
powiedziała głośno, jednak na tyle cicho, aby pani Pince nie mogła się ich
przyczepić.
Dziewczyna poderwała głowę i upuściła pióro na pergamin.
-Bogowie, Ros, ale mnie
przestraszyłaś- zganiła ją, kiedy jednak zobaczyła, że na eseju powstał wielki
kleks zaczęła panikować- Nie, nie, nie, nie, nie- powtarzała w kółko, próbując
zetrzeć plamę.
-Czekaj, Miona, zostaw-
zabrała jej rękę znad pergaminu i wypowiedziała cicho zaklęcie. Różdżka
pochłonęła zbędny atrament. Było to niezwykle przydatne zaklęcie. Znalazła je przypadkiem, kiedy pisały esej na
zaklęcia. Jednak Hermionie, zazwyczaj w sytuacjach stresowych, zdarzało się
myśleć po mugolsku.
Widząc, że jej praca została uratowana, westchnęła i
usiadła z powrotem na krześle.
-Wiesz, zapomniałam o
tym zaklęciu- powiedziała pocierając oczy.
-A ja nie spodziewałam
się, że tak nerwowo zareagujesz- odpowiedziała uśmiechając się szeroko.
-Spadaj- powiedziała,
po czym pokazała przyjaciółce język.
-Nie będę spadać, bo
narobię hałasu i pani Pince wywali nas ze swojego królestwa- pełna powaga w
głosie dziewczyny, tak rozbawiła pannę Granger, że ta zaczęła się głośno śmiać.
Rosi musiała zakrywać jej usta dłonią, bo usłyszała kroki niedaleko nich- No
już, Mionka, bo ktoś zaraz przyjdzie, nie rżyj tak.
Niestety
wywołało to odwrotny efekt i po chwili śmiały się obie zakrywając sobie usta
dłońmi. Kiedy w końcu się uspokoiły, Rosalin wyjęła pergamin, pióro i atrament.
Pisały razem, wymieniając się spostrzeżeniami, ale każda z nich pisała po
swojemu. Po jakiejś godzince Hermiona podniosła głowę z nad eseju, wychyliła
się na krześle i przeciągnęła tak, że aż zatrzeszczało.
-I jak poszło?-
zapytała zgarniając włosy z twarzy.
-Co?- mruknęła
nieprzytomnie Ros przeczesując swoje zmienione włosy. Podczas pracy zmieniła je
na króciutkie tak, żeby nie przeszkadzały jej w pracy. A, że czytała o
srebrnych szpilkach, jej włosy samoczynnie zmieniły kolor.
-Rozmowa z chłopakami-
wytłumaczyła cierpliwie.
-Aaa, to. Mogło być-
odpowiedziała zwięźle i wróciła do czytanego tekstu.
-A może coś więcej pani
szpilko?- zaśmiała się.
Bardzo powoli podniosła głowę i, z mordem w oczach, wysyczała.
-Jeśli chcesz się czegokolwiek
dowiedzieć, to milcz dopóki nie skończę- już żałowała, że podczas obiadu
powiedziała wszystko przyjaciółce.
-Dobra, dobra-
zachichotała i zamilkła.
Postawiła ostatnią kropkę pewnym ruchem. Przeciągnęła się
lekko, przywróciła włosy do poprzedniego stanu i spojrzała na przyjaciółkę.
-Teraz możesz mówić- uśmiechnęła
się lekko.
-Jak rozmowa z
chłopakami?
Streściła jej krótko jak to było, omijając fragment o
niej. Nie chciała, żeby się niepotrzebnie denerwowała.
-Myślisz, że dadzą
radę?- w czekoladowych oczach błyszczało powątpiewanie.
-Nie wiem, ale jak będą
próbować mnie w to mieszać to karzę im spadać- powiedziała z uśmiechem i zaczęła
zbierać swoje rzeczy- Gdzieś mam fasolki wszystkich smaków, zbieraj te glamoty.
-Tak jest, kapitanie-
odpowiedziała ze śmiechem.
W dobrych humorach poszły do Wieży Gryffindoru.
Jestem z kolejnym rozdziałem. Pisany podczas przebłysków lepszego humoru, między nauką ze wszystkich przedmiotów (bo nagle trzeba pozaliczać, bo ocenek brakuje), a domowymi obowiązkami.
Nie będę się tu rozpisywać. Proszę was tylko, żeby pod następnym rozdziałem było więcej niż dwa komentarze. Tyle. :D
To kolejnego rozdziału
~Książkoholiczka Black
To napiszę ci 10 komów XD
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, akcja z bliźniakami to mistrzostwo. W sumie to nawet zaczęłam ich shipować z Rosalin XD mój mózg jest dziwny...
Weny! (I więcej takich przypływów humoru :3)
Ireth