...dosyć psychologii, bo są ŚWIĘTA!...
To były fajne
święta pomyślała Rosalin Black siedząc samotnie w jednym z przedziałów
Express Hogwart. Pociąg ruszył już jakiś czas temu, a ona, zamiast poszukać
przyjaciół, zajęła sobie miejsce i czekała. Mówiąc szczerze to nie śpieszyło
jej się do towarzystwa. Odpowiadała jej cisza, zakłócona jedynie turkotem kół
po szynach. Mogła wtedy spokojnie myśleć, jak również oddać się wspomnieniom. Z
zamkniętymi oczami wspominała minione święta.
„Pierwsze
świąteczne śniadanie zjadły w Instytucie razem z Todd’ami*. Wymienili się
prezentami, które miały być praktyczne, wedle zwyczaju Nocnych Łowców. Dostała
śliczny sztylet, a jego nazwa została nadana na cześć anioła Refina*. Był
nieduży, lekki i poręczny. Łatwo go można schować, przez co był dla Ros lepszą
bronią niż łuk, który dostała jej matka. Mogła go nosić przy sobie nawet w
szkole, chociaż tam raczej nie był jej potrzebny. Todd’owie, całą trójką,
dostali po serafickim nożu.
Resztę prezentów, jak i kolejne świąteczne śniadanie
znalazła u Magnusa. Tradycyjnie nie mogła odejść od stołu, dopóki nie dostała
wyraźnego pozwolenia i po raz, chyba trzeci, próbowała zrobić o to awanturę.
Próbowała, bo jej entuzjazm został ostudzony spokojnym tonem i słowami jej
matki: „Jeśli spróbujesz wstać od stołu, zanim ci pozwolę, nie dostaniesz już
niczego”. I tyle… Żadnych krzyków czy dyskusji, bo gdyby się odezwała
tegoroczne prezenty zobaczyłaby dopiero w przyszłym roku i to nie 1 stycznia.
Nie chciała też denerwować mamy, nie w święta…
Kiedy, w końcu, dorwała się do prezentów zdziwiła ją ich
ilość. Spodziewała się dwóch, tradycyjnych paczek, a zobaczyła o wiele więcej.
Wzięła największą z nich, przyozdobioną w śmieszy papier, na którym był
ruszający się jeleń z biegającym dookoła niego psem. Nie miała zielonego
pojęcia, skąd jej mama wzięła ten papier, ale odkąd pamiętała prezenty od niej
były właśnie tak zapakowane. Delikatnie zdjęła papier, aby nie uszkodzić go za
bardzo. Było tam zwykłe pudełko, z takich, w które można chować na przykład
zabawki. Zdjęła wieczko i zajrzała. Na samej górze leżał piękny naszyjnik w
komplecie z bransoletką. Zapakowane były w przezroczyste pudełeczko. Był to
jeden z rodzinnych kompletów biżuterii. Delikatnie wyjęła naszyjnik z
opakowania i przyjrzała mu się z bliska. Była to gustowna, gremlińska robota.
Wykonany z białego złota z delikatnymi szmaragdami, które w kształcie
przypominały łezki. Było ich siedem ułożonych równolegle na łańcuszku. Ostatni,
samotny kamień był większy od reszty. Wielkością przypominał orzech laskowy. Na
złocie, z drugiej strony kamienia był wyryty herb- herb Black’ów. Dzięki temu
dziewczyna wiedziała, po której rodzinie jest to pamiątka. Bransoletka była
prawie identyczna. Jedyną różnicą było to, że wszystkie kamienie były
jednakowej wielkości i ułożone obok siebie.
Resztę dużego pudła zajmowały ubrania i książki. Dwie
księgi o eliksirach, których na pewno nie dało się zdobyć w pierwszej lepszej
księgarni i dwie mugolskim książki „Mistrz i Małgorzata*” oraz „ Mitologia
Greków i Rzymian, której nie znacie”. Dostała też dwie spódnice do mundurka,
które zmieniały kolor oraz parę zwykłych bluzek. Podeszłą do mamy i mocno ją
uściskała.
-Dziękuję- szepnęła.
-Ależ nie ma, za co,
kochanie- odpowiedziała uśmiechnięta Emily, gestem nakazując córce rozpakowanie
reszty prezentów.
Kolejny rozpakowała prezent, jak się domyślała-przez
szaleńczą ilość brokatu- od Magnusa. Była tam masa różnych słodyczy, za co
został obdarzony złym spojrzeniem przez panią Black. Oprócz tego była tam
książka o roślinach leczniczych i ich zastosowaniu i grube, czerwono-złote
rękawiczki. Uśmiechnęła się do niego promiennie i zabrała się za resztę.
Pierwszy był prezent oprawiony w śliczny, srebrny papier.
Rozpakowała go szybko. Na wierzchu leżała karteczka napisana dobrze jej znanym
pismem.
Kochana, Rosi!
Wszystkiego najlepszego z okazji
świąt!
Razem z mamą mamy nadzieję, że
prezent będzie się podobał.
Do zobaczenia po przerwie.
Draco
Uśmiechnęła się ciepło do listu i wzięła do ręki, nic
innego jak kolejną książkę. Tym razem był to zbiór magicznych opowiadań. Nie
były to jednak znane wszystkim „Baśnie Barda Beedel’a”. Ta książka nosiła tytuł
„Baśnie nieznane”. Miła przepiękną granatową okładkę z błyszczącymi gwiazdkami
na rogach. Tytuł mienił się wszystkimi kolorami tęczy. Z ciekawości zajrzała na
pierwszą stronę. Zobaczyła tam napisane ślicznym pismem słowa: Vita transierit,
non amiciti*. To pismo na pewno nie należało do Dracona. Był tam
również podpis: N.Z. Nie miała pojecie, co to mogą być za inicjały. Sprawdziła
na książce, czy przypadkiem autor nie miał takich, jednak owa książka
oficjalnego autora nie posiadała. Z mętlikiem w głowie przekręciła na następną
stronę i tam znalazła dedykację od Dracona.
Wszystkiego
najlepszego z okazji naszych pierwszych świąt!
P.S.
Polecam trzecie opowiadanie.
Draco
I tyle. Można było powiedzieć, że
młody Malfoy jest oszczędny w słowach. Przynajmniej na papierze.
Dziewczyna nie rozwodziła się więcej nad tym tylko
złapała kolejny prezent. Ten był
zapakowany w czerwony papier z uroczymi, rysowanymi ręcznie kwiatkami. Leżały tam dwa swetry. Jeden był błękitny, z
wyszytym odciskiem psa na środku. Drugi był granatowy z piękną czerwoną różą.
Do tego były zapakowane ślicznie pachnące paszteciki dyniowe. Rosi zaczęła
szukać jakiejś karteczki czy listu, jednak nic nie mogła znaleźć. Przeszukała
dokładnie papier i pudełko z pasztecikami. Następnie przetrząsnęła swetry i
dopiero z rękawa tego granatowego wypadł list. Zaadresowany był „Emily i Rosi”,
dlatego od razu zawołała mamę. Po krótkiej naradzie, dziewczyna zaczęła czytać
na głos.
Kochane
dziewczynki!
Wszystkiego
najlepszego z okazji tych pięknych świąt. Nie wątpię, że tym razem prezent do
was dotarł (tu Rosi spojrzała
pytająco na mamę, jednak ta kazała jej czytać dalej). Mam nadzieję, że święta mijają wam pomyślnie, w szczęśliwej atmosferze.
Żałuję, że nie możemy spędzić ich razem…
Przesyłam wam jednak moc uścisków i całusów od wszystkich.
Co do waszych
prezentów, to ten jaśniejszy jest dla Em, a ciemniejszy dla Rosi. Mam nadzieję,
że będą pasować i, oczywiście, że się podobają.
Jeszcze raz
wesołych świąt i do szybkiego zobaczenia.
Molly z rodzinką
-Mamo?
-Tak?
-Wysłałaś im coś, prawda?
-Oczywiście, kruszynko- mrugnęła do córki i odeszła dopić kawę.
-Tak?
-Wysłałaś im coś, prawda?
-Oczywiście, kruszynko- mrugnęła do córki i odeszła dopić kawę.
Rosi szybko założyła sweter i przekonała się, że był on
nieziemsko wygodny i ciepły. Idealny na chłodne wieczory z książką i herbatą. Postanowiła, że napisze cioci Molly serdeczne podziękowania i zabrała się za
kolejną paczkę.
Opakowany w ciemnozielony papier paczka nie wyglądała na
książkę, więc to ją wzięła, jako kolejną. Znalazła tam piękne pióro i kubek z
napisem „I’m queen”. Do tego były jeszcze słodycze i kartka.
Wesołych Świąt!
Miałem zamiar dać ci książkę, ale
pomyślałem, że pewnie dostaniesz ich ze sto, kujonico… Dlatego poprosiłem mamę
o coś innego. Mam nadzieję, że się spodoba.
Moc uścisków,
Blaise
Od
razu poznała pismo tego gagatka. Gdy przeczytała przytyk pod swoim adresem, z
uśmiechem warknęła pod nosem „kretyn”.
-Coś ty powiedziała?- usłyszała głos swojej mamy, dochodzący z kuchni.
-„Kochany”- krzyknęła.
-Coś ty powiedziała?- usłyszała głos swojej mamy, dochodzący z kuchni.
-„Kochany”- krzyknęła.
Omiotła wzrokiem pozostałe trzy paczki. Fioletowa,
niebieska i bordowa… Złapała tą pierwszą i szybko rozpakowała Cały dzień mi się zejdzie pomyślała z
uśmiechem.
W środku było… Zgadnijcie… Kolejna książka.
„Metamorfomag. Ktoś czy coś?”. Prychnęła na ten tytuł i wyjęła śliczną
bransoletkę. Srebrna, składająca się z łańcuszka i dwóch uroczych zawieszek.
Była to jedna z tych, do których dokupowało się zawieszki o różnych kształtach.
Przy jej były już: lew i wąż. Szybko rozpieczętowała list, który był dołączony.
Droga, Rosi!
Wesołych Świąt, cukiereczku! Mam
nadzieję, że nie pogniewasz się za tą książkę, ale nie mogłam się jej oprzeć.
Jak się domyślasz, bo domyślasz się
na pewno zawieszki mają pewne znaczenie. Lew i wąż. W naszej szkole, od wieków
walczą ze sobą. Doczepiłam je do twojej bransoletki na znak, że my „lew” i
„wąż” walczyć ze sobą nie będziemy.
Ale dosyć psychologii, bo są ŚWIĘTA!
Szalonej zabawy Ci życzę. Mnóstwa prezentów i nie tylko książek, bo się pod
nimi zakopiesz. Wróć jeszcze bardziej uśmiechnięta niż byłaś. Do zobaczenia w
szkole.
Twoja,
Dafne
Czytając ten list uśmiechała się głupkowato. Tyle osób
mówiło jej, że nie warto przyjaźnić się ze Ślizgonami a tu taka niespodzianka.
Dobrze, że ona nie była jedną z tych osób, które bezmyślnie słuchają innych, bo
straciłaby bardzo fajne znajomości. Założyła sobie bransoletkę i sięgnęła po
następny prezent, patrząc, jak zawieszki stukają o siebie.
W niebieskiej paczce znalazła, od dawna interesującą ją
książkę o transmutacji, której, niestety, nie mogła znaleźć w bibliotece.
Dodatkowo worek słodyczy.
Wesołych Świąt!
Ty też popadłaś w ten świąteczny
szał? Mam nadzieję, że nie…
Pamiętasz jak dyskutowaliśmy o tej
książce? Na pewno, masz pamięć jak słoń. Znalazłem ją, więc stwierdziłem, ze to
idealny prezent dla ciebie, chociaż nie wiem, czy powinnaś dostawać tysięczną
książkę. Nieważne…
Wesołych, pogodnych, rodzinnych
świąt! Nie licz na nic bardziej oryginalnego, bo składać życzeń to ja nie
umiem. Nie zamarznij tam.
Teodor
Dlaczego wszyscy myśleli, że jest jakąś maniaczką
książek? Przecież nie siedziała i nie czytała w każdej możliwej chwili. A
nawet, jeśli, to czy to coś złego? Ach… ci złośliwi Ślizgoni…
Wzięła ostatni prezent. Delikatnie zdjęła papier. W
środku znajdowały się dwie książki: „Wyznania Łgarza” oraz „Ostatni Pan i
Władca”* i mieszanka owocowych herbat.
Kochania, Rosi!
Z okazji Świąt chcę Ci życzyć
zdrowia, szczęścia, uśmiechu, góry prezentów i czego sobie życzysz. Mam
nadzieję, że prezenty będą się podobać, jak również, że nie dostałaś tylu
książek, że moje wydadzą ci się bezsensowne.
Kocham Cię,
Hermiona
Rosi tylko uśmiechnęła się nad tym listem. Kochanych książek
nigdy za wiele.”
Ze wspomnień wyrwał ją głośny okrzyk:
-Ileż cię można szukać? Jakbyś nie mogła usiąść gdzieś bliżej.
-Ileż cię można szukać? Jakbyś nie mogła usiąść gdzieś bliżej.
Do jej cichego i spokojnego przedziału pakowały się
właśnie trzy wrzeszczące stwory.
-Też się cieszę, że was widzę, chłopaki.-odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
-Pfff…- prychnął Zabini- Nie poczekała na peronie, w pociągu polazła nie wiadomo, dokąd, teraz jest nie miła, oj ja nie wiem, ja nie wiem…
-Czego nie wiesz, Blaise?
-Czy ty nas tu w ogóle chcesz?- żachnął chłopak.
-Oczywiście…- widząc uśmiech samozadowolenia na twarzy chłopaka, skończyła- że nie. A ty, co myślałeś?
-Chłopaki, wychodzimy.
-Też się cieszę, że was widzę, chłopaki.-odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
-Pfff…- prychnął Zabini- Nie poczekała na peronie, w pociągu polazła nie wiadomo, dokąd, teraz jest nie miła, oj ja nie wiem, ja nie wiem…
-Czego nie wiesz, Blaise?
-Czy ty nas tu w ogóle chcesz?- żachnął chłopak.
-Oczywiście…- widząc uśmiech samozadowolenia na twarzy chłopaka, skończyła- że nie. A ty, co myślałeś?
-Chłopaki, wychodzimy.
Podniósł głowę do góry i jak obrażona primadonna odwrócił
się w stronę drzwi. Już miał łapać za klamkę, gdy otworzyły się same…
-Oj, przepraszam-wyszczerzył się.
-Oj, przepraszam-wyszczerzył się.
W drzwiach stała Hermiona. Uśmiechnęła się do Blaise’a,
odpowiedziała ciche „Nie szkodzi” i rozejrzała się krytycznie po przedziale.
-Tu jesteś, Black. A ja cię, kretynko, po całym pociągu szukam, ciągam ten przeklęty kufer…
-Tu jesteś, Black. A ja cię, kretynko, po całym pociągu szukam, ciągam ten przeklęty kufer…
Prawiła tak swoją litanię wchodząc do środka i
przekazując oniemiałemu Zabini’emu kufer. Rozsiadła się obok blondynki i
przytuliła ją. Rosi odwzajemniła uścisk, patrząc zdziwiona na chłopaków z nad
ramienia przyjaciółki.
-Wiesz, Blaise, nie wręczyłam ci mojego kufra, żebyś tak z nim stał, możesz go położyć na półkę- zwróciła się z uśmiechem do chłopaka, a wszystkim dookoła szczęki opadły, stukając głośno o podłogę.
-Przepraszam?- Zabini zamrugał oczami ze zdziwienia.
-Blaise, kretynie, połóż ten kufer tam- mruknął Teodor pokazując palcem na półkę nad dziewczynami.
-Aha, ok.- mruknął, dalej zaszokowany.
-Wiesz, Blaise, nie wręczyłam ci mojego kufra, żebyś tak z nim stał, możesz go położyć na półkę- zwróciła się z uśmiechem do chłopaka, a wszystkim dookoła szczęki opadły, stukając głośno o podłogę.
-Przepraszam?- Zabini zamrugał oczami ze zdziwienia.
-Blaise, kretynie, połóż ten kufer tam- mruknął Teodor pokazując palcem na półkę nad dziewczynami.
-Aha, ok.- mruknął, dalej zaszokowany.
Położył kufer na miejsce i razem z chłopakami zasiedli naprzeciwko
dziewczyn. Nastała drażniąca uszy cisza. Rosi rozejrzała się po przyjaciołach i
stwierdziła, że chłopcy mają jednakowe, pełne niedowierzania miny. Hermiona
siedziała jak gdyby nigdy nic i nawet zaczęła czytać książkę. Blondynka nie
miała pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Jednak zanim zdążyła coś powiedzieć,
odezwał się Teodor.
-Co tam czytasz,
Granger?- jego głos nie był ciepły czy miły, ale kulturalny na tyle, że
dziewczyna uniosła głowę znad lektury.
-„Alchemika*”- odpowiedziała podobnym tonem- A co?- zapytała uśmiechając się.
-Ciekawa okładka-odpowiedział chłopak- Mugolska, prawda?
-Tak, dostałam na święta- wyjaśniła.
-Ode mnie- wtrąciła swoje trzy grosze, Black’ówna.
-Miło- wtrącił, idący za przykładem blondynki, Blaise.
-A wy, co dostaliście od okazu mądrości i przenikliwości?- zapytała uśmiechnięta, Granger.
-Ty mówisz o mnie?- zdziwiła się Ros.
-„Alchemika*”- odpowiedziała podobnym tonem- A co?- zapytała uśmiechając się.
-Ciekawa okładka-odpowiedział chłopak- Mugolska, prawda?
-Tak, dostałam na święta- wyjaśniła.
-Ode mnie- wtrąciła swoje trzy grosze, Black’ówna.
-Miło- wtrącił, idący za przykładem blondynki, Blaise.
-A wy, co dostaliście od okazu mądrości i przenikliwości?- zapytała uśmiechnięta, Granger.
-Ty mówisz o mnie?- zdziwiła się Ros.
Hermiona westchnęła ciężko i zaczęła mówić tonem
dorosłego rozmawiającego z pięciolatkiem.
-Tak, kochanie. Przecież przed świętami doradzałaś wszystkim, co mogą kupić innym na święta.
-Tylko zapomniałaś powiedzieć o sobie- mruknął, odzywając się po raz pierwszy, Draco.
-Tak, kochanie. Przecież przed świętami doradzałaś wszystkim, co mogą kupić innym na święta.
-Tylko zapomniałaś powiedzieć o sobie- mruknął, odzywając się po raz pierwszy, Draco.
Rosalin opuściła ręce w geście bezradności, patrząc na
ten, co najmniej dziwny, obrazek.
-Ja was bardzo przepraszam, ale trzeba było się zapytać- zirytowała się dziewczyna-Co ja, Duch Święty?
-Tak- odpowiedział jej niespodziewanie zgodny chór.
-Ja was bardzo przepraszam, ale trzeba było się zapytać- zirytowała się dziewczyna-Co ja, Duch Święty?
-Tak- odpowiedział jej niespodziewanie zgodny chór.
Pierwsza zaczęła śmiać się Hermiona. Blaise, jak to
Blaise, słysząc czyjś śmiech sam zaczął chichotać. W momencie, gdy Zabini
zaczyna się śmiać jest bardziej niż pewne, że inni zaraz będą się śmiać. Jak za
dotknięciem różdżki reszta towarzystwa zaczęła się śmiać.
-To jest najdziwniejsza
sytuacja, w jakiej dane mi było brać udział- powiedziała Rosi, całkowicie
pewnym głosem.
Wszyscy rozejrzeli się po sobie. Nastała pełna napięcia
cisza, którą, bardzo niechętnie, przerwała panna Granger.
-Nie przepadam za wami.
Mówiąc bardziej dobitnie nie lubię was, ale skoro Rosi się z wami zadaje musi
mieć ku temu podstawy-oczy blondynki rozszerzyły się do wielkości galeona, a
Gryfonka kontynuowała- Nie chcę zawierać z wami jakiejś głębszej znajomości i,
jestem tego pewna, wy ze mną też nie. Spędźmy tą podróż w kulturalnej
atmosferze, a w zamku rozejdziemy się, każdy w swoją stronę.
-Co?- wyrwało się z
czterech gardeł.
-Ale wy jesteście
elokwentni, to musi być jakaś Ślizgońska cecha, bo i Rosi ją posiada.
-Ha ha ha, bardzo
śmieszne- zironizowała zainteresowana.
-Mogłabyś się przez
chwilę nie wtrącać?- zapytała uśmiechnięta dziewczyna- Czekam na bardziej rozwiniętą
odpowiedź od twoich przyjaciół.
-Zgoda- mruknęli wciąż
zaszokowani Ślizgoni.
-Cieszę się bardzo-
odpowiedziała z uroczym uśmiechem szatynka i wróciła do lektury.
-Nie mam pojęcie, co tu
się przed chwilą stało-powiedziała wciąż lekko zaskoczona dziewczyna- ale nie
będę wnikać. Opowiadajcie jak wam minęły święta.
Większość podróży minęła im na opowiadaniu o prezentach i
innych błahostkach. W pewnym momencie nawet panna Granger odłożyła swoją
książkę i włączyła się do dyskusji.
Gdy
zbliżał się koniec podróży dziewczyny wyszły się przebrać. Przeszły kawałek w
ciszy. Nagle, pod wpływem dziwnego impulsu, Rosi przytuliła mocno przyjaciółkę
i wyszeptała „Dziękuję”.
-Nie ma za co, mordko- powiedziała Hermiona, wyplątując się z objęć przyjaciółki- Jednak to nie zmienia faktu, że ich nie lubię- pokazała jej język i ruszyła w dalszą drogę.
-Nie ma za co, mordko- powiedziała Hermiona, wyplątując się z objęć przyjaciółki- Jednak to nie zmienia faktu, że ich nie lubię- pokazała jej język i ruszyła w dalszą drogę.
Kiedy pociąg stanął na peronie poczekali aż reszta
uczniów przeciśnie się na śnieg i mróz, na które im się nie śpieszyło. Blaise
podał dziewczynom kufry, za co został nagrodzony promiennymi uśmiechami, przez
które, jak sam stwierdził, „Zaraz dostanie cukrzycy”.
Szybko zajęli sobie powóz. Podczas tego krótkiego spaceru
każde z nich prosiło Merlina, żeby nie odmrozić sobie twarzy. Niestety
ekstremalna zima nie opuściła jeszcze Szkocji.
-Nie wiem, jak wy, ale mi się nie widzi przejście całych tych przeklętych błoni- mruknął Zabini.
-Tak mówisz?- zironizował Nott.
-Czepianie się go, nie sprawi, że śnieg stopnieje, Teo- zauważyła panna Black.
-Ale mi się lepiej zrobi- odpowiedział szczerząc się do niej.
-Nie wiem, jak wy, ale mi się nie widzi przejście całych tych przeklętych błoni- mruknął Zabini.
-Tak mówisz?- zironizował Nott.
-Czepianie się go, nie sprawi, że śnieg stopnieje, Teo- zauważyła panna Black.
-Ale mi się lepiej zrobi- odpowiedział szczerząc się do niej.
Dziewczyna zachichotała cicho. Sama musiała przyznać, że
składanie wszystkiego na Zabini’ego było zabawne, a chłopakowi to nie
przeszkadzało. Bardzo dobrze potrafił się odgryźć. Przecież nie został
Ślizgonem przez przypadek.
Drogę do zamku pokonali bardzo szybko, a raczej na tyle
szybko, na ile pozwalały im warunki. Na szczęście dla nich, tego dnia nie padał
śnieg, a i sam wiatr nie był zbyt mocny. Dróżka była odśnieżona i dodatkowo
udeptana przez uczniów.
Pożegnali się przy wejściu do Wielkiej Sali i każda
paczka ruszyła do swojego stołu. Dziewczyny szybko odnalazły swoich przyjaciół
i w radosnej atmosferze zjadły pierwszą Hogwardzką kolację w nowym roku.
*Todd'owie- rodzina Nephilim mieszkająca w Instytucie. Jest to całkowicie mój wymysł ;)
*Refin- imię anioła, które także wymyśliłam.
*książka Michaiła Bułhakowa, która jest na mojej liście czytelniczej ;)
*łacińskie: Życie
przemija, przyjaźń nie (tłumaczone na tłumaczu :D )
*„Wyznania Łgarza” oraz „Ostatni Pan i
Władca” książki P. K. Dick'a, serdecznie polecam
Witajcie kochani!
Oto kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się podobał, jak również, że raczycie wyrazić swoje zdanie w komentarzu. Nie będę się tu rozpisywać, bo wydaje mi się, że rozpisałam się w rozdziale.
Lecę oglądać Harry'ego :D I znów będę przeżywać śmierć Syriusza. Widział to człowiek wiele razy, a dalej rusza.
Komentujcie, bo to pomaga.
~Książkoholiczka Black