...wszystkiego...
-Skończyłaś już?- Rosi zapytała po raz setny.
-Jeszcze chwilę, powtarzam ci kolejny raz- powiedziała spokojnie Hermiona, ale widać było, że jest już zirytowana.
-Pospiesz się, noooo...-westchnęła.
-Gdzie ci się spieszy?-cały dzień chodziła poddenerwowana.
-Nigdzie, ale nudzi mi się-odpowiedziała z uśmiechem, związując malutkiego warkoczyka. Miała ich już około dwudziestu.
-Jak napiszę to pójdę- warknęła.
-Chodzi ci o tą miotłę Harry'ego?- zapytała powoli.
-Nie- warknęła lekko unosząc głos-Daj mi to napisać, a potem pójdziemy gdzie chcesz, tylko nic nie mów.
-Dobrze- uśmiechnęła się słodko i sprawiła, że każdy warkoczyk, który zrobiła, miał inny kolor.
Z nudów zaczęła wspominać ranek. Dostała dwie paczki, co spowodowało morderczy wzrok ze strony przyjaciółki. Szybko poszła je zanieść do dormitorium. Kiedy wróciła Hermiona przekazała jej, że Harry dostał miotłę. Nimbusa dwa tysiące.
Dopadła go jeszcze przed zajęciami i zmusiła do pokazania. Rączka miotły delikatnie błyszczała. Rosi miała ochotę usiąść na niej i się przelecieć, ale zamiast tego zdzieliła Potter'a po głowie.
-Za co?-skrzywił się.
-Za to, że nie powiedziałeś mi, że jesteś w drużynie-powiedziała z wyrzutem.
-Nie powiedziałem ci, bo McGonagall mi zabroniła-tłumaczył się.
-Po pierwsze to profesor McGonagall-powiedziała z naciskiem-A po drugie to mogłeś coś powiedzieć.
-Nie wiedzieliśmy, że interesujesz się quidditchem-powiedział Ron.
-Jasne, że się interesuję, za kogo wy mnie macie?-jęknęła-A tak w ogóle to będziesz najmłodszym graczem w tym, bodajże, stuleciu, tak?
-Tak-odpowiedział krótko.
-Myślę, że z takim szukającym wygramy puchar-uśmiechnęła się promienie.
-Tak myślisz?
-Tak, a moja mama coś wspominała, że twój tata też był świetnym graczem-mrugnęła do niego.
-Serio?! Skąd ona wie?!
-Serio, a moja mama i twoi rodzice byli na jednym roku.
-Naprawdę?-niedowierzał.
-Tak, a teraz chodźcie, bo się spóźnimy-złapała torbę i wyszli razem z Wieży Gryffindoru.
-Skończyłam-usłyszała głos przyjaciółki, który wyrwał ją z zamyślenia.
Kiwnęła głową i pomogła jej chować książki i przybory. Złapała ją za rękę i pociągnęła za sobą.
Do Wieży Gryffindoru dotarły w ekspresowym tempie.
-Hej, Ros!-usłyszała jednego z bliźniaków.
-Tak?-zapytała podchodząc do nich i zostawiając Hermionę samą.
-Angelina z Alicją i Kate już wszystko naszykowały-szepnęli konspiracyjnym szeptem.
-Super-odpowiedziała tak samo-Dzięki chłopaki-uśmiechnęła się i chciała odejść, ale Fred uśmiechnął się miło, co oznaczało kłopoty.
-A nagroda?
-Jaka?-uśmiechnęła się podobnie.
-Po buziaku-odpowiedział George.
-Teraz?-zapytała spokojnie, choć ten pomysł za nic jej się nie podobał.
-Może być później-powiedział Fred po zastanowieniu.
-Dobra, teraz idę wykonać mój plan-uśmiechając się szeroko i puszczając im oczko podeszła do przyjaciółki.
-Chodź, Mionka, sprawę mam-uśmiech nie schodził jej z twarzy.
-Wiedziałam, że coś chcesz-westchnęła smutno i poszła za nią.
Panna Black miała nadzieję, że starsze dziewczyny wszystko fajnie naszykowały. Mała też nadzieję, że Hermiona jej nie zamorduje.
Dormitorium wyglądałoby jak zwykle gdyby nie stolik, który stał na środku. Na nim ustawione były jakieś słodycze i stały dwie duże paczki.
-Sto lat!-zaczęła śpiewać Rosi.
Jej melodyjny, czysty głos rozniósł się po pomieszczeniu. Hermiona stała i patrzyła na nią z szeroko otwartymi oczami, w których błyszczały łzy. Z piskiem rzuciła jej się na szyję.
-Dziękuję, dziękuję...-szeptała,kiedy blondynka skończyła śpiewać.
-Ależ nie ma za co, skarbie-odpowiedziała z szerokim uśmiechem-Chodź, otworzysz prezenty.
Szatynka podeszła do stolika. Otworzyła pierwszy prezent owinięty w brązowy papier.
-Jejku-westchnęła wyjmując pierwszą część Władcy Pierścieni.
- Ta jest ode mnie-powiedziała wesoło Rosi, gryząc pasztecik dyniowy.
-Skąd wiedziałaś?-zapytała z błyszczącymi oczyma.
-Tajemnica-mrugnęła do niej-Otwieraj dalej.
Z tej packi wyjęła jeszcze dwie czekolady truskawkowe, paczkę malinek cukrowych i czekoladowe ciastka.
-Dziękuję-powiedziała i przytuliła mocno przyjaciółkę.
-Podziękuj mojej mamie, to ona zrobiła zakupy-powiedziała ze śmiechem.
Hermiona parsknęła i zabrała się za drugą paczkę. Wyjęła z niej kolejne części trylogii, słodycze bez cukru i list od rodziców. Po jego przeczytaniu, Rosi musiała podać jej chusteczkę.
-Siadaj i jedź, płaczko.
-A życzenia?-zapytała z nieśmiałym uśmiechem, ale oczy przeczyły tej nieśmiałości.
-Zdrowia, szczęścia i słodyczy, czego sobie Mionuś życzysz. Pasuje?-z męczenniczą miną powiedziała.
-Z ciebie poetki nie będzie-zaśmiała się, a potem dodała-Ale śpiewasz pięknie.
Na policzki Rosi wstąpił runieniec. Na ten widok Hermiona zaśmiała się i zaklaskała.
-Spadaj, zołzo jedna-jęknęła.
-Ale ty na prawdę ładnie śpiewasz.
-Może i tak, ale nie lubię śpiewać, więc doceń to-pokazała jej język i wzięła sobie ciastko.
-Teraz może mi powiesz, dlaczego to ty dostałaś rano paczkę od moich rodziców?-zapytała po zjedzeniu kawałka szarlotki.
-Napisałam do twoich rodziców...nie patrz tak na mnie, naprawdę... Tak więc napisałam do twoich rodziców, żeby nie kupić ci czegoś, co masz. Umówiliśmy się z twoim tatą, że kupujemy ci trylogię Tolkiena, a oni paczkę wysyłają do mnie, bo robię ci niespodziankę. I jak się podoba?-przez całą opowieść uśmiech nie schodził jej z twarzy.
Troszkę się namęczyła z naszykowaniem tego, ale mina Miony była tego warta.
Zatrudnienie bliźniaków do załatwienia jedzenia nie było trudne, ale miałaby problem z naszykowaniem tego. Na szczęście rozmowę z Weasleyami usłyszała Angelina i, z pomocą Alicji i Kate, naszykowała wszystko.
-Bardzo mi się podoba-powiedziała z uśmiechem dziewczyna, przerywając tym samym wspomnienia Rosi.
-Cieszę się bardzo.
Czas do kolacji minął im szybko. Przed wyjściem sprzątnęły jedzenie do szafki nocnej Hermiony i wyszły.
W Wielkiej Sali zaczepiły ją Angeliny, Alicji i Kate.
-I jak?-zapytała Angelina.
-Bardzo dobrze-powiedziała z uśmiechem-Dzięki za pomoc.
-Nie ma sprawy-powiedziała Alicja.
-Polecamy się na przyszłość-zaśmiała się panna Jonson.
-No nie wiem-udawała, że się zastanawia-Macie zbyt drogie usługi.
-Drogie? My zachrzaniamy za darmo-zaoponowała Katy.
-I nic nie wyciągnięcie od bliźniaków bliźniaków?-zapytała unosząc powoli brew.
-Wygrałaś-Angelina uniosła ręce w geście poddania, przy akompaniamencie śmiechów koleżanek.
-Tak czy siak, dzięki dziewczyny, bez was by si nie udało.
-Wiemy-odpowiedziały chórem.
Odwróciła się i ruszyła do Hermiony.
-Wisisz nam przysługę, Black-krzyknęła Angelina.
-Jasne, Jonson, jasne-odkrzyknęła ze śmiechem.
-O co chodziło?-zapytała Hermiona.
-O nic-odpowiedziała z tajemniczym uśmiechem.
-Czasem się ciebie boje, wiesz?-zapytała z uśmiechem panna Granger.
-Tylko nieznanego należy się bać-powiedziała z dziwną powagą, jednak szybko, z uśmiechem dodała-Poznasz mnie lepiej to się dowiesz, że mnie należy się bać zawsze.
-Ja już to wiem-odpowiedziała, a Rosi ugryzła tosta kończąc dyskusję.
Droga powrotna do Wieży wcale nie zajęła by im długo, gdyby nie dwóch rudzielców. Złapali blondynkę pod ręce z obu stron i unieśli lekko do góry, co nie było trudne, zważywszy na niewielką wagę dziewczyny. Zciągnęli ją z głównego korytarza, a jej pełen pogardy wzrok palił ich w karki.
-Nagroda.
-Wiecie, że jesteście upierdliwi?-zapytała unosząc wrednie.
-Tak i co z tego?-powiedział Fred.
-Zaciągnięte długi trzeba spłacić-dodał George.
-Wiecie, że was nienawidzę?-zapytała słodko i spokojnie.
-Tak, tak-odpowiedzieli chórem.
Z cierpienniczą miną podeszła do nich i cmoknęła szybko w policzki.
-Jesteście niemożliwi.
-Wiemy.
Szerokie uśmiechy nie schodziły im z twarzy. Odwróciła się na pięcie i, z dumnie uniesioną głową, wróciła do przyjaciółki. Towarzyszył jej śmiech Weasley'ów.
-Jeszcze chwilę, powtarzam ci kolejny raz- powiedziała spokojnie Hermiona, ale widać było, że jest już zirytowana.
-Pospiesz się, noooo...-westchnęła.
-Gdzie ci się spieszy?-cały dzień chodziła poddenerwowana.
-Nigdzie, ale nudzi mi się-odpowiedziała z uśmiechem, związując malutkiego warkoczyka. Miała ich już około dwudziestu.
-Jak napiszę to pójdę- warknęła.
-Chodzi ci o tą miotłę Harry'ego?- zapytała powoli.
-Nie- warknęła lekko unosząc głos-Daj mi to napisać, a potem pójdziemy gdzie chcesz, tylko nic nie mów.
-Dobrze- uśmiechnęła się słodko i sprawiła, że każdy warkoczyk, który zrobiła, miał inny kolor.
Z nudów zaczęła wspominać ranek. Dostała dwie paczki, co spowodowało morderczy wzrok ze strony przyjaciółki. Szybko poszła je zanieść do dormitorium. Kiedy wróciła Hermiona przekazała jej, że Harry dostał miotłę. Nimbusa dwa tysiące.
Dopadła go jeszcze przed zajęciami i zmusiła do pokazania. Rączka miotły delikatnie błyszczała. Rosi miała ochotę usiąść na niej i się przelecieć, ale zamiast tego zdzieliła Potter'a po głowie.
-Za co?-skrzywił się.
-Za to, że nie powiedziałeś mi, że jesteś w drużynie-powiedziała z wyrzutem.
-Nie powiedziałem ci, bo McGonagall mi zabroniła-tłumaczył się.
-Po pierwsze to profesor McGonagall-powiedziała z naciskiem-A po drugie to mogłeś coś powiedzieć.
-Nie wiedzieliśmy, że interesujesz się quidditchem-powiedział Ron.
-Jasne, że się interesuję, za kogo wy mnie macie?-jęknęła-A tak w ogóle to będziesz najmłodszym graczem w tym, bodajże, stuleciu, tak?
-Tak-odpowiedział krótko.
-Myślę, że z takim szukającym wygramy puchar-uśmiechnęła się promienie.
-Tak myślisz?
-Tak, a moja mama coś wspominała, że twój tata też był świetnym graczem-mrugnęła do niego.
-Serio?! Skąd ona wie?!
-Serio, a moja mama i twoi rodzice byli na jednym roku.
-Naprawdę?-niedowierzał.
-Tak, a teraz chodźcie, bo się spóźnimy-złapała torbę i wyszli razem z Wieży Gryffindoru.
-Skończyłam-usłyszała głos przyjaciółki, który wyrwał ją z zamyślenia.
Kiwnęła głową i pomogła jej chować książki i przybory. Złapała ją za rękę i pociągnęła za sobą.
Do Wieży Gryffindoru dotarły w ekspresowym tempie.
-Hej, Ros!-usłyszała jednego z bliźniaków.
-Tak?-zapytała podchodząc do nich i zostawiając Hermionę samą.
-Angelina z Alicją i Kate już wszystko naszykowały-szepnęli konspiracyjnym szeptem.
-Super-odpowiedziała tak samo-Dzięki chłopaki-uśmiechnęła się i chciała odejść, ale Fred uśmiechnął się miło, co oznaczało kłopoty.
-A nagroda?
-Jaka?-uśmiechnęła się podobnie.
-Po buziaku-odpowiedział George.
-Teraz?-zapytała spokojnie, choć ten pomysł za nic jej się nie podobał.
-Może być później-powiedział Fred po zastanowieniu.
-Dobra, teraz idę wykonać mój plan-uśmiechając się szeroko i puszczając im oczko podeszła do przyjaciółki.
-Chodź, Mionka, sprawę mam-uśmiech nie schodził jej z twarzy.
-Wiedziałam, że coś chcesz-westchnęła smutno i poszła za nią.
Panna Black miała nadzieję, że starsze dziewczyny wszystko fajnie naszykowały. Mała też nadzieję, że Hermiona jej nie zamorduje.
Dormitorium wyglądałoby jak zwykle gdyby nie stolik, który stał na środku. Na nim ustawione były jakieś słodycze i stały dwie duże paczki.
-Sto lat!-zaczęła śpiewać Rosi.
Jej melodyjny, czysty głos rozniósł się po pomieszczeniu. Hermiona stała i patrzyła na nią z szeroko otwartymi oczami, w których błyszczały łzy. Z piskiem rzuciła jej się na szyję.
-Dziękuję, dziękuję...-szeptała,kiedy blondynka skończyła śpiewać.
-Ależ nie ma za co, skarbie-odpowiedziała z szerokim uśmiechem-Chodź, otworzysz prezenty.
Szatynka podeszła do stolika. Otworzyła pierwszy prezent owinięty w brązowy papier.
-Jejku-westchnęła wyjmując pierwszą część Władcy Pierścieni.
- Ta jest ode mnie-powiedziała wesoło Rosi, gryząc pasztecik dyniowy.
-Skąd wiedziałaś?-zapytała z błyszczącymi oczyma.
-Tajemnica-mrugnęła do niej-Otwieraj dalej.
Z tej packi wyjęła jeszcze dwie czekolady truskawkowe, paczkę malinek cukrowych i czekoladowe ciastka.
-Dziękuję-powiedziała i przytuliła mocno przyjaciółkę.
-Podziękuj mojej mamie, to ona zrobiła zakupy-powiedziała ze śmiechem.
Hermiona parsknęła i zabrała się za drugą paczkę. Wyjęła z niej kolejne części trylogii, słodycze bez cukru i list od rodziców. Po jego przeczytaniu, Rosi musiała podać jej chusteczkę.
-Siadaj i jedź, płaczko.
-A życzenia?-zapytała z nieśmiałym uśmiechem, ale oczy przeczyły tej nieśmiałości.
-Zdrowia, szczęścia i słodyczy, czego sobie Mionuś życzysz. Pasuje?-z męczenniczą miną powiedziała.
-Z ciebie poetki nie będzie-zaśmiała się, a potem dodała-Ale śpiewasz pięknie.
Na policzki Rosi wstąpił runieniec. Na ten widok Hermiona zaśmiała się i zaklaskała.
-Spadaj, zołzo jedna-jęknęła.
-Ale ty na prawdę ładnie śpiewasz.
-Może i tak, ale nie lubię śpiewać, więc doceń to-pokazała jej język i wzięła sobie ciastko.
-Teraz może mi powiesz, dlaczego to ty dostałaś rano paczkę od moich rodziców?-zapytała po zjedzeniu kawałka szarlotki.
-Napisałam do twoich rodziców...nie patrz tak na mnie, naprawdę... Tak więc napisałam do twoich rodziców, żeby nie kupić ci czegoś, co masz. Umówiliśmy się z twoim tatą, że kupujemy ci trylogię Tolkiena, a oni paczkę wysyłają do mnie, bo robię ci niespodziankę. I jak się podoba?-przez całą opowieść uśmiech nie schodził jej z twarzy.
Troszkę się namęczyła z naszykowaniem tego, ale mina Miony była tego warta.
Zatrudnienie bliźniaków do załatwienia jedzenia nie było trudne, ale miałaby problem z naszykowaniem tego. Na szczęście rozmowę z Weasleyami usłyszała Angelina i, z pomocą Alicji i Kate, naszykowała wszystko.
-Bardzo mi się podoba-powiedziała z uśmiechem dziewczyna, przerywając tym samym wspomnienia Rosi.
-Cieszę się bardzo.
Czas do kolacji minął im szybko. Przed wyjściem sprzątnęły jedzenie do szafki nocnej Hermiony i wyszły.
W Wielkiej Sali zaczepiły ją Angeliny, Alicji i Kate.
-I jak?-zapytała Angelina.
-Bardzo dobrze-powiedziała z uśmiechem-Dzięki za pomoc.
-Nie ma sprawy-powiedziała Alicja.
-Polecamy się na przyszłość-zaśmiała się panna Jonson.
-No nie wiem-udawała, że się zastanawia-Macie zbyt drogie usługi.
-Drogie? My zachrzaniamy za darmo-zaoponowała Katy.
-I nic nie wyciągnięcie od bliźniaków bliźniaków?-zapytała unosząc powoli brew.
-Wygrałaś-Angelina uniosła ręce w geście poddania, przy akompaniamencie śmiechów koleżanek.
-Tak czy siak, dzięki dziewczyny, bez was by si nie udało.
-Wiemy-odpowiedziały chórem.
Odwróciła się i ruszyła do Hermiony.
-Wisisz nam przysługę, Black-krzyknęła Angelina.
-Jasne, Jonson, jasne-odkrzyknęła ze śmiechem.
-O co chodziło?-zapytała Hermiona.
-O nic-odpowiedziała z tajemniczym uśmiechem.
-Czasem się ciebie boje, wiesz?-zapytała z uśmiechem panna Granger.
-Tylko nieznanego należy się bać-powiedziała z dziwną powagą, jednak szybko, z uśmiechem dodała-Poznasz mnie lepiej to się dowiesz, że mnie należy się bać zawsze.
-Ja już to wiem-odpowiedziała, a Rosi ugryzła tosta kończąc dyskusję.
Droga powrotna do Wieży wcale nie zajęła by im długo, gdyby nie dwóch rudzielców. Złapali blondynkę pod ręce z obu stron i unieśli lekko do góry, co nie było trudne, zważywszy na niewielką wagę dziewczyny. Zciągnęli ją z głównego korytarza, a jej pełen pogardy wzrok palił ich w karki.
-Nagroda.
-Wiecie, że jesteście upierdliwi?-zapytała unosząc wrednie.
-Tak i co z tego?-powiedział Fred.
-Zaciągnięte długi trzeba spłacić-dodał George.
-Wiecie, że was nienawidzę?-zapytała słodko i spokojnie.
-Tak, tak-odpowiedzieli chórem.
Z cierpienniczą miną podeszła do nich i cmoknęła szybko w policzki.
-Jesteście niemożliwi.
-Wiemy.
Szerokie uśmiechy nie schodziły im z twarzy. Odwróciła się na pięcie i, z dumnie uniesioną głową, wróciła do przyjaciółki. Towarzyszył jej śmiech Weasley'ów.
Hermiona chciała zapytać o co chodziło, ale zrezygnowała z tego planu widząc zaciśniętą z irytacji szczęk przyjaciółki.
Kiedy w końcu udało im się wrócić do dormitorium panna Granger wyjęła truskawkowe cukierki bez cukru i, podjadając, czekały na resztę współlokatorek. Pierwsze wróciły Fay i Kellah. Poczęstowane słodyczami złożyły dziewczynie życzenia. Lavender i Parvati zrobiły to samo, po powrocie do dormitorium. Do godziny 23:00 dziewczyny siedziały i rozmawiały o głupotach, siedząc na jednym łóżku i zadając cuksy, (w miedzy czasie każda z nich poszła do łazienki). Siedziały by pewnie i dłużej, ale Hermiona powiedziała.
-Chyba czas spać, bo jutro rano są eliksir-zakończyła to ziewnięciem.
-Tylko nie to, znowu będzie się nas czepiał-jęknęła panna Patil.
-Taki ma charakter-powiedziała z przygnębieniem panna Black.
-Niestety-potwierdziły wszystkie.
Rozeszły się do łóżek, powiedziały "Dobranoc" i zasnęły.
-Chyba czas spać, bo jutro rano są eliksir-zakończyła to ziewnięciem.
-Tylko nie to, znowu będzie się nas czepiał-jęknęła panna Patil.
-Taki ma charakter-powiedziała z przygnębieniem panna Black.
-Niestety-potwierdziły wszystkie.
Rozeszły się do łóżek, powiedziały "Dobranoc" i zasnęły.
Pozdrowienia z Murzasichla. Jestem na koloniach od niedzieli, a dopiero wczoraj udało mi się zdobyć hasło wi-fi. Do tego kierownik stwierdził, że telefony na noc nie są nam potrzebne i nam zabierają. Zlepiłam ten rozdział, chociaż nie wiem czy wam się podoba.
Następny po 12 lipca, jak wrócę z gór, chyba że pojawi się więcej komentarzy pod rozdziałem to dodam coś wcześniej XD
~Książkoholoczka Black
Oki, so... jeśli jest na końcu "wiesz?", to w tym kontekście on nie pytała, a mówiła. Sto lat to chyba jedyna piosenka, która nikomu nie wychodzi dobrze XD jeszcze nie słyszałam ładnego wykonania... Tolkien! *^*
OdpowiedzUsuńByłam kiedyś w Murzasichlu ;) Ta nazwa rozwala, ludzie mnie pytali czy to w Polsce jest XD
Tak w ogóle, to ostatnio schodzisz z tematu "Darów Anioła", choć mi w sumie od początku się tutaj gryzł z Hogwartem :P
Weny!
Ireth
PS zgłaszaj do katalogu Euforia nowe rozdziały, jak chcesz mieć więcej czytelników
Niech wena będzie z tobą. Sklej szybko nowy rozdział
OdpowiedzUsuń