Dwunasty września był chyba najgorszym dniem do jakiegoś roku, a na pewno od początku szkoły. Nie dość, że był to pierwszy spędzony poza domem, znienawidzony przez Rosi dwunasty, to jeszcze rozpoczynały się lekcje latania. Nie podobało jej się to i to bardzo, ale nic nie mogła poradzić. W "dwunastki" jej zdyscyplinowane ciało i umysł robiły sobie wakacje.
Jedenastego wieczorem dziewczyna patrzyła na budzić. Była stuprocentowo pewna, że i tak nie usłyszy, jak przedmiot będzie dzwonił. Kolejny raz w swoim życiu maiła rację...
-Rosi wstawaj- usłyszała głos, który na pewno nie należał do jej mamy. Dodatkowo poczuła, że ktoś ją szturcha- No rusz się, Rosi...
Odwróciła się w stronę zamku i odprowadziła Gryfona. Ledwo zdążyli zniknąć im z oczu, a Draco zaczął się śmiać.
-Widzieliście go? Zbladł jak płótno. Pewnie nie będą mogły go znaleźć kiedy położy się na łóżku w Skrzydle Szpitalnym, bo wtopi się w tło- wszyscy Ślizgoni zaczęli się śmiać, jakby był to żart kwartału.
-Nie świruj, Malfoy- warknąła nieprzyjemnie Parvati.
-Co, Patil, bronisz go? Może ci się podoba?- zaczęła się śmiać Pansy.
Powoli uchyliła jedno oko, ale szybko je
przymknęła. Oślepiło ją okrutne światło poranka, które bezlitośnie
wpadało wprost do jej oka. Zdążyła jeszcze zobaczyć szopę brązowych
włosów pochylonych nad jej głową.
-Niby taki ranny ptaszek, ale jak trzeba cię budzić, to
dziesięć minut- zaśmiała się Hermiona- Na którą ustawiasz budzik, żeby
wstać?
-Godzinę przed czasem wstania- mruknęła cicho blondynka.
Chciała, żeby zabrzmiało to groźnie, ale wyszło to tak, jakby ktoś
zacisnął jej gardło.
-Dobrze się czujesz?- zapytała z troską szatynka.
-Tak- skłamała ochryple- Czasem łapie mnie takie niby-przeziębienie- wymyśliła szybko.
-Niby-przeziębienie?- powtórzyła ze zdziwieniem.
-Tak. Jestem wtedy trochę osłabiona i naprawdę nic mi się nie chce- wyjęczała.
-Oj, biedactwo- powiedziała z uśmiechem panna Granger.
Złapała przyjaciółkę za ręce i podniosła do pozycji siedzącej- Pomóc ci w
łazience, czy dasz sobie radę?- zapytała z udawaną troską, ale jej
czekoladowe oczy śmiały się.
-Dziękuję za wsparcie. Jeśli ci w świecie czarodziei nie
wyjdzie, to możesz pracować, jako mugolskim psycholog- wyjęczała
wychodząc z łóżka.
Słońce świeciło jej mocno w oczy. Pod nosem
wyszeptała kilka nieprzyzwoitych słów, które usłyszała gdzieś podczas
spacerów po Nowym Jorku. Chociaż musiała przyznać, że jej mama umiała
czasem puścić wiązanki, a i Evan nie był oszczędny w używaniu łaciny
podwórkowej.
Weszła pod prysznic, aby rozbudzić mięśnie, które nie mają ochoty funkcjonować. Chciała też, dzięki wodzie, uwolnić umysł od wspomnień i irytujących myśli. Nie bardzo jej się to udało, ale kiedy wyszła z pod prysznica nadawała się do funkcjonowania przy ludziach. Może i nie tryskała codziennym humorem, ale mogła złożyć to na zmęczenie i niby-przeziębienie.
Niespiesznie wyszła z łazienki. Przywitała ją uśmiechnięta Hermiona, która podała jej torbę.
Weszła pod prysznic, aby rozbudzić mięśnie, które nie mają ochoty funkcjonować. Chciała też, dzięki wodzie, uwolnić umysł od wspomnień i irytujących myśli. Nie bardzo jej się to udało, ale kiedy wyszła z pod prysznica nadawała się do funkcjonowania przy ludziach. Może i nie tryskała codziennym humorem, ale mogła złożyć to na zmęczenie i niby-przeziębienie.
Niespiesznie wyszła z łazienki. Przywitała ją uśmiechnięta Hermiona, która podała jej torbę.
-Ruszaj się, ruszaj, bo się spóźnimy- zaśmiała się i pociągnęła przyjaciółkę za rękę.
W Wielkiej Sali byli chyba już wszyscy.
Gryfonki usiadły na swoich stałych miejscach. Hermiona wyjęła z torby
książki o quidditchu, które skrupulatnie zbierała od soboty. Zaczęła
czytać i opowiadać różne wskazówki, czym zanudzała wszystkich, prócz
Neville’a, który łowił każde jej słowo.
Rosi sparowała jedną kromkę masłem dobre pięć minut. Z odrętwienia wyrwał ją głos Harry'ego.
-Bo dziurę w tym toście zrobisz- zaśmiał się.
Odpowiedziała mu niemrawym uśmiechem i sięgnęła
po dżem. Do końca śniadania nie zdążyła zjeść tej kanapki. Siedziała i
nie robiła nic. W krótkie chwile powrotu do rzeczywistości cieszyła się,
nie musi wysłuchiwać nudnego wykładu przyjaciółki. Widziała wtedy
utkwione w nią oczy, które prosiły, aby zabrała stąd szatynkę.
-Miona, zjadłaś już?- zapytała.
-Tak- odpowiedziała dziewczyna nie odrywając oczu od książki, którą miała na kolanach.
-To chodź. Pójdziemy wcześniej do sali.
-Nie było jeszcze poczty- odpowiedziała.
-Ja się listu nie spodziewam, a ty?
-No, też nie.
-To chodź.
Zobaczyła uśmiechy posyłane w jej stronę. Udało
jej się podnieść jeden kącik ust, ale za uśmiech nie wziął tego nikt.
Nie zdążyli, jednak, zapytać, bo dziewczyny zniknęły za drzwiami.
♫♫♫
O trzeciej trzydzieści Gryfoni i Ślizgoni zebrali się
na błoniach niedaleko boiska. Pogoda była idealna do latania, wręcz
podręcznikowa. Niebo było czyściutkie, wiał leciutki wiaterek do strony
Zakazanego Lasu. Zobaczyli leżące w równym rzędzie dwadzieścia mioteł.
Pojawiła się też pani Hooch, nauczycielka latania. Nie powiedziała nawet dzień dobry tylko od razu wrzasnęła:
-Na co czekanie? Niech każdy stanie przy miotle, szybko- rozejrzała się po uczniach swoimi żółtymi oczami jastrzębia i powiedziała- Wyciągnąć prawą rękę nad miotłą i krzyknąć "Do mnie"!
Wszyscy uczniowie, jak jeden mąż krzyknęli "Do mnie". Miotła Rossi nawet się nie zastanawiała tylko śmignęła w pewną rękę dziewczyny. No, no, no, bardzo dobrze. Chociaż miotła się mnie słucha pomyślała i rozejrzała się po innych uczniach. Miotły wielu osób, albo nie zrobiły nic, albo potoczyły się po trawie. Widziała pyszałkowaty uśmiech Dracona, który trzymał miotłę w ręku. Również Harry trzymał latający przedmiot. Jeszcze paru osobom się udało, ale był to niewielki odsetek.
-Na co czekanie? Niech każdy stanie przy miotle, szybko- rozejrzała się po uczniach swoimi żółtymi oczami jastrzębia i powiedziała- Wyciągnąć prawą rękę nad miotłą i krzyknąć "Do mnie"!
Wszyscy uczniowie, jak jeden mąż krzyknęli "Do mnie". Miotła Rossi nawet się nie zastanawiała tylko śmignęła w pewną rękę dziewczyny. No, no, no, bardzo dobrze. Chociaż miotła się mnie słucha pomyślała i rozejrzała się po innych uczniach. Miotły wielu osób, albo nie zrobiły nic, albo potoczyły się po trawie. Widziała pyszałkowaty uśmiech Dracona, który trzymał miotłę w ręku. Również Harry trzymał latający przedmiot. Jeszcze paru osobom się udało, ale był to niewielki odsetek.
Pani Hooch kazała im posiąść miotły. Chodziła i
poprawiała osoby, które robiły to źle. Przechodząc obok panny Black
kiwnęła z akceptacją świdrując ją swoimi żółtymi oczami jastrzębia.
Wydała jasne i proste instrukcje. Na dźwięk
gwizdka uczniowie mieli odepchnąć się mocno od ziemi, utrzymać
równowagę, wzlecieć kilkanaście stóp w górę i wylądować. Wszystko szło
ładnie, ale Neville tak się wystraszył, że wystartował jeszcze przed
gwizdkiem.
Leciał w zawrotnym tempie. Wszyscy patrzyli, jak
chłopak, biały jak ściana, spogląda na ziemię z przerażeniem w oczach.
-Spadnie za trzy...- zaczęła cichutko Ros, obojętnym głosem- dwie... jedną....
ŁUP! Zobaczyli, jakby w zwolnionym tempie, jak
Neville uderza o ziemie. Przez jedną długą chwilę nikt się nie ruszał,
nikt nie oddychał. Z letargu pierwsza uwolnił się pani Hooch. Szybko
podeszła do Gryfona.
-Złamany nadgarstek- zawyrokowała. Maskowała drżenie głosu,
ale była blada tak samo jak Longbottom- Macie tu zostać!- krzyknęła do
uczniów-Jeśli ktoś ruszy miotłę, wyleci z Hogwartu szybciej niż zdąży
powiedzieć "quidditch". Odwróciła się w stronę zamku i odprowadziła Gryfona. Ledwo zdążyli zniknąć im z oczu, a Draco zaczął się śmiać.
-Widzieliście go? Zbladł jak płótno. Pewnie nie będą mogły go znaleźć kiedy położy się na łóżku w Skrzydle Szpitalnym, bo wtopi się w tło- wszyscy Ślizgoni zaczęli się śmiać, jakby był to żart kwartału.
-Nie świruj, Malfoy- warknąła nieprzyjemnie Parvati.
-Co, Patil, bronisz go? Może ci się podoba?- zaczęła się śmiać Pansy.
-Stul pysk, mopsie- odpowiedziała cicho, acz zgryźliwie Gryfonka.
Rosi postanowiła sobie usiąść. Bolały ją nogi, a nie miała zamiaru brać udziału w tej dyskusji godnej przedszkolaków.
-Hej, chłopaki zobaczcie!- krzyknął Malfoy zwracając się do Blaise'a i Teodora- To ta idiotyczna zabawka, którą dostał rano do babci.
-Przypominajka, ciekawe o czym zapomina- zaśmiał się Zabini.
-Oddaj to, Malfoy- powiedział cicho Harry, a wszyscy w około zamilkli.
Rosi patrzyła z zainteresowaniem na tą scenę, żałując, że nie ma przy sobie popcornu. Draco, uśmiechając się drwiąco, powiedział:
-Chyba ją gdzieś tutaj zostawię, nie wiem, może na drzewie, żeby Longbottom nie mógł jej znaleźć.
-Oddaj ją- wrzasnął Potter, ale blondyn już odbił się od ziemi i leciał ku górze. Może nie było to latanie idealne, ale jak na początki latał nieźle.
-Chodź, Potter i ją sobie weź- powiedział Ślizgon wisząc w powietrzu nad wielkim dębem.
Ze zdziwieniem zauważyła, że Harry łapie za swoją miotłę.
-Nie!- próbowała go powstrzymać Hermiona- Przecież pani Hooch zabroniła nam latać.
Jednak Harry był zdeterminowany, aby odebrać przypominajkę Draconowi, było to widać po jego minie. Usiadł na miotłę i odbił się mocno od ziemi.
-Rosi, zrób coś!- krzyknęła zrozpaczona Hermiona, podnosząc blondynkę z ziemi.
-Co i po co? - zapytała- Niech się połamią, albo niech ich złapią, może to ich czegoś nauczy- powiedziała obojętnie, a na zdziwione spojrzenie odpowiedziała wzruszeniem ramion i usiadła z powrotem na trawie.
-Rosi?!
-Hermiono, połóż się obok mnie i podziwiaj chmurki. O zobacz ta wygląda jak kaczka- powiedziała pokazując w stronę nieba.
-Kpisz sobie czy o drogę pytasz?- widać było, że szatynka jest już poważnie zirytowana.
-Mionka, ja naprawdę nie mam ochoty za nimi ganiać. Nie są dziećmi, a poza tym, żeby ich uspokoić musiałabym wsiąść na miotłę, a przecież nie mogę. WOW widziałaś to?- wrzasnęła pokazując na Harry'ego, który leciał ostro w stronę Dracona.
-Zabiją się- westchnęła dziewczyna.
-E tam, nie zabiją, najwyżej coś sobie połamią- stwierdziła już spokojnie panna Black. Jej ekscytacji minęła, a jej mózg znów wyłączył emocje.
Usłyszały zduszone okrzyki. Rosi podniosła się na łokciach i spojrzała w górę. Harry gnał, w zawrotnym tempie, w stronę przypominajki, która spadała na ziemię, a Draco, z szerokim, wrednym uśmiechem, stał obok przyjaciół. Spojrzała z powrotem na czarnowłosego. Widziała jak łapie zgrabnie łapie kulkę i w pięknym stylu ląduje na ziemi.
-O, Razjelu- wyszeptała. Budzącego się w niej podziwu nie mogła zniszczyć nawet dwunastka.
-HARRY POTTER!- ostry krzyk opiekunki Gryffindoru przeraził wszystkich. Najbardziej jednak przeraził się Potter, który zbladł jak ściana. Rosi położyła się z powrotem na murawie i przysłuchiwała się wydarzeniom dziejącym się wokół niej.
-Jeszcze nigdy... Mogłeś zginąć... Taka nieodpowiedzialność- widać było, że kobieta ma wyraźne problemy ze złożeniem zdania.
-To nie jego wina, pani profesor...
-Cicho bądź, Patil...
-Ale Malfoy...
-Dosyć, panie Weasley! Potter, za mną.
Odwróciła się w stronę zamku, a Harry, z miną cierpiętnika, poszedł za nią.
-Dobrze się czujesz, Black?- zapytała profesor McGonagall patrząc na dziewczynę.
Rosi podniosła się do pozycji siedzącej. Spojrzała w oczy nauczycielki, w których złość mieszała się z troską.
-Taj, dziękuję, pani profesor- odpowiedziała próbując stworzyć coś na kształt uśmiechu.
-Dobrze...Chodź, Potter- zmierzyła chłopaka złym spojrzeniem.
Kiedy zniknęli im z oczu nikt się nie odzywał. Ślizgoni, z Draconem na czele, mieli na twarzach szerokie uśmiechy. Gryfoni nie wyglądali na szczęśliwych, a na czele tego był Ron, którego twarz była takiego samego koloru, co włosy.
-Zadowolony jesteś z siebie, Malfoy?- warknął.
-Jak nigdy, Weasley, jak nigdy- zaszydził blondyn.
-Jesteś nadętym, zarozumiałym...-widać było, że nie może znaleźć odpowiedniego słowa.
-Dupkiem?- zasugerowała panna Black patrząc na obłoki.
-Tak, to pasuje- powiedział rudy.
-Wiesz, co, Ros? Po której jesteś stronie?- zapytał Blaise z udawanym wyrzutem.
-W tym wypadku po żadnej. Ja tylko podpowiedziałam koledze- powiedziała, nie podnosząc nawet głowy.
-Jak to?-zapytała Lavender. Ta to się zawsze udzieli. pomyślała cierpko.
-Normalnie. Nie chcę brać udziału w tej dyskusji, bo czegokolwiek nie zrobię, ktoś się pogniewa, a ja nie mam dziś nastroju na kłótnie- stoicki spokój w głosie dziewczyny przyciągną na nią oczy wszystkich obecnych- Proponuję, abyście się położyli i podziwiali chmurki, które się pojawiły- dodała.
-Pfff...- usłyszała, ale nie była w stanie stwierdzić od kogo.
Wracając z zamku, pani Hooch zastała dziwny obrazek. Wszyscy uczniowie leżeli na plecach wpatrzeni w niebo. Po jednej stronie Gryfoni, a po drugiej Ślizgoni. Stała tak przez chwilę, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Spodziewała się raczej zastać jedną wielką kłótnię, a tu taka niespodzianka. Oczywiście skłamałaby, gdyby powiedziała, że niemiła. Uznając, że ten obrazek szybko nie ucieknie jej z pamięci krzyknęła:
-Możecie wracać do zamku!
Uczniowie poderwali się na nogi i, bardzo chętnie, ruszyli w stronę szkoły. Kiedy ostatni uczeń zniknął jej z oczu, pokręciła głową i poszła do siebie.
Rosi postanowiła sobie usiąść. Bolały ją nogi, a nie miała zamiaru brać udziału w tej dyskusji godnej przedszkolaków.
-Hej, chłopaki zobaczcie!- krzyknął Malfoy zwracając się do Blaise'a i Teodora- To ta idiotyczna zabawka, którą dostał rano do babci.
-Przypominajka, ciekawe o czym zapomina- zaśmiał się Zabini.
-Oddaj to, Malfoy- powiedział cicho Harry, a wszyscy w około zamilkli.
Rosi patrzyła z zainteresowaniem na tą scenę, żałując, że nie ma przy sobie popcornu. Draco, uśmiechając się drwiąco, powiedział:
-Chyba ją gdzieś tutaj zostawię, nie wiem, może na drzewie, żeby Longbottom nie mógł jej znaleźć.
-Oddaj ją- wrzasnął Potter, ale blondyn już odbił się od ziemi i leciał ku górze. Może nie było to latanie idealne, ale jak na początki latał nieźle.
-Chodź, Potter i ją sobie weź- powiedział Ślizgon wisząc w powietrzu nad wielkim dębem.
Ze zdziwieniem zauważyła, że Harry łapie za swoją miotłę.
-Nie!- próbowała go powstrzymać Hermiona- Przecież pani Hooch zabroniła nam latać.
Jednak Harry był zdeterminowany, aby odebrać przypominajkę Draconowi, było to widać po jego minie. Usiadł na miotłę i odbił się mocno od ziemi.
-Rosi, zrób coś!- krzyknęła zrozpaczona Hermiona, podnosząc blondynkę z ziemi.
-Co i po co? - zapytała- Niech się połamią, albo niech ich złapią, może to ich czegoś nauczy- powiedziała obojętnie, a na zdziwione spojrzenie odpowiedziała wzruszeniem ramion i usiadła z powrotem na trawie.
-Rosi?!
-Hermiono, połóż się obok mnie i podziwiaj chmurki. O zobacz ta wygląda jak kaczka- powiedziała pokazując w stronę nieba.
-Kpisz sobie czy o drogę pytasz?- widać było, że szatynka jest już poważnie zirytowana.
-Mionka, ja naprawdę nie mam ochoty za nimi ganiać. Nie są dziećmi, a poza tym, żeby ich uspokoić musiałabym wsiąść na miotłę, a przecież nie mogę. WOW widziałaś to?- wrzasnęła pokazując na Harry'ego, który leciał ostro w stronę Dracona.
-Zabiją się- westchnęła dziewczyna.
-E tam, nie zabiją, najwyżej coś sobie połamią- stwierdziła już spokojnie panna Black. Jej ekscytacji minęła, a jej mózg znów wyłączył emocje.
Usłyszały zduszone okrzyki. Rosi podniosła się na łokciach i spojrzała w górę. Harry gnał, w zawrotnym tempie, w stronę przypominajki, która spadała na ziemię, a Draco, z szerokim, wrednym uśmiechem, stał obok przyjaciół. Spojrzała z powrotem na czarnowłosego. Widziała jak łapie zgrabnie łapie kulkę i w pięknym stylu ląduje na ziemi.
-O, Razjelu- wyszeptała. Budzącego się w niej podziwu nie mogła zniszczyć nawet dwunastka.
-HARRY POTTER!- ostry krzyk opiekunki Gryffindoru przeraził wszystkich. Najbardziej jednak przeraził się Potter, który zbladł jak ściana. Rosi położyła się z powrotem na murawie i przysłuchiwała się wydarzeniom dziejącym się wokół niej.
-Jeszcze nigdy... Mogłeś zginąć... Taka nieodpowiedzialność- widać było, że kobieta ma wyraźne problemy ze złożeniem zdania.
-To nie jego wina, pani profesor...
-Cicho bądź, Patil...
-Ale Malfoy...
-Dosyć, panie Weasley! Potter, za mną.
Odwróciła się w stronę zamku, a Harry, z miną cierpiętnika, poszedł za nią.
-Dobrze się czujesz, Black?- zapytała profesor McGonagall patrząc na dziewczynę.
Rosi podniosła się do pozycji siedzącej. Spojrzała w oczy nauczycielki, w których złość mieszała się z troską.
-Taj, dziękuję, pani profesor- odpowiedziała próbując stworzyć coś na kształt uśmiechu.
-Dobrze...Chodź, Potter- zmierzyła chłopaka złym spojrzeniem.
Kiedy zniknęli im z oczu nikt się nie odzywał. Ślizgoni, z Draconem na czele, mieli na twarzach szerokie uśmiechy. Gryfoni nie wyglądali na szczęśliwych, a na czele tego był Ron, którego twarz była takiego samego koloru, co włosy.
-Zadowolony jesteś z siebie, Malfoy?- warknął.
-Jak nigdy, Weasley, jak nigdy- zaszydził blondyn.
-Jesteś nadętym, zarozumiałym...-widać było, że nie może znaleźć odpowiedniego słowa.
-Dupkiem?- zasugerowała panna Black patrząc na obłoki.
-Tak, to pasuje- powiedział rudy.
-Wiesz, co, Ros? Po której jesteś stronie?- zapytał Blaise z udawanym wyrzutem.
-W tym wypadku po żadnej. Ja tylko podpowiedziałam koledze- powiedziała, nie podnosząc nawet głowy.
-Jak to?-zapytała Lavender. Ta to się zawsze udzieli. pomyślała cierpko.
-Normalnie. Nie chcę brać udziału w tej dyskusji, bo czegokolwiek nie zrobię, ktoś się pogniewa, a ja nie mam dziś nastroju na kłótnie- stoicki spokój w głosie dziewczyny przyciągną na nią oczy wszystkich obecnych- Proponuję, abyście się położyli i podziwiali chmurki, które się pojawiły- dodała.
-Pfff...- usłyszała, ale nie była w stanie stwierdzić od kogo.
Wracając z zamku, pani Hooch zastała dziwny obrazek. Wszyscy uczniowie leżeli na plecach wpatrzeni w niebo. Po jednej stronie Gryfoni, a po drugiej Ślizgoni. Stała tak przez chwilę, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Spodziewała się raczej zastać jedną wielką kłótnię, a tu taka niespodzianka. Oczywiście skłamałaby, gdyby powiedziała, że niemiła. Uznając, że ten obrazek szybko nie ucieknie jej z pamięci krzyknęła:
-Możecie wracać do zamku!
Uczniowie poderwali się na nogi i, bardzo chętnie, ruszyli w stronę szkoły. Kiedy ostatni uczeń zniknął jej z oczu, pokręciła głową i poszła do siebie.
♫♫♫
-Nie idziesz na obiad?- zapytała Hermiona.
-Nie, nie jestem głodna- dopowiedziała Rosalin- Idę się położyć.
-Dobrze- odpowiedziała szatynka, patrząc na przyjaciółkę z niepokojem.
Szła powoli mijana przez uczniów, którzy zmierzali na obiad. Nie była głodna. Za to czuła się wyczerpana. Za dużo wrażeń ja na ten smutny dzień pomyślała.
-Caput Draconis- powiedziała do Grubej Damy, a ta odsłoniła jej przejście.
Przeszła przez Pokój Wspólny, kierując się prosto do dormitorium. W pomieszczeniu zrzuciła z siebie wierzchnią szatę, zdjęła buty, odsłoniła zasłony łóżka i już miała się na nie rzucić, gdy zobaczyła małą czerwono-czarną karteczkę. Podniosła ją i zaśmiała się. W "liście" znajdowało się jedno słowo z podpisem:
Powodzenia
~M.B.
Troszkę późno, Magnusie, ale dziękuję pomyślała. Położyła się i, nie wiadomo kiedy zasnęła.
Od autorki:
Jest mi strasznie wstyd, za to, że chyba trzy razy przekładałam datę dodania tego rozdziału. Mam coś na swoje usprawiedliwienie:
1) Kiedy miałam już ok. 3/4 rozdziału (napisane jednego dnia) wyłączyli prąd w całej mojej miejscowości, bo coś się popsuło i musieli naprawić. Tak więc rozdział trafił szlag, a razem z nim moje opanowanie. Każda kolejna próba napisania tej notki kończyła się niezadowoleniem. Zresztą i z tego nie jestem zadowolona, ale za długo już czekaliście :/
2) Poprawki, poprawki jeszcze raz poprawki. Jeśli jesteście jeszcze przed egzaminem nie wierzcie w to, że po nim będzie luz, bo to kłamstwo, ci, którzy już to przeszli, wiedzą o czym mówię. Jako, że jestem strasznie drobiazgowa (naprawdę :D) muszę mieć na świadectwie tyle piątek ile się da, więc jak ostatni głupek robię wszystkie dodatkowe prace i poprawiam wszystkie gorsze oceny. To zajmuje mi więcej czasu niż bym chciała :/
Rzecz ważna! Szczerze nie jestem pewna, czy dam radę dodawać rozdziały przez jakiś czas. Do wakacji, to może być jeden rozdział, może dwa, naprawdę nie jestem w stanie powiedzieć. Postaram się pisać, ale mam jeszcze do ogarnięcia nabór do szkół ponadgimnazjalnych i nie daję rady.
Mam nadzieję, że nie pogniewacie się na mnie i będziecie czekać na następny rozdział :)
~Książkoholiczka Black