środa, 20 kwietnia 2016

Miniaturka II cz.1

Pechowe SUM'y

 (Dla wrażliwych: wiele niecenzuralnych słów)

   Siedząc prawie na samym przodzie Wielkiej Sali, która nie wyglądała, jak ona, bo stało tu pełno małych stolików, przy których siedzieli uczniowie, Emily Zabini pisała SUM'a z Obrony Przed Czarną Magią. Pytania były zaskakująco łatwe, a że akurat z tym przedmiotem nie miała problemów, to napisała wszystko długo przed czasem. Obejrzała się za siebie, szukając rozczochranej głowy jednego ze swoich przyjaciół. James Potter właśnie sprawdzał, co napisał. Skierowała swój wzrok na Syriusza, który bujał się, niedbale rozpostarty na krześle. Miała nadzieję, że wyrżnie orła i może się nuczy, że nie powinien tego robić. Kiedy mu to tłumaczyła, to odpowiadał jej, że, cytując "To, że moja matka na matkę się nie nadaje, nie oznacza, że masz mi za nią robić. Inaczej? Odpieprz się, Em". Za ostatnie zdanie, dostawał od dziewczyny kopniaka w kolano, Rogacz trzepał go przez łeb, a Remus raczył komentarzem "Jesteś chamem i prostakiem, Black. Zapomnij o notatkach, chyba że ją przeprosisz". Więc ją przeprasza, bo gdyby nie notatki Luniaczka i on i James nie zdali by teoretycznych SUM'ów. Zostając przy temacie Remusa, to chłopak siedział i czytał, to, co napisał. Im bliżej pełni, tym gorzej wygląda pomyślała. Chłopak był blady i wyglądał coraz gorzej. Dziewczyna martwiła się o niego i resztę półgłówków. Nie popierała ich eskapad w świetle całego księżyca. Jednak podziwiała to, że obaj bruneci opanowali sztukę animagii już na początku roku. Ona sama dopiero niedawno po raz pierwszy dokonała przeobrażenia. Jej postacią animagiczną okazał się kruk. Dlaczego? Nie wie nikt, ale bardzo jej się to podoba. Czarne, lśniące pióra, które rozwiewają się w czasie lotu. To nawet lepsze od lotu na miotle. Ehem, Emily Zabini skup się, do cholery, na odpowiedziach, które napisałaś! upomniała samą siebie. Spojrzała jeszcze na rudą czuprynę przyjaciółki. Lily spojrzała na nią w tym samym momencie i uśmiechnęła się ciepło. Blondynka odwzajemniła uśmiech i wróciła do swojej pracy. Sprawdziła odpowiedzi po raz dziesiąty i stwierdziła, że źle nie jest, choć oczywiście mogłoby być lepiej. Odłożyła pióro i zwinęła swój pergamin.
-Proszę odłożyć pióra!- zaskrzeczał profesor Flitwick, który pilnował uczniów podczas egzaminu- Ty też, Stebbins! Proszę pozostać na miejscach, zaraz zbiorę wasze pergaminy! Accio!
   Ponad setka rolek pergaminu uderzyła w profesora tak, że zwaliła go z nóg. Emily, która siedziała blisko nauczyciela, wstała i, razem z jakimś Krukonem, pomogła mu wstać.
-Dziękuję...dziękuję- wysapał profesor- Jesteście wszyscy wolni!
   Wszyscy wyszli tak szybko, że mało się nie pognietli w drzwiach. Za to Em szła powoli, na samym końcu pochodu. Szczerze powiedziawszy, to niezbyt jej się spieszyło. Po wyjściu z Sali spodziewała się swojego brata, a nie miała ochoty go widzieć. Chociaż nie, nie jego tylko ich dwóch starszych braci, którzy, na pewno, przyjdą się z niej ponabijać.
   Tak jak się spodziewała, zobaczyła czarną czuprynę swojego, o rok starszego brata, Maxa.
-No, hej, Emcia. Jak poszło?- to zdrobnienie przywarło do niej, z jego ust od urodzenia. Chłopak nie umiał jeszcze dobrze mówić, więc stworzył siostrze takie zdrobnienie. Kiedyś się wściekała, ale teraz cieszyła się, że dalej tak do niej mówi. Chociaż nie, cieszyła się, że zwraca się do niej jak cywilizowany czarodziej, a nie dogryza jej na każdym kroku jak Eric i Joseph, ich starsi bracia bliźniacy.
-Całkiem nieźle, Maxi- odpowiedziała z uśmiechem.
-To dobrze- na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech, a w oczach w kolorze gorącej czekolady zaświeciły się radosne ogniki- Trudne mieliście pytania?
-No coś ty, oczywiście...
-...że tak- wtrącił zimny i nieprzyjemny głos Rica.
-A tobie pewnie poszło najgorzej, co?- Joseph zwrócił się w stronę siostry  i wykrzywił swoje wąskie wargi we wrednym uśmieszku.
-Najgorzej to poszło tobie, a ja nie mam zamiaru pobijać twojego rekordu, 10 punktów- uśmiechnęła się ironicznie w stronę brata.
-Coraz bardziej wyszczekana się robisz, Gryfiaczko- prychną ze złością Eric, a w jego czarnych oczach widać było rodzącą się złość.
-A ja miałem Powyżej Oczekiwań z OPCM na SUM'ach- sprostował drugi z bliźniaków, a jego, identyczne do bliźniaka, oczy zapłonęły złością i urazą.
-Tak, tak. Powyżej oczekiwań było to, że w ogóle się podpisałeś- odpowiedziała zaczepnie, a widząc, że Rick chce coś powiedzieć warknęła- Ty się nie odzywaj, bo jesteś taki sam tępy burak- jednak to było kłamstwo, bo Eric jest tym mądrzejszym.
-Taka odważna jesteś, a przecież Pottera i Blacka tu nie ma- powiedział Eric  podchodząc do niej z niebezpiecznym uśmiechem.
-Ricki, Ricki, pamiętaj, że to nadal nasza siostra- wtrącił spokojnie Max, ale i on i Emily wiedzieli, że to nie podziała.
-Ja nie mam siostry- warknął tylko podchodząc bliżej.
   Max stanął przed nią zagradzając drogę bratu.
-Eric, opłaca ci się zaczepiać taką wstrętną Gryfonkę i zdrajczynię rodu? Daj spokój i nie plam sobie różdżki takimi jak ona- ten ton głosu, postawa wskazywały na to, że Max mówi to, co myśli.
-Maxi, przecież ty z nią gadasz- wtrącił Joseph.
-Pfff... Rodzice mi kazali- odpowiedział i odkręcił się do zszokowanej dziewczyny- Coś ty myślała, że ja, Ślizgon, będę z własnej, nieprzymuszonej woli zadawał się z Gryfonką, która plami honor mojego nazwiska?- zapytał widząc jej zdziwioną minę.
   Emily szukała śladów fałszu na jego twarzy. W jego wiecznie wesołych oczach, którym tak ufała. Niestety nie znalazła nic. W jego ciepłych, czekoladowych oczach widziała tylko rozbawienie jej zachowaniem i zimą pogardę.
-Oczywiście, że nie, szanowny Ślizgonie. Pomagałam ci odgrywać dobrego braciszka dla rodziców- odpowiedziała tak zimno, że zdziwiła się, że nie pojawiły się przed nią sople. Oczy ciskały gromy, a Joseph się cofnął. Wyglądała teraz jak ich matka w stanie istnej furii. Wtedy nawet ich ojciec schodził jej z drogi. 
   Odkręciła się na pięcie, ale nie zdążyła przejść pięciu kroków, kiedy usłyszała zaklęcie wypowiadane przez Ericka. Poślizgnęła się i upadła, uderzając mocno głową o ścianę. Zrobiło jej się czarno przed oczami. Starała się powstrzymać łzy, kiedy słyszała oddalające się śmiechy jej braci. Wiedziała, że musi wstać, bo zostanie w tym, mało uczęszczanym korytarzu, do którego weszła z Maxem podczas ich rozmowy. Zeszła, na kolanach, z lodu i, podtrzymując się ściany, bardzo powoli się podniosła. Miała okropne zawroty głowy, a przed oczami latały jej czarne plamy. Nie wiedziała jednak czy te plamki latają jej przez upadek czy ze złości.
-Gnoje, pieprzone chamy i jeszcze ten jebany zdrajca- mruczała pod nosem.
   Skierowała się na błonia. Spodziewała się tam spotkać przyjaciół. I spotkała ich. James z Syriuszem właśnie mieli zamiar pozbawić Severusa Snape'a bielizny.
   Szła tak szybko, jak tylko mogła i, będąc już bardzo blisko brunetów, wrzasnęła:
-POTTER! BLACK! MACIE GO, DO JASNEJ CHOLERY, POSTAWIĆ NA ZIEMI!- jej wrzask spowodował, że wszyscy, który przypatrywali się temu przedstawieniu, spojrzeli na nią z szokiem.
-Ale, Em...- zaczął Syriusz, ale przerwał mu kolejny wrzask.
-ŻADNE "ALE" DO CHOLERY! MACIE GO W TEJ CHWILI POSTAWIĆ!
-Nie słyszałaś, jak ona nazwał Evans- wtrącił niepewnie Potter.
-NAZWAŁ, A NIE POWIESIŁ W POWIETRZU Z ZAMIAREM ŚCIĄGNIĘCIA JEJ MAJTEK!- już nie panowała nad głosem. Jej policzki stały się czerwone, a w oczach ciskających gromy pojawiły się łzy gniewu.
-Ale on nazwał ją szlamą- wydukał Potter, ale bardzo cicho.
   Blondynka podeszła do niego z wyciągniętą różdżką i , bardzo złowrogim, szeptem powiedziała:
-Jeśli go nie postawisz w ciągu trzech sekund, to ja przeklnę cię tak, że popamiętasz do końca swojego, dzięki mnie, krótkiego życia- wyciągnęła przed siebie kciuk i powiedziała- Raz!
   W tym momencie Snape stał już na nogach i szedł po swoje rzeczy.
-Lupin!- krzyknęła Emily. Remus podszedł do niej, jakby szedł na ścięcie.
-Tak?- zapytał cicho, nie chcąc denerwować przyjaciółki, która i tak była już w stanie furii.
-Jako prefekt powinieneś temu zapobiec- uciszyła go ruchem ręki, kiedy chciał coś wtrącić- Skoro, jednak tego nie zrobiłeś odejmiesz Gryffindorowi dwadzieścia punktów i dasz im obu szlaban z Filchem, rozumiesz?
   Nie zdążyła jeszcze dokończyć ostatniego słowa, a Dom Lwa stracił punkty, a chłopcy zarobili szlaban. Rozejrzała się dookoła i, widząc wgapiających się w nią uczniów, wrzasnęła:
-A WY NIE MACIE, CO ROBIĆ, ŻE SIĘ TAK GAPICIE!?
   Skutek był taki, że wszyscy przypomnieli sobie o sprawach, podczas których nie musieli patrzeć w stronę panny Zabini.
-Jeśli jeszcze raz zobaczę coś takiego, to pożałujecie- wyszeptała patrząc na trzech huncwotów- Rozumiecie?
-Tak- odpowiedzieli słabym chórkiem. Mieli nietęgie miny.
   Emily w całej swojej, wściekłej, glorii ruszyła w stronę zamku. Im bliżej wejścia była, tym bardziej mijała jej złość. Dotychczasowe łzy gniewu zmieniły się w łzy upokorzenia i żalu. Nie spodziewała się tego po Maxsie, który zawsze stawał po jej stronie. Wątpiła, że to rodzice mu kazali,  bo uczyli ją, że ma być silna. Na pewno nie kazaliby mu jej oszukiwać. Może i są z pokolenia na pokolenie Ślizgonami, ale własnych dzieci nie okłamują, a to byłoby kłamstwo w stosunku do niej.
   Przemierzała boczne korytarze, żeby na nikogo się nie natknąć, kiedy czyjaś dłoń wciągnęła ją do pustej klasy. Przestraszyła się, że to znowu jej sadystyczni bracia, ale nie dała tego po sobie poznać. Kiedy wyczuwali strach, byli jeszcze gorsi.
-Dlaczego to zrobiłaś?- usłyszała zimny i nieprzyjemny głos Severusa Snape'a.
-Kurwa, Snape, chcesz żebym na zawał zeszła?
-Pytam, dlaczego to zrobiłaś?- na jego zimny tona zaśmiała się wesoło, a chłopak spojrzał na nią jak na wariatkę.
-Daj spokój, wystarczy zwykłe "Dzięki" i po sprawie- wykrztusiła.
-Nie potrzebuje litości, ani pomocy osób, które mają mnie w dupie.
-No wiesz, co Severusie, ja wcale nie mam cię w dupie...-powaga jej głosu zdziwiła bruneta-...za duży jesteś, a ja mam mały, zgrabny tyłeczek.
-Zabini...-warknął iście po ślizgońsku.
-Daj spokój Snape, to żadna litość. Po prostu zaistniała sytuacja miała miejsce podczas gdy ja byłam już wkurwiona, więc wyżyłam się na Potterze i Blacku, a że akurat ci pomogłam, to szczęśliwy zbieg okoliczności- powiedziała, lekceważąco wzruszając ramionami.
-Szczęśliwy?- powtórzył z niedowierzaniem czarnowłosy.
-Tak, szczęśliwy, Severusie, bo ktoś musiał to przerwać, a jeśli nie nauczyciele, to tylko ja mogłam to powstrzymać.
-S...s...severusie?- wydukał. Wyglądał na bardzo zbitego z tropu.
   Niespodziewanie zaczął ją oglądać.
-Odbiło ci?-zapytała ze zdziwieniem Gryfonka.
-Mi się wydaje, że to tobie odbiło, więc sprawdzam...- powiedział cicho.
   Stał za nią, gdy nagle wciągną ze świstem powietrze. Zawrócił. Pochylił się lekko, tak aby patrzeć jej w oczy On jest wyższy o Jamesa... pomyślała, ale przerwały jej słowa Snape'a wypowiedziane dziwnym, niespotykanym u niego, tonem:
-Krwawisz- prostota tego słowa wywołała tylko śmiech u panny Zabini.
-Co?- wykrztusiła.
-Krwawisz- powtórzył, patrząc na nią z politowaniem.
   Emily uniosła rękę do głowy. Pomacała się i syknęła z bólu. Kiedy wzięła swoją rękę przed oczy ujrzała szkarłatną ciecz spływającą jej po palcach.
-Kurwa- syknęła, a przed jej oczami pojawiły się czarne plamki. Zachwiała się i, gdyby nie Severus, wywaliłaby się tak, że miałaby głowę rozwaloną w drugim miejscu.
   Poprowadził ją w stronę stolików, zdjął jedno z krzeseł i pomógł jej usiąść.
-Dzięki, Sev- powiedziała uśmiechając się lekko. Nawet to, że czarne plamy latały jej przed oczami nie zasłoniło grymasu pojawiającego się na twarzy Ślizgona.
-Nazwij mnie tak jeszcze raz, a walnę cie w łeb tak, że pożałujesz- wywarczał.
   Śmiech dziewczyny, który rozległ się po tych słowach został zastąpiony przez syk.
-I po co rżysz, chcesz żeby cię bardziej bolało?-zapytał z kpiną.
-Wielki znawca wszelkich ran wyjawi mi teraz swoje tajniki uśmierzania bólu- zironizowała.
-Wiedziałem, po prostu wiedziałem, że przyjaźń z Potterem i Blackiem szkodzi na mózg- mruknął- Dobra, Zabini, teraz się nie ruszaj.
-Yyy...Snape, co ty chcesz zrobić?- zapytała z lekkim niepokojem, bo ostrość jej wróciła do normy, a wspomniany chłopak miał złowieszczą minę.
-Siedź cicho i się nie ruszaj. Poćwiczę sobie magomedycynę- odpowiedział twardo, a w jego, czarnych, jak tunele, oczach czaiło się rozbawienie i pewien dziwny błysk, którego nie potrafiła zidentyfikować.
-Co ty chcesz, do kurwy nędzy, zrob...- nie skończyła, bo poczuła jak stado igiełek kłuje ją w miejscu zranienia. Syknęła cicho i słuchała, jak Ślizgon, który nienawidzi jej przyjaciół i raczej jej też szepcze jakieś zaklęcia. Zapewne powinna się bać, ale nie odczuwała żadnego lęku. Nie ufała mu, bo byłoby to głupotą, ale gdyby chciał, żeby jej się coś stało, to nie mówiłby jej o ranie, prawda? Miała taką nadzieję.
   Igiełki zniknęły tak nagle jak się pojawiły, a w ich miejsce pojawił się lekki chłód. Z ulgi wyrwało się jej ciche "Mhmm".
-Łatwo cię zadowolić- zaśmiał się szyderczo.
-Zapytałabym czy wiesz jak to jest, ale to głupie pytanie- odpowiedziała bez namysłu. Cień uśmiechu, który pojawił się na cienkich wargach chłopaka znikł.
-Może cię jeszcze boleć, więc uważaj- powiedział lodowatym tonem.
   Ruszył do drzwi, ale, w półkroku,  zatrzymało go ciche:
-Przepraszam, Severusie- chłopak odwrócił się do niej,a ona patrząc na swoje dłonie ułożone na kolanach, ciągnęła- Powinnam ci podziękować, a jestem wredna- uniosła wzrok i spojrzała smutnymi oczyma na Snape'a- Dziękuję za pomoc. Nie zatrzymuję się już, możesz iść- uśmiechnęła się gorzko.
-Kurwa- bardziej wyczytała z ruchu jego warg niż usłyszała- Co jest, Zabini?- zapytał poważnie. Zdjął sobie krzesełko i usiadł obok.
-Pytałeś, dlaczego ci pomogłam- uśmiechnęła się do niego smutno- Wiesz, dlaczego? Bo zobaczyłam siebie-na zszokowane spojrzenie zaśmiała się krótko- No, może nie dosłownie, ale odkąd trafiłam do Gryffindoru, Eric i Joseph uprzykrzają mi życie na każdym kroku. Dlatego dotąd nie zdarzyło się, żeby ci przy mnie dokuczali, a nawet jeśli ci dokuczali, to wiesz dobrze, że szybko ich gasiłam.
-Słowami "Chcecie sobie pobrudzić szaty smarkiem?"- powiedział z wyraźną goryczą.
-Inaczej by nie pomogło.Wierz mi lub nie, ale, mówię szczerze, nigdy nie chciałam cię urazić- czarnooki kiwną głową, ale po chwili powiedział:
-Ale ciebie też zawsze bronił Max, chyba że go nie było, a nawet wtedy odgrywał się na nich.
   Emily zaśmiała się głośno, ale był to śmiech przepełniony goryczą, złością i rozczarowaniem.
-Taa... Dziś mi powiedział, że był dla mnie miły, bo rodzice mu kazali i jestem dla niego nic nie wartym Gryfiakiem, czy tak jakoś- na jej ustach błąkał się gorzki uśmiech.
-Co ty pieprzysz? To on zawsze robił im awanturę w Pokoju Wspólnym, gdy tylko się dowiedział, że coś ci zrobili- powiedział z niedowierzaniem.
-Znam swojego brata, Snape i wiem, że nie kłamał- głos jej lekko zadrżał, więc odwróciła głowę, gdyby łzy zechciały się pojawić w jej oczach.
-W Slytherinie człowiek potrafi nauczyć się panować na emocjami i mimiką twarzy, a on jest jednym z tych, którzy potrafią to najlepiej.
-Jest pierdolonym zdrajcą i nie wiem, co musiałby zrobić, żebym uwierzyła, że kłamał- powiedziała twardo.
-Przekleństwa nie powinny wypływać z ust dziewczyny- odpowiedział cicho, a Emily tylko się zaśmiała.
-Ja ci się tu zwierzam, a ty czepiasz się przekleństw, naprawdę?- zapytała z niedowierzaniem. Łzy, które już prawie były w jej oczach, zostały zamienione rozbawionymi ognikami.
-Ślizgonki nie klną w towarzystwie, chyba że są pijane- stwierdził.
-Bo takie są zasady, których uczy się każda, dobrze urodzona czarownica. Jest nawet książka z tymi zasadami.
-Nie gadaj- chłopak wytrzeszczył oczy z niedowierzaniem.
-Naprawdę, tytuł to...hmm..."Czarownice"...nie...wiem "Zasady czystokrwistych czarownic"- widząc minę Ślizgona zaczęła się śmiać. Severus walczył, żeby się nie zaśmiać, ale przegrał bitwę z samym sobą i również się zaśmiał. Jego śmiech był dziwny, ale przyjemny dla ucha i komponował się świetnie ze śmiechem Em.
   Przerwało im głośne burczenie wydobywające się z brzucha Gryfonki.
-Która godzina?-zapytała.
-Szósta- odpowiedział- Czas kolacji.
-Jestem taka głodna. Nie zjadłam nawet deka na obiedzie. Wypiłam tylko sok, tak się stresowałam- zaśmiała się.
-Czym ty się stresowałaś, na pewno będziesz miała same Wybitne- powiedział zrzędliwie.
-Jaaaasne, raczej same Trolle- ciche parsknięcie wyrwało się z ust Ślizgona.
   Pewnie dalej prowadziliby tą, bezsensowną, dyskusję, ale znów przerwał im żołądek dziewczyny.
-Chodźmy na ta kolację- zadecydowała,
-Idź pierwsza- na zdziwione spojrzenie prychną i odpowiedział- Jak wejdziemy razem, to będzie dziwne wyglądać, a twoich przyjaciół- w tym słowie było tyle jadu, co z tuzina kobr-przed rzuceniem się na mnie nie powstrzyma nawet dyrektor.
-Racja- zaśmiała się- To... cześć, Snape.
-Cześć, Zabini.
   Tym, co zaskoczyło oboje było to, że Emily zawróciła i przytuliła Severusa. Odsunęła się od niego i powiedziała:
-Dziękuję, za uzdrowienie i wysłuchanie. Ty przynajmniej nie patrzyłeś na mnie z litością, co zapewne czeka mnie później. Cześć.
   Nie zdążył nic odpowiedzieć, bo Gryfonka zamknęła drzwi.
   Przy stole Gryffindoru, w Wielkiej Sali, automatyczne szukała dwóch rozczochranych, czarnych głów. Jednak nie znalazła ich. Remusa i Lily również nie było, a za Peterem wcale się nie oglądała. Nie lubiła knypka jak nikogo innego na świecie, ale chłopcy jej nie słuchali, jak zwykle.
   Usiadła i nałożyła sobie jajecznicy. Uczniowie dopiero się zbierali, ale dziewczyna wiedziała, że jej przyjaciele już nie przyjdą. Przechodzący obok niej uczniowie przyglądali jej się dziwnie. Nawet osoby, których nie było na błoniach wiedziały, co się stało. Oczywiście, przecież to Hogwart, tu tajemnice nie mają prawa istnieć pomyślała cierpko. Spojrzała na stół nauczycielski i zwróciła uwagę, że profesor McGonagall mówi coś profesorowi Dumbledore'owi, a ten przygląda się Gryfonce. Skończyła to, co miała na talerzu i wstała. Dyrektor, jakby tylko na to czekał, wstał i ruszył za nią, z uśmiechem dobrodusznego dziadka.
   Jak nakazywała książka, poczekała na niego za drzwiami, tam gdzie nie przeszkadzała innym uczniom wchodzić do Sali.
-Dobry wieczór, dyrektorze- przywitała się grzecznie.
-Dobry wieczór, panno Zabini. Moglibyśmy porozmawiać?- zapytał wesoło.
-Oczywiście profesorze, choć, bez urazy, wolałabym załatwić to szybko, bo ma jeszcze do powtórzenia materiał- uśmiechnęła się miło.
-Ależ oczywiście, wiem, jakie SUM'y są ważne. To zajmie tylko chwilkę- odpowiedział poprawiając swoje okulary połówki.
-Oczywiście.
   Ruszyli korytarzami w stronę gabinetu dyrektora. Kiedy zatrzymali się przed kamienną chimerą, dyrektor wypowiedział hasło, niestety zbyt cicho, aby mogła je usłyszeć. Nie, żeby chciała, ale by się przydało.
  Pomieszczenie było okrągłe. Na środku stało biurko dyrektora, a na stolikach w różnych miejscach gabinetu stały dziwne instrumenty. Portrety starych dyrektorów szkoły przyglądały jej się ciekawie. Rozejrzała się i puściła oczko w ich stronę. Część zaczęła chichotać, inni prychali z irytacją, a jeszcze inni odmrugiwali.
-Usiądź moja droga- dyrektor zwrócił się do niej z uśmiechem. Usiadła naprzeciwko niego i czekała- Byłem dziś świadkiem pewnej, ciekawej sytuacji. Mianowicie wyszedłem z zamku i usłyszałem jakieś krzyki. Skierowałem się w ich stronę i zobaczyłem wiszącego w powietrzu Severusa Snape'a i panią, panno Zabini, wrzeszczącą na pana Pottera i pana Blacka- i zamilkł.
-Przykro mi, dyrektorze, ale nie wiem, czego pan teraz ode mnie oczekuje. Prosiłabym, aby wyraził się pan jaśniej,  bo, jak sam pan widział, nie jestem dziś w nastroju- powiedziała uśmiechając się lekko, ale w jej głosie brzmiała dyskretna stalowa nuta.
-Ach tak, widziałem i, niech mi pani wierzy, nie chciałby, znaleźć się po drugiej stronie pani różdżki, kiedy jest pani w takim stanie- jego ton, uśmiech i ta wypowiedź spowodowały, że Emily się roześmiała. Jakże się zdziwiła, kiedy dyrektor do niej dołączył.
-Chciałabym, jednak, wiedzieć, dlaczego mnie pan do siebie poprosił- przerwała tą sielankę.
-Ach tak...-jego mina zmieniła się na bardziej twardą- Co panią do tego skłoniło?
-Nie rozumiem- odpowiedziała zgodnie z prawdą.
-Dlaczego panie pomogła panu Snape'owi?- poprawił pytanie i pogładził brodę.
-Jak już wspominałam, miałam zły dzień. Mój gniew został skierowany na Jamesa i Syriusza, którzy znowu postanowili pastwić się na Severusem, a oczywiście nikt by z tym nic nie zrobił- w trakcie wypowiedzi unosiła głos- A teraz ja zadam pytanie, jeśli pan pozwoli- i nie czekając na odpowiedź zapytała- Dlaczego pan nic z tym nie zrobił, skoro pan to widział?
   Dyrektor lekko się zasępił, ale odpowiedział swoim zwyczajnym, radosnym tonem.
-Widziałem, że dała sobie pani radę.
-Z całym szacunkiem, ale powinien pan interweniować- sama nie wiedziała, dlaczego się tak denerwowała. Dzisiaj albo warczała na wszystkich dookoła, albo chciało jej się płakać. A rano miała taki dobry humor.
-Masz rację, Emily, powinienem i na pewno zareagowałbym, gdyby ciebie tam nie było, a pan Snape nie stałby na ziemi- powiedział spokojnie.
-Przepraszam, profesorze- spuściła wzrok na swoje kolana, aby nie patrzeć, a spokojną twarz dyrektora.
-Nie ma za co, moja droga. Jednak chciałbym wiedzieć, czy to tylko jednorazowy objaw empatii, czy pan Snape może liczyć na twoją pomoc.
-Dla pana wiadomości, to chłopcy nie atakują Severusa w mojej obecności, bo temu zapobiegam. Kiedy się dowiaduję o ich zachowaniu również dostają, że się tak wyrażę, burdę. Nie wiem, dlaczego miał by się to zmienić- uśmiechnęła się lekko.
-Bardzo się cieszę- odpowiedział- Myślę, że może pani iść, robić powtórki materiału.
-Do widzenia, dyrektorze- powiedziała i wstała z krzesła. Jednak przyd drzwiach coś przyszło jej do głowy- Z całym szacunkiem, ale nie za późno się pan tym zainteresował, dyrektorze?
-Mam nadzieję, że nie, Emily, mam nadzieję, że nie- odpowiedział poważnie, zbolałym głosem.
-Ja też- powiedziała szczerze- Dobranoc.
-Dobranoc.
   Szła szybko w stronę Wieży Gryffindoru, aby jeszcze za dużo osób nie było w Pokoju Wspólnym. Przed portretem Grubej Damy szepnęła:
-Liść laurowy.
   Przejście odsłoniło się, a ona weszła do ciepłego pomieszczenia. Chłopcy siedzieli na fotelach przy oknie. Z pewnie uniesioną głową podeszła do nich.
-Hej- odezwała się.
-Ktoś coś mówił, Łapo?- zapytał James.
-Ja nic nie słyszałem- odpowiedział Syriusz.
-Jami, Siri ja...- nie skończyła, bo Potter jej przerwał.
-Nie dość, że nawrzeszczałaś na nas przy prawie całej szkole, broniłaś Smarkerusa, który jest kupą gnoju, to jeszcze zafundowałaś nam szlaban- warknął Rogacz.
-Oczywiście kazałaś Remusowi jeszcze odjąć nam punkty- dodał Syriusz.
-Dajcie spokój- spróbowała obrócić całą sytuację w żart.
-Nie odzywamy się do ciebie, zapomnij- warkną Potter wstając z fotela.
   Black, który wstał w tym samym czasie warknął jeszcze swoje zwyczajowe słowa, kierowane do jego byłych niedoszłych partnerek:
-Odpieprz się.
   Poczuła jak w jej oczach zbierają się łzy. Zamknęła je i policzyła do trzech. Kiedy je otworzyła spojrzała na Remusa.
-A ty Remi?- zapytała z nadzieją, za którą była na siebie zła.
-Ja się do ciebie odzywam, słonko- posłał jej pocieszający uśmiech.
-Brutus- warknął Łapa.
-Spadaj- odpowiedział Remus.
-A ty jeszcze tu jesteś?- zapytał złośliwie Potter. Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Takiego tonu używał tylko do osób, z których żartował. Poczuła nawracające łzy.
-Już idę, panie Potter- odpowiedziała używając słów, które oznaczają kompletną pogardę w ich przyjacielskim języku.
-Bardzo dobrze, pani Zabini- usłyszała za sobą.
   Ruszyła do swojego dormitorium. Kiedy otworzyła drzwi spostrzegła, że jest tylko Lily, która siedziała na swoim łóżku.
-Och, to ty- powiedziała patrząc w stronę drzwi.
-Tak, ja- starała się brzmieć normalnie, ale jej głos był zrezygnowany.
-Emi, co się stało?- zapytała zdziwiona.
-Powinnam zapytać, jak się czujesz. Chujowa ze mnie przyjaciółka- głos jej się załamał. W końcu mogła płakać.
-Nie mów tak, bo to nie prawda- powiedziała szybko panna Evans, podchodząc i przytulając przyjaciółkę.
-Ależ tak, nawet nie zapytałam jak się czujesz- wyszeptała w rude włosy.
-Normalnie, niech się chrzani- odszeptała jej do ucha. Odsunęła się od niej na wyciągnięcie ręki i zapytała- Co się stało? Kto cię tak wkurwił?- kiedy Em chciała zacząć mówić, ta krzyknęła- Czekaj! Siadaj, mam gdzieś w kufrze czekoladę żurawinową z Miodowego Królestwa.
-Wiesz, że cię kocham?
-Wiem, skarbie. Ja ciebie też.
   Tego właśnie potrzebowała Emily Zabini po tym okropny dniu. Przyjaciółki, jej ciepłego uśmiechu i czekolady z Miodowego. Lily wepchnęła się na łóżko blondynki obok niej, otworzyła czekoladę i kazała opowiadać. Jedynym komentarzem rudej na zachowanie brata Em było:
-Skurwysyn wredny .
-Słyszałam, że dziewczyny nie powinny przeklinać- powiedziała ze śmiechem ocierając wcześniejsze łzy, które wreszcie wypłynęły.
-Raz do roku można, kochanie- ciepły uśmiech dziewczyny poprawiło jej humor bardziej niż czekolada.
-Zjadłabym lody śmietankowe, wiesz?- ruda tylko się zaśmiała. Długa historia na inną okazję.
-Idź do łazienki, Em- wydała polecenie panna Evans.
   Dziewczyna wstała. Wzięła szybki prysznic. Włosy wysuszyła zaklęciem i związała w warkocz. Dopięła guziki fioletowej piżamy i wróciła do pokoju.
-Teraz kładź się i idź spać. Jesteś emocjonalnie wykończona- powiedziała ze zmartwieniem ruda.
-Dobrze, mamusiu- odpowiedziała ze śmiechem i ziewnęła.
-Śpij.
   Przykryła się kołdrą i momentalnie usnęła. Lili zasunęła kotary i szepnęła wychodząc z dormitorium.
-Zaraz opieprzę tych dwóch aroganckich Gryfonów.


Jestem dzień wcześniej niż zapowiadałam (Proszę się nie przyzwyczajać, żeby nie było zawodu, bo ja zawsze się spóźniam, co irytuje moją koleżankę, ale taka moja natura)! Ta miniaturka jest wynikiem mojego powrotu z egzaminów, a dokładnie części matematyczno-przyrodniczej. Jaki humor miałam widać XD Mam nadzieję, że się wam podobało. Będzie część druga, bo ta jest strasznie długa. Kolejna będzie krótsza, chyba :D
Pozostawcie po sobie komentarze, bo chcę, żeby część druga była wesoła :*
~Książkoholiczka Black

3 komentarze:

  1. Miniaturka w czasach Huncwotów? to jest liga sama dla siebie. Niech wena będzie z tobą

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna miniaturka! Bardzo mi się podobało to, jak Em rozmawiała z Severusem. Kurde, gość miał w Hogwarcie naprawdę przerąbane :/
    Weny!
    Iretka

    OdpowiedzUsuń
  3. ciekawy wpis, tylko to tło trochę przeszkadza przy czytaniu :/ ale tak czy siak, masz to 4+ ! :) zapraszam do siebie zabawki

    OdpowiedzUsuń