...położyła mu dłoń na czole, zrobiła zamyśloną minę, sprawiając, że Seamus o mały włos nie udławił się kiełbaską...
Nastał listopad, a wraz
z nim pierwsze chłody. Poranne ćwiczenia nie były już frajdą, a raczej
koniecznością. Cóż, w Nowym Jorku, w listopadzie nie było jeszcze tak zimno i
Rosi nie mogła się do tego przyzwyczaić. Wieczorami szybko robiło się ciemno i
nieprzyjemnie. To jednak nie powstrzymało jej przed namówieniem Olivera Wood’a przed pozwoleniem jej na obserwowanie
treningów (chłopak bardzo pilnował tego, aby nikt nie obserwował ich treningów,
aby nikt nie widział Harry’ego w akcji). Chodziła na stadion quidditch’a na
prawie każdy trening, chyba, że mieli naprawdę ważny esej, którego nie napisała
wcześniej, a zdarzało jej się to rzadko.
Dzień przed pierwszym, w tym sezonie, meczem nabijała się
ze Ślizgonów, mówiąc im, że nie mają żadnych szans, co było prawdą, bo widziała
również treningi Ślizgonów.
-Ty chyba żartujesz,
Black-wykłócał się po raz tysięczny, Blaise.
-Nie widziałeś
treningów-zaczęła spokojnie-Wasza drużyna jest dobra, ale przy mojej drużynie
wypada dosyć słabo.
-Rozwalimy was jak małe
dzieci-wtrącił, rozłożony na łóżku, Draco.
-Błagam cię, przy nas
to wy w powijakach jesteście-powiedziała rzucając w niego poduszką Teodora, na
którego łóżku siedziała.
-O patrzcie, jaka, a
przed chwilą mówiła, że mamy całkiem niezłą drużynę-poduszka Zabini’ego poleciała
w jej stronę wraz z jego słowami.
-Ty we mnie nie rzucaj,
Zabini, tylko przyjmij konstruktywną krytykę-zaśmiała się, oddając mu poduszkę
i przy okazji, całkowicie przypadkowo, trafiając go w głowę.
-Widziałaś
konstruktywną krytykę-zaśmiał się Malfoy.
-Nie widziałam, tylko
słyszałam-odpowiedziała z uśmiechem.
-No, Malfoy, jeden zero
dla niej-wtrącił się do dyskusji Nott, który do tej pory tylko siedział i
słuchał ich z uśmiechem.
-Milcz, gadzino, może
byś nam pomógł, a nie krytykował-syknął blondyn.
-Dziękuję za
komplement, Smoku. Nie ma to jak nazwać Ślizgona gadem.
Rosi zaczęła śmiać się tak bardzo, że w kącikach oczu
pojawiły się jej łzy. Chłopcy patrzyli na nią z niesmakiem, co wywoływało tylko
kolejne salwy śmiechu. Śmiała się tak długo i intensywnie, że rozbolał ją
brzuch.
-Jesteście
niemożliwi-wysapała.
-Naśmiewasz się z nas?-
padło pytanie.
-Nigdy-zachichotała.
-Ja wam współczuję,
chłopaki- zaśmiał się Teo.
-Niby, dlaczego?-
zdziwił się Blaise.
-Bo jesteście
spokrewnieni z ta pomyłką natury…
-Ej, ej, ej… Tylko bez
takich-zaśmiała się.
Złapała chłopaka za nogę i ściągnęła z łóżka. Stanęła nad
nim i, z najbardziej poważną miną, na jaką było ją stać w tamtym momencie,
powiedziała:
-Możesz im współczuć,
Nott, ale z innego powodu. Powód ten jest całkowicie prosty, nigdy nie będą
mogli być z takim cudem jak ja.
Wywołało to kolejną salwę śmiechu, tym razem ze strony
chłopców.
-Ej, śmieszki, muszę
już iść- powiedziała w końcu dziewczyna.
-Jak musisz to musisz…-
westchnął Blaise.
Wstała z łóżka w ruszyła w stronę drzwi. Chłopcy jedynie
pomachali jej na pożegnanie. Od początku roku, była już tu tyle razy, że nawet
starsi Ślizgoni się przyzwyczaili, co oczywiście nie oznacza, że cieszyli się z
tego powodu. Po prostu nie robili afery i tyle. Jednak nigdy nie podali jej
hasła. Za każdym razem, kiedy ma przyjść, któryś z trójki jej przyjaciół czeka
przed wejściem. Ona postąpiłaby tak samo, jednakże nie musiała, bo żaden z nich
nie miał ochoty wchodzić do Wieży Gryffindoru.
Prawie przy samym portrecie spotkała Harry’ego. Wyglądał
na dosyć przestraszonego i mocno wzburzonego.
-Hej, Harry-powiedziała,
aby zwrócić na siebie jego uwagę.
-O, Rosi, nie
zauważyłem cię…- powiedział, wyrwany z zamyślenia, chłopak.
-Co ty nie powiesz…-
zaśmiała się-Świński ryj.
Powiedziała
w stronę Grubej Damy kiwając jej lekko głową. Kobieta uśmiechnęła się i
odpowiedziała tym samym ruchem. Razem z brunetem weszli do Pokoju
Wspólnego. Podeszli do okna, przy którym
siedzieli Ron i Hermiona. Od spotkania z trollem ta trójka bardzo się
zaprzyjaźniła, co niezmiernie cieszyło blondynkę.
-I, co, Harry, masz
ją?- zapytał Ron.
-Nie…- mruknął.
-Nie chcę się wytrącać,
ale, o czym mówicie?- obrzuciła ich zaciekawionym wzrokiem.
Szybko opowiedzieli jej przygodę ze Snape’m i o tym, że
Harry poszedł odzyskać książkę.
-Przecież to była misja
samobójcza-zaśmiała się.
-Tja…- potwierdził
chłopak-Ale słuchajcie tego…
Szeptem opowiedział im, co zobaczył.
-Wiecie, co to znaczy?
To on chce zabrać to, czego strzeże ten potwór na trzecim piętrze. To pewnie
on…nie, na pewno on wpuścił tego trolla do szkoły.
-To nie on-powiedziała
Hermiona-Ja wiem, że on nie jest zbyt myły, ale to nauczyciel. Przecież nie
próbowałby wykraść czegoś, co tak zazdrośnie ukrywa Dumbledore.
-A ty, Ros, co o tym
sądzisz?- zapytał rudzielec.
Uśmiechnęła się delikatnie i zastanowiła. Nastała pełna
napięcia cisza, podczas której trzy pary oczu były w nią skierowane.
-Myślę, że… mimo bycia
największym dupkiem w Hogwardzie, profesor Snape nie jest na tyle głupi, aby
próbować zabrać coś, czego tak mocno strzeże dyrektor. Moim skromnym zdanie
potrzeba nam więcej dowodów, aby udowodnić mu winę i tym się trzeba zająć- przy
ostatnim zdaniu na jej ustach pojawił się chytry uśmieszek. Nie powiedziała mi,
że czuje, że winny jest ktoś inny. Miała nadzieję, że szukając dowodów na
profesora znajdzie prawdziwego winnego.
-Czy ty, sugerujesz nam
przeprowadzenie śledztwa?- z niedowierzaniem spytał Harry.
-Ja nic nie
sugeruję-uśmiechnęła się szerzej-Bo to nie sugestia, to początek planu…
♥♥♥
-To szalone-jęczała Hermiona przy śniadaniu.
-Hermiona, dzisiaj, to
ty się zajmij meczem.
Zgasiła
ją, zanim na dobre się rozkręciła. Poprzedniego wieczora psioczyła jej, kiedy
siedziały w dormitorium.
-Harry, zjedz coś-usłyszała
głos przyjaciółki.
-Nie chcę.
-Harry, Hermiona ma
rację…- westchnął Ron.
-Nie jestem głodny.
Rosi położyła mu dłoń na czole, zrobiła zamyśloną minę,
sprawiając, że Seamus o mały włos nie udławił się kiełbaską i powiedziała
stanowczym tonem:
-Jeżeli nie zjesz
tosta, to stłukę cię miotłą i nigdzie nie polecisz, a Blaise nie da mi spokoju
do końca życia, co równa się z zakłóceniem twojego spokoju.
Wepchnęła mu do ręki jednego ze swoich tostów z dżemem.
Patrzyła na niego morderczym wzrokiem dopóki nie zjadł całego, a potem zapytała
milutko:
-Jeszcze jeden?
-Nie,
dziękuję-odpowiedział czarnowłosy, ale widać było, że humor mu się poprawił.
-Dobra, Harry, idziemy…
Olivier pojawił się za nimi i poklepał chłopaka lekko w łopatki.
-Dasz radę, Harry,
wierzę w ciebie-powiedziała Rosi uśmiechając się od ucha do ucha i dając
chłopakowi buziaka na szczęście.
-Uważaj, bo zaraz cała
męska część drużyny pojawi się w kolejce po buziaka na szczęście-zaśmiał się
Wood.
-Ależ to tylko przed
pierwszym meczem w karierze-odpowiedziała wesoło-A teraz idźcie już, bo musicie
się przygotować.
-Tak, tak, racja…- zamyślił
się kapitan-W drogę drużyno, po zwycięstwo!- wykrzyknął i cała drużyna Gryfonów
udała się na stadion.
-Jak myślisz, wygramy?-
zapytał Dean.
-Jeżeli wszystko
pójdzie po naszej myśli, to tak-odpowiedziała w zamyśleniu.
♥♥♥
Punkt jedenasta cała szkoła zjawiła się na boisku do quidditcha. Pogoda była wręcz podręcznikowa: słonecznie i lekki wiaterek. Rosi razem z Hermioną, Ronem, Seamusem, Neville’m i Deanem zasiadła na najwyższym rzędzie. Mieli nawet transparent z wielkim napisem „POTTER NA PREZYDENTA” i ślicznie namalowanego, przez Dean’a, lwa. Dziewczyny pogrzebały troszkę w bibliotece (napisałam „w Internecie” XD~przyp. aut) i znalazły fajne zaklęcie, które sprawiło, że napis i lew mieniły się kolorami tęczy.
Kiedy obie drużyny pojawiły się na stadionie tłum wydał z
siebie dziki okrzyk. Z ich prawej strony wyjawiła się drużyna Gryfonów w
szkarłatnych szatach, a z lewej Ślizgoni w szmaragdowych szatach. Kapitanowie obu
drużyn podali sobie ręce, zawodnicy wsiedli na miotły i ruszyli…
-…Angelina Johnson
natychmiast przejmuje kafla…cóż za wspaniały ścigający z tej dziewczyny, a do
tego, jaka ładna…
-JORDAN!
Rosi zaczęła się śmiać. Lee wspominał, że będzie
komentować mecz, ale nie mówił, że pilnować go będzie profesor McGonagall.
-Świetne prowadzenie,
zgrabne podanie Alicji Spinnet, to nowe odkrycie Olivera Wooda, w zeszłym roku
była w rezerwie… z powrotem do Johnson i… nie, Gryfoni tracą piłkę, kapitan Ślizgonów, Marcus Flint przejmuje kafla i
natychmiast podrywa się w górę… szybuje jak orzeł… zamierza strze… nie, Wood,
znakomicie wyłapuje kafla, podaje go Katie Bell, co za wspaniały zwód, ograła
Flinta, jest już wysoko, nurkuje i… OCH!… to musiało zaboleć, tłuczek rąbną ją
w tył głowy… kafel w posiadaniu Ślizgonów… to Adrian Pucey szybuje ku słupkom bramkowym,
ale… tak, zablokowany przez drugi tłuczek, podbity tam przed Fred’a albo George’a
Weasley’a, trudno powiedzieć którego, w każdym razie świetna akcja pałkarza i
Johnson znów ma kafla, przed nią nie ma nikogo… rusza do przodu… wymija kafla
mknącego ku niej… strzelaj Angelino!… obrońca nurkuje… nie trafia… GOL DLA
GRYFONÓW!
Rosi głośno pisnęła z uciechy. To samo zrobiła połowa
stadionu, która kibicowała Gryfonom.
-Hej, Rosi, przesuniesz
się?- zapytała Hermiona.
Spojrzała w jej stronę i zauważyła gajowego stojącego
obok Rona. Niechętnie przesunęła się i spojrzała powrotem na boisko.
-Ślizgoni mają kafla-skupiła
się powrotem na głosie Jordana- ścigający Pucey unika dwóch tłuczków, posłanych
ku niemu przez Weasley’ów… zaraz, zaraz… czy to był złoty znicz?
Rosi z prędkością światła odkręciła głowę w stronę Ślizgona,
aby przyjrzeć się temu, co mówił Lee. I rzeczywiście, obok ucha ścigającego
latał sobie złoty znicz. Maleńka złota piłeczka ze srebrnymi skrzydłkami
połyskiwała w słońcu.
Harry i szukający Ślizgonów Higgs ruszyli ramię w ramię w
stroną znicza. Potter był już bardzo blisko, kiedy Flint umyślnie go
zablokował, o mały włos nie zrzucając z miotły.
Pisk wściekłości wydarł się w ust Blackówny. Miała ochotę
dokopać dupkowi, ale zaczęła, razem z resztą Gryfonów, wrzeszczeć „Faul!”. Pani
Hooch zarządziła rzut wolny, ale złoty znicz niestety gdzieś zniknął.
-Czerwoną kartkę mu!- wrzasnął
Dean.
-Dean, to nie piłka
nożna, tu nie ma kartek-wyjaśniła Rosi, nie odrywając oczu od boiska.
-A szkoda- westchnął
chłopak.
-Nawet wielka, wtedy
ten dupek już by nie grał…- westchnęła z zawiścią.
Również Lee był wzburzony. Na tyle, że jego wypowiedzi nie
były już bezstronne.
-Tak, więc… po tym
oczywistym i odrażającym oszustwie…
-Jordan!
-To znaczy… po tym
jawnym, oburzającym faulu…
-Ostrzegam cię…
-No dobrze już. Flint o
mało nie zabił szukającego Gryfonów, co może zdarzyć się każdemu, oczywiście,
więc rzut wolny dla domu lwa. Wybija Spinnet, bez problemów, gra toczy się
dalej…
Z zainteresowaniem
oglądała toczącą się grę, co chwila patrząc na Harry’ego. W pewnym momencie
jego zachowanie ją zaniepokoiło. Wyglądało na to, że czarnowłosy traci
panowanie nad miotłą, co było dosyć nieprawdopodobne, bo nigdy mu się to nie
zdarzało. Przestała obserwować grę i przyglądała się chłopakowi. Ledwo dotarło
do niej, że Ślizgoni strzelili gola. Kiedy miotła okularnika zaczęła wywijać
koziołki, cała widownia się nim zainteresowała. Rosi mało serce nie stanęło,
kiedy miotła gwałtownie podskoczyła, zrzucając chłopaka, który złapał się jej
jedną ręką i tak wisiał.
-To niemożliwe-
usłyszała głos Hagrida- Miotle może zaszkodzić tylko czarna magia, a żaden
dzieciak nie zaczarowałby Nimbusa.
Hermiona złapała lornetkę i zaczęła się rozglądać po
trybunach. Rosi robiła to samo, ale miała troszkę ciężej, bo bez lornetki nie
widziała dalszych trybun.
-To Snape- wydyszała
brunetka-On czaruję miotłę…
-Co robimy?- zapytał Ron
patrząc na obie dziewczyny.
One spojrzały sobie w oczy i kiwnęły głowami.
-Zaraz wracam.
Szepnęła Hermiona i zniknęła.
-Co ona robi?- zapytał
zdezorientowany rudzielec.
-Zobaczysz, teraz podaj
mi lornetkę.
Wzięła przedmiot od chłopaka i spojrzała w stronę trybun
nauczycieli. Snape stał i, nie odrywając wzroku od Harry’ego, szeptał coś.
Jednak dziewczyna nie skupiła się tylko na nauczycielu eliksirów. Rozejrzała
się dookoła zauważając, że ta porażka dydaktyczna, Quirrell, też coś szepcze,
patrząc na okularnika.
Przypatrywała się dwóm nauczycielom, kiedy nagle Snape
wrzasną, co poznała po mimice twarzy i zaczął machać swoimi szatami nokautując
przy tym Quirrell’a. Podejrzewała, że to dzieło Hermiony i, niezależnie, co
zrobiła, to zadziałało.
Harry
wspiął się na swoją miotłę. W błyskawicznym tempie poszybował w dół. Złapał się
za usta dłońmi. Rosi zaśmiała się i czekała na reakcje innych. Widziała, że Harry,
łapiąc znicza, prawie go połknął.
Po
meczu, kiedy Flint dalej wykrzykiwał, że „On nie złapał znicza, tylko prawie go
połknął”, a Lee zagłuszał go wykrzykując, że „Gryffindor wygrał sto
siedemdziesiąt to sześćdziesięciu”, Rosi wraz z Hermioną i Ronem czekali na
Harry’ego niedaleko szatni.
-Hagrid zaprasza nas na
herbatę- przekazała Hermiona, gdy Potter do nich dołączył.
-To chodźmy.
Ruszyli dopiero po chwili zauważając, że Rosalin, z
uśmiechem nie ruszyła się z miejsca.
-Ruchy, Ros-ponaglił ją
brunet.
-Ja nie idę-
powiedziała- Hagrid nie za bardzo mnie lubi, nie będę się wpraszać.
-No co ty, lubi cię,
chodź- przekonywał.
-Idźcie beze mnie,
naprawdę- powiedziała twardo- Zaszyję się w dormitorium, żeby nie dać się ponieść
euforii i poczytam coś.
-Jesteś pewna?- zapytała
Hermiona.
-Tak, całkowicie, idźcie
już.
W dormitorium ułożyła się wygodnie i zajęła się książką o
eliksirach, którą wypożyczyła z biblioteki, rozmyślając jednocześnie, o tym, co
dziś widziała.
Spóźniłam się z dodaniem rozdziału, bo straciłam połączenie podczas ostatnich poprawek. Jakiś żart losu, czy coś XD Mam nadzieję, że się podobało. Zachęcam do komentowania. Pewnie zauważyliście zmiany w wyglądzie. Podoba się wam? Dobrze się czyta? Podawajcie mi propozycje w komentarzach, jak mam wam udogodnić czytanie :D
~Książkoholiczka Black
Dodawaj częściej. niech wena będzie z tobą
OdpowiedzUsuńSzablon jest ładnie zrobiony, widziałam też, że dodałaś do katalogu nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńZmierzasz w dobrą stronę :)
Życzę weny i dalszych sukcesów
Ireth
Dziękuję bardzo, za wsparcie psychiczne XD
UsuńMasz nową czytelniczkę :D
OdpowiedzUsuńTen blog jest świetny! Przeczytałam wszystkie rozdziały w trzy dni :) Główna bohaterka ma fajny charakter ^^
Pozdrawiam!