Nieoczekiwane spotkanie...
Wreszcie nadszedł długo wyczekiwany przez uczniów piątek. Jednak Rosalin Black wyczekiwała nie końca tygodnia, a pierwszej lekcji eliksirów. Kiedy zwlekła się z łóżka o 5:50 nie mała ochoty na nic. Aby się rozbudzić wzięła krótki, zimny prysznic. Na błonia dotarła do dziesięć minut później. Obwiał ją powiew rześkiego powietrza. Wzięła głęboki oddech. Powietrze pachniało lasem. Właśnie w jego stronę skierowała swoje kroki. Wiedziała, że do środka im nie wolno, ale pobiegać przy granicy mogła, prawda? Regulując oddech biegła coraz szybciej. Kierowała się, przy granicy lasu, w stronę jeziora. Biegnąc już przy jeziorze kazała sobie biec szybciej. Czuła jak palą ją mięśnie w łydkach, oddech był coraz szybszy, a ona czuła się lepiej. Biegła i biegła, a w uszach szumiał jej wiatr i... poślizgnęła się. Przy jej szybkości nie mogła złapać równowagi. Myślała już, że wpadnie do wody gdy poczuła, że ktoś ją łapie. Nie była w stanie złapać tchu. Jednak odwróciła się, aby podziękować i zobaczyła... ewidentnie wściekłego profesora Snape'a.
-Co ty tu robisz, Black?- usłyszała gniewny syk. Zdążyła już usłyszeć od starszych klas, że opiekun Slytherinu jest straszny i wredny. Sama miała już pewne doświadczenie z jego osobą, przecież spotkała go już pierwszego dnia nauki. Ale nie spodziewała się takiego tonu. Tym tonem można małe dzieci, a osoba tak mówiąca w szkole uczy. Gdzie jest logika?
-Przepraszam profesorze, biegałam- odpowiedziała tak pewnie, jak mogła.
-Wyobraź sobie, że to zobaczyłem- powiedział pogardliwie- Minus trzy punkty dla Gryffindoru.
-Ale za co, panie profesorze?- zapytała ze zdumieniem.
-Za przeszkadzanie mi, Black?
-Ja nic nie zrobiłam, profesorze- zaczęła się tłumaczyć, jak małe dziecko.
-Przeszkodziłaś mi, a teraz do zamku, bo odbiorę więcej punktów twojemu domowi- powiedział. Rosi spojrzała na jego twarz, bo wcześniej gapiła się tempo w podłoże. Oczy Mistrza Eliksirów były zimne, puste i czarne, jak niebo prze minut przed burzą. Zdała sobie sprawę, że nie powinna oponować.
-Oczywiście, panie profesorze- powiedziała zimno. Jej ton był podobny do tonu profesora.
Odwróciła się na pięcie i pobiegła w stronę szkoły. Wiedziała, że czeka ją jeszcze jedno spotkanie z profesorem. Zaczynała się obawiać tych zajęć, ale ciekawość była większa. Eliksiry były jej małą miłością.
Dotarła do dormitorium bez problemu. W pomieszczeniu czekała na nią przyjaciółka. Przywitała się, szybko zabrała mundurek i wbiegła pod prysznic. Po wyjściu umyła zęby z związała włosy w kucyk. Było to najodpowiedniejsze uczesanie, biorąc pod uwagę, że na pierwszych lekcjach miała eliksiry. Wyszła z łazienki.
-Wiesz, nie musiałaś na mnie czekać- odezwała się do Hermiony.
-Wiem. Jak mi się znudzi czekanie to pójdę bez ciebie, nie myśl sobie- i pokazała jej język.
-O ty małpo, myślałam, że powiesz "Zawszę będę czekać kochana ty moja" czy coś takiego- powiedziała z oburzeniem.
-Już, na pewno, naszykuj się- odpowiedziała sarkastycznie- Co ty myślisz?
-Nie lubisz mnie?- smutek w głosie Rosi był bardzo, bardzo udawany, tak jak i zachowanie.
-Nie, nie lubię cię...- szatynka powiedziała z powagą-... ja cię kocham, idiotko- i przytuliła blondynkę. Obie zaśmiały się.
-Ja też cię kocham, ale bardziej kocham jedzenie, więc chodź na śniadanie- powiedziała już całkiem poważnie Rosi.
-Kochasz jedzenie bardziej ode mnie?- teraz Hermiona była naprawdę zdziwiona i oburzona.
-Wybacz mi, ale tak- kiedy zobaczyła, że koleżanka chce coś powiedzieć dodała- ale jedzenie znam dłużej, więc zasłużyło na większą miłość. Jeszcze troszkę i może ty zasłużysz na miłość większą niż jedzenie.
Z ust Hermiony wydobywało się tylko:
-Przegrywam z jedzeniem, jedzeniem. Z kim ja się zadaję?
-Chodź. Coś ci jeszcze opowiem, aby odkupić winy- zaśmiała się.
W drodze do Wielkiej Sali opowiedziała Mionie o nieszczęśliwym spotkaniu z profesorem Snape'm. Już wchodziły do celu podróży, gdy Herm zapytała:
-I odjął ci punkty? Dlaczego?- całą sobą wyrażała swoje niedowierzanie.
-A kto go wie? Jakiś dziwny ten nasz profesor. Zobaczymy jak będzie na lekcjach.- odpowiedziała ze znużeniem blondynka. Sama obawiała się tych zajęć. Jak na dłoni widoczna była niechęć Mistrza Eliksirów do jej osoby. Inny nauczyciele przyglądali jej się ukradkiem, kiedy myśleli, że nie widzi. Zawsze widziała, ale nic nie mówiła, bo i po co. Przecież kiedyś przestaną, znudzi im się.
Rozmyślając usiadła przy stole Gryffindoru. Kiedy spostrzegła, że Harry i Ron już się zaśmiała się:
-O, chłopcy, co tak wcześnie?
-Weź się nie śmiej. Dziś jest szczęśliwy dzień, nie zgubiliśmy się - odpowiedział Potter arcy poważnie.
-Ja nie wiem, jak można zgubić się na tak prostej drodze. To tak, jakbyście zgubili się na autostradzie- droczyła się Ros.
-Co to jest ta autostrada?- spytał Ronald.
- Powiedziałabym, że to taka droga ekspresowa i jest głównie prosta- wytłumaczyła, jak umiała panna Black.
-Spoko- odpowiedział Ron. Widać było, że nie podoba mu się niewiedza.
-Co dziś mamy?- spytał Harry.
-Dwie godziny eliksirów ze Ślizgonami- odpowiedział Ron.
-Do tego profesor Snape jest opiekunem ich domu- dodała panna Granger.
-Oni zawsze mają taryfy ulgowe- dodał Weasley.
-Żeby tak McGonagall traktowała nas ulgowo...- poskarżył się czarnowłosy.
-Profesor McGonagall, Harry- poprawiła go automatycznie blondynka. Kolejna lekcja ojczyma odezwała się przez dziewczynę.
-Dobra, profesor McGonagall, wszyscy wiedzą o co chodzi- odparł zainteresowany.
Reszta śniadania minęła im w ciszy. Ruszyli całą czwórką do Wieży Gryffindoru po torby, następnie na duł, do lochów. W końcu odnaleźli odpowiednią klasę. Stała już pod nią część uczniów z ich roku. Rosi zobaczyła pod ścianą blond czuprynę, przeprosiła towarzyszących jej Gryfonów i udała się w stronę Ślizgonów.
-Hejka- przywitała się.
-Cześć- odpowiedział jej chórek.
-Co tam?- zapytał Blaise.
-Wszystko w porządku, a u was?
-Też ok- odpowiedział Teodor.
-Dobra wężyki, teraz konkrety...
-Wężyki- przerwał jej Draco.
-Oj, wiesz o co chodzi...
-Można tak powiedzieć, ale wiesz, że to głupie- drążył stalowooki.
-Możesz mi nie przerywać?- szepnęła gniewnie. Kiedy upewniła się, że chłopak da jej dokończyć powiedziała- Z tego co wiem, wasz opiekun będzie nas uczył na tej sali- odpowiedziały jej twierdzące kiwnięcia- Co o nim powiecie?
-Lepiej uważaj- zaczął Nott, był najbardziej rzeczowy i ogarnięty z ich paczki- nie lubi Gryfonów. Jest wredny i trzyma dyscyplinę.
-Będzie was faworyzował, co nie?
-Tak- teraz odpowiedział jej Zabini.
-Coś jeszcze?
-Smoku?- ciemnoskóry spojrzał na przyjaciela znacząco.
-Co, Diable?- spytał, ale wiedział o co chodzi kumplowi, a jego spojrzenie \tylko go utwierdziło w tym przekonaniu- Dobra już dobra. Snape to mój ojciec chrzestny- powiedział w końcu.
Dziewczyna cieszyła się, że nie miała nic w ustach, bo pewnie wylądowało by to na posadzce. Dało się jednak słyszeć, jak jej szczęka uderza o płytki.
-Wiedziałem, że cię zaskoczę- zaśmiał się Malfoy.
-Bardzo- powiedziała, gdy pozbierała części swojej twarzy.
Chłopak miał coś jeszcze powiedzieć, gdy drzwi klasy otworzyły się, a profesor Snape kazał im wejść do środka.
Musicie mi wybaczyć, że nie było rozdziału w niedzielę, ale mój komputer był naprawiany począwszy od soboty do wczoraj. Okazało się, że trzeba było zmieniać oprogramowanie. Niby łatwa rzecz, ale było tyle komplikacji, że zajęło to trzy dni. Ale teraz będzie ok. Jeśli nie będę mogła, z jakichkolwiek powodów, dodać notki powiadomię was, zmieniając datę w zakładce "Nowy rozdział" w końcu od tego to jest.
Mam nadzieję, że ten rozdział się podobał. Końcówka jest troszkę dziwna, ale...
Wyraźcie swoje zdanie w komentarzach :)
Rozdział boski. Już sobie wyobrażam wymianę zdań Snape : Black. Niech wena będzie z tobą
OdpowiedzUsuńJedna uwaga - powinno być tępo, a nie tempo :)
OdpowiedzUsuńCiekawy rozdział, choć myślałam, że to Draco ją złapie nad jeziorem XD