Zostawiam stary świat...
Emily weszła do pokoju córki. Przez chwilę patrzyła jak jej mała córeczka kręci się w łóżku, a jej włosy mienią się różnymi kolorami. W sumie nie jest już taka mała, ma już 12 lat, ale dla matki zawsze będzie malutkim dzieckiem. Już teraz, gdy patrzyła na nią, zaczynała tęsknić. Nie zdawała sobie sprawy, że ten czas tak szybko minie. Niestety. Rosalin Black musiała już jechać do Hogwartu. I tak jest rok do tyłu. Em nie mogła, nie potrafiła jej puścić wcześniej, wtedy, gdy miała 11 lat i przyszedł jej list ze szkoły. Miały za sobą trudne chwile i dyrektor zgodził się, aby Rosi poszła do szkoły rok później. Stała tak jeszcze chwilę rozmyślając, aż jej wzrok padł na zegarek. Była już 800, a pociąg wyjeżdża ze stacji o 1100. W końcu obudziła córkę.
-Rosie, kochanie wstawaj- mówiła swoim stałym, pobudkowym
głosem.
-Jeszcze 5 minut mamooooooo- Rosi przeciągnęła ostatni wyraz
ziewnięciem.
-Wiesz, że dałabym ci jeszcze pospać, ale jest już 800,
a pamiętasz, że musimy się jeszcze pójść do Magnusa, aby otworzył nam portal.
-Tak, mamo! Już wstaję.
Dziewczyna podniosła się z łóżka. Stanęła
przed szafą i wyjęła z niej ulubione, sprane, czarne jeansy i fioletową bluzkę
z napisem „B
KS”. Była to jej jedna z ulubionych
koszulek. Wyjęła jeszcze z szuflady bieliznę i poszła do łazienki. Po umyciu
narysowała sobie runę suszącą i ubrała się w naszykowane ubrania. Stanęła przed
lustrem i zastanowiła chwilę. Jakie włosy
dzisiaj zrobić? W końcu zdecydowała
się na prawie całkiem normalne włosy, prawie… Jej włosy się zmieniły się. Z
długich prawie po pas, prostych, blond włosów przeobraziły się w krótkie,
falowane włosy z fiołkowymi pasemkami. Mama
dostanie zawału. Pomyślała, ale zaraz przypomniała sobie, że jej mama widywała
już gorsze obrazy jej wyobraźni. Wyszła z łazienki i skierowała się w stronę
kuchni. Niestety mieszkając w Instytucie Nephilim musiała ze swojego pokoju na
7 piętrze zejść na parter, co trochę jej zajęło. Mieszkały tam jednak odkąd
miała prawie 3 latka, więc zdążyła się przyzwyczaić. Wpadła do kuchni jak
wicher. Od razu usiadła na swoim ulubionym krześle i czekała, aż mama poda jej
śniadanie, jak to ma w zwyczaju. Był to taki rytuał, którego Em i Rosi
przestrzegały. Mama odkręciła się i prawie upuściła talerz z naleśnikami, gdy
zobaczyła włosy córki.
-Kochanie, a nie mogłabyś ich zmienić na
bardziej…hmmm…normalne?- Zapytała głosem wyrażającym stoicki spokój, którego
nauczyła się już dawno.
-Oj, mamo daj spokój, a niby, dlaczego te
nie są normalne?
-A, jaka dwunastolatka ma czarno-fioletowe włosy?
-One nie są fioletowe tylko fiołkowe.
-A, jaka to różnica, kobieto?- Zapytała Em, używając
ulubionego przezwiska dla córki.
-Normalna. Może dla ciebie to bez różnicy, ale dla
metamorfomaga takiego jak ja jest różnica. Myślisz, że jak sobie pomyślę
„zielony” to mam od razu taki kolor jak chcę? Nie. Muszę dokładnie określić,
jak, co ma wyglądać. To jest bardzo zaawansowana magia, kobieto.- Dziewczyna
użyła przezwiska dla przedrzeźnienia matki.
-Dobra, dobra nie wymądrzaj się tak- odpowiedziała
rodzicielka i pokazała córce język. W międzyczasie podała Ros naleśniki, które
ta ze smakiem pałaszowała. Kiedy skończyły śniadanie, udały się do pokoju
młodszej z kobiet i sprawdziły jeszcze raz zawartość kufra. Na Pokątnej były w
zeszłym tygodniu i kupiły wszystko, co było na liście plus piękną
czarno-brązową sowę uchatkę. Rosalin nadała jej imię Primros, ale w skrócie
mówiła na nią Prim. Gdy skończyły sprawdzanie, czy wszystkie podręczniki,
pióra, pergaminy, szaty, ubrania, rzeczy potrzebne do eliksirów itp. są na
miejscu spostrzegły, że jest już 1000.
Postanowiły wezwać taksówkę,
bo do czarownika miały spory kawałek. Magnus Bane nie był takim czarodziejem
jak one. Miał w sobie krew demona, co nadawało mu magiczne zdolności. Nie był
jednak wredny czy straszny. Był miły, sympatyczny i, jak już Rosi zdążyła mu
powiedzieć, przystojny. Był również nieśmiertelny, więc wyglądał wciąż tak
samo. Gdy tylko poznali się z Emilly zaprzyjaźnili się, a on polubił Rosalin,
która od razu zajęła szczególne miejsce w jego sercu, co wcale nie było
miłością, jak niektórzy mogliby pomyśleć, chyba, że taką jak kocha się
przyjaciela czy rodzeństwo. Wysiadły przed blokiem Bana i zadzwoniły domofonem.
Nie musiały długo czekać na odzew. Z głośnika rozległo się ciche, „Kto tam?”
-Zgadnij Magnus!- Odpowiedziały zgodnym chórem.
-Hahahaha, bardzo zabawne. Właźcie.- Drzwi otworzyły się i
ukazały ciemną klatkę schodową. Em wyjęła swoją różdżkę i rzuciła zaklęcie
„Lumos”. Po chwili z końca magicznego patyka zaczęło sączyć się światło. Weszły
po schodach na 2 piętro i stanęły przy drzwiach. Nie zdążyły zapukać, gdy przed
nimi pojawił się wysoki, szczupły mężczyzna, z jasnozielonymi, nakrapianymi na
złoto oczami i pionowymi źrenicami. Miał azjatycką cerę, a jego włosy, dosyć
długie, były postawione na żel i posypane, jak zwykle, brokatem.
-Witam moje drogie panie. Zapraszam w moje skromne progi.- Nie takie znowu skromne pomyślała Ros,
ale zaraz sobie przypomniała, że Magnus lubi się tak zgrywać- Co panie do mnie
sprowadza?
- Nie rób z siebie idioty Mags- odpowiedziała ze śmiechem
starsza kobieta.
- Po pierwsze nie robię z siebie idioty, a po drugie nie
nazywaj mnie „Mags” to idiotyczne zdrobnienie- Rosi wiedziała, że jej matka
mówi to dla żartu, ale w jej głowie pojawiło się ciche Jak dzieci.
-No już dobrze, nie będę- z uśmiechem odpowiedziała Em.
-I ja to wiem, i ty to wiesz, i nawet Ros to wie, że dalej
będziesz tak mówić- odpowiedział czarownik z nutą pretensji w głosie.
- To, po co wciąż się o to wykłócasz?
-Bo mnie to
denerwuje- odparował Bane jak by to była najbardziej oczywista rzecz na
świecie. Pewnie jeszcze by się kłócili, jak to mieli w zwyczaju, ale do
dyskusji wtrąciła się Rosalin:
- Dobra, ta dyskusja i tak zakończy się jak zwykle, czyli
mama dalej tak będzie mówić, a ty Magnusie będziesz ją ostentacyjnie ignorował
przez kolejne 20 minut. Jaki to ma sens? Naprawdę nie mamy czasu. Jest już 1030,
więc za pół godziny mam pociąg.
-Tym razem młoda ma rację, powinniście się zbierać.- Poparł
dziewczynę przyjaciel.
-Racja, racja. To ty Magnusie zajmij się portalem, a ja
jeszcze porozmawiam z córką.- Pierwsze zdanie wypowiedziała ze śmiechem, ale
już kolejne z dziwną powagą, która zaalarmowała Rosi.
-O, co chodzi mamo?- Zapytała z niepokojem.
- Wiesz, dlaczego wyjechałyśmy, prawda? Dlatego na peron
musimy wejść szybko i wtopić się w tłum. Wolałabym nie spotkać znajomych, bo
mogłyby się zacząć niewygodne pytania, wiesz jak jest.- Niczego nie ukrywała
przed córką, dlatego Rosi szybko zrozumiała, o co chodzi jej matce.
-Rozumiem. Spoko, damy radę, na peronie na pewno będzie kupa
ludzi i nikt cię nie zauważy.- Odpowiedziała matce z uśmiechem.
-Ros, różyczkę masz?
-Mam.
-Stelę?
-Też.
-Dobrze dziewczęta, portal gotowy. A jak ty potem wrócisz,
Em?- Czarownik krzyczał z drugiego pokoju. Panie wstały, wzięły kufer, klatkę z
sową i przeszły tam, gdzie widziały śliczną błękitną poświatę.
-Spoko, skoczę sobie na lotnisko i przylecę.- Odpowiedziała
zainteresowana
-No jak chcesz, ale moja propozycja jest nadal aktualna.-
Powiedział i puścił jej oczko.
-Naprawdę kochany, nie trzeba, dam sobie radę. Pa.- Podeszła
do niego i przytuliła go mocno.
-No, to pa Magnus, do zobaczenia w święta. Wigilia u ciebie,
co nie?- Zaśmiała się Rosi. Ostania wigilia u Magnusa skończyła się wielkim
niepowodzeniem i spaleniem dwóch ścian i szafek w kuchni, przez nieuwagę
gospodarza.
-Bardzo zabawne, małpo.- Magnus udawał obrażonego, ale nie
bardzo mu się to udawało. Już tęsknił za jej wyszczekaną buzią.
-Hahaha, no, ale naprawę musimy już lecieć. Pa Magnus.-
Zawiesiła się mu na szyi i dała całusa w policzek. Ona przytulił ją, potem
odsuną kawałek i pocałował w czoło.
-Pa skarbie, na pewno dasz sobie radę i powalisz wszystkich
na kolana.- Powiedział jeszcze i ją puścił.
Kobiety złapały kufer z dwóch stron za uszy i pociągnęły do
góry, a Rosi złapała w drugą rękę klatkę z sową, ale zanim weszły Emily
zapytała jeszcze córki:
-Masz stelę i różdżkę?
-Rany mamo, przecież wiesz, że stelę mam zawsze przy sobie,
tak samo teraz różdżkę.- Odpowiedziała pełnym politowania głosem i przewróciła
oczami.
-Grzeczniej, to, że zaraz wyjeżdżasz nie daje ci prawa mówić
do mnie takim tonem. Mogę dać ci szlaban na święta.
-Przepraszam mamusiu.- Odpowiedziała bardzo, ale to bardzo
słodkim głosem.
-Dobra, pakujcie się już do portalu, bo jest już 1045.-
Zaśmiał się Bane.
-Racja, pa Magnus.- Odpowiedziały chórem obie panie i
zniknęły w portalu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz