poniedziałek, 18 stycznia 2016

Rozdział 9


Naprawdę witaj szkoło...

   Siedząc w czerwonym, głębokim fotelu w pokoju wspólnym panna Black rozmyślała o dzisiejszych zajęciach.
   Ksylomancja była porażką. Wróżenie z gałązek, aby poznać przyszłość. Na Raziela- pomyślała- jak będę chciała pobawić się we wróżkę, to sobie runę jasnowidzenia narysuję! Do tego jeszcze, razem z Herm, nie mogły znaleźć odpowiedniej sali, bo piętra im się pomyliły.
   Zielarstwo podniosło ją na duchu. Profesor Sprout- starsza, niska czarownica przy tuszy, z brudną od ziemi tiarą i szatą, ale za to bardzo miła- pokazała im cieplarnię numer 1, w której będą pracować w tym roku. Zaznajomiła ich pobieżnie z roślinami, z którymi będą pracować. Ta lekcja bardzo jej się podobała, choć do roślin magicznych ma taki stosunek, że są składnikami do eliksirów.
   Ale jeśli myślała, że gorzej, niż na pierwszej lekcji być nie może to bardzo się myliła.
   Obrona Przed Czarną Magią okazałą się okrutnym żartem i zawodem. W całej klasie śmierdziało czosnkiem, a że OPCM mieli zaraz po lunchu to każdy miał odruchy wymiotne. Rosalin- zważywszy na to, że potrafi zjeść bardzo dużo, a do tego nabiegała się przed i po zajęciach, więc zjadła jeszcze więcej- musiała po kryjomu narysować sobie runę wytrzymałości na ręku pod mankietem koszuli. 

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgEWyuHZT0xUdRQ3MaApbefje__GC32lIVn83bFNe7etMHgjqOk3gqqwo4zuBD2DWoj2o-A_ib9wX5RL4a7RHVCsXlCHxcEOAHfzHUWmv9OXNkkEx9iINYQpnCVLJQAIC_oBB5y3RTFih3s/s1600/2.png
runa wytrzymałości


W tamtym momencie cieszyła się, że Evan kazał jej uczyć się run, aż będzie umiała rysować każda z zamkniętymi oczami. A trwało to długo, zważywszy na to, że dziewczyna nie ma talentu do rysowania.
   Klasa pod koniec zajęć, jak przystało na ciekawych świata jedenasto i dwunasto latków, odnaleźli źródło nieprzyjemnego zapachu. To ich profesor wydzielał taki odór. Jednak nikt nie miał ochoty pytać go, dlaczego tak śmierdział. Jego dziwny turban też tworzył kontrowersje, ale dzieciaki na początku lekcji czuły się tak źle, że nie zapytały, a potem bardziej interesowało ich źródło przykrego zapachu. Do tego jeszcze profesor Quirrell strasznie się jąkał. Ciężko było go zrozumieć.  
   Na Zaklęcia szli w grobowych nastrojach. Rosi dziękowała w myślach Razielowi i Merlinowi, że pozwolili im odnaleźć, bez problemu, klasę. Tego przedmiotu nauczał profesor Flitwick, czarodziej tak niski, że musiał stawać na stosie ksiąg, aby widzieć uczniów zza katedry. Czytając listę przyjrzał się Rosi tak, że dziewczyna poczuła się ciut niezręcznie. Ale i tak lepszy numer wywiną, gdy przeczytał nazwisko Harrego. Spojrzał na zielonookiego, zapiszczał i spadł z książek na podłogę. Całą klasa zaczęła chichotać. Kiedy w końcu profesor pozbierał się z podłogi to skończył czytać listę. Zademonstrował im parę widowiskowych zaklęć. Potem uczyli się łatwego zaklęcia "Evanesco", powodujące znikanie małych przedmiotów. Ćwiczyli sobie na małych, sowich piórkach, zapewne z sowiarni. Pierwszymi osobami, którym udało się poprawnie go użyć były Hermiona i Roa, za co zostały nagrodzone 5 punktami każda,
   Kiedy szli grupą na obiad, stwierdzili, że Zaklęcia były najlepszą lekcją tego dnia. Choć Zielarstwo przegrało tylko przez salto profesora.
   Teraz Blackówna czekała na rudzielców. Na obiedzie ustalili, że Ros musi przejść inicjację już teraz, dopóki nie zna za dobrze szkoły. 
-Hejka- przywitali się i stanęli przed nią.
-Cześć.
-Gotowa na zabawę?- spytał George.
-Kochany, ja urodziłam się gotowa. Mam to w genach- powiedziała z szerokim uśmiechem. Na samą myśl adrenalina uderzała jej do głowy.- Co wymyśliliście?
-Będziesz musiała wyrzucić łąjnobomby w korytarzu na czwartym piętrze, najlepiej w obecności Pani Norris- wyjaśnił Fred. 
-Tylko tyle?
-Nie. Musisz obmyślić plan działania i nam go podać przed akcją.
-To chodźmy zobaczyć ten korytarz, bo go nie kojażę.
-I o to chodzi. Poza tym to twój pierwszy dzień, nie możesz znać wszystkiego- zaśmiał się Fredi.
-Więc najpierw pójdziemy tam. Sprawdzisz sobie, co i jak, a potem wrócimy i podasz nam plan- dodał George.
   Dziewczyna wstała i ruszyli razem przez pokój wspólny w stronę wyjścia. Udali się w stronę schodów. Chłopcy po drodze tłumaczyli jej, jak w ogóle działają schody. Pouczali o znikających stopniach i obiecali, że jutro postarają się pokazać jaj resztę pułapek i wytłumaczyć, które schody kiedy i gdzie prowadzą.
   Kiedy dotarli co celu, okazało się, że to szeroki korytarz, na którym są cztery okna, a na swoim końcu skręca w lewo.
-Stamtąd najpewniej przybiegnie Filch. Masz już jakiś pomysł?- zapytał Fred.
   Blondynka rozejrzała się. Na końcu korytarza powinna wyrzucić bomby, więc jedyną drogą ucieczki były schody. Miała obawy, że to właśnie one będą największym problemem. Może zdarzyć się tak, że jej uciekną, albo wysiądzie w złym miejscu i woźny ją złapie. Jednak powoli w jej głowie zaczął się rodzić plan.
-A mogę użyć metamorfomagii?
-Ale tu chodzi o to, żeby on wiedział kto to, ale nie mógł cię ukarać, bo uciekniesz.
-Właśnie. Gdyby miał mnie dorwać to dopiero wtedy się zmienię, ale nie wcześniej. To i tak dla mnie ryzyko, bo nie ogarniam schodów- zobaczyła, że chłopcy chcą jej przerwać, więc dodała szybko- Ale bez ryzyka nie ma zabawy, co nie?
-Mądre słowa, mądre słowa. Jak już nie będzie innego wyjścia to możesz, a teraz wracajmy to opowiesz nam swój plan.
   W drodze powrotnej Rosi zapamiętywała każdy element, aby później znaleźć drogę do Wieży Gryffindoru. 
-To jaki masz plan?- zapytał jeden z rudzielców, gdy już siedzieli na sofie przy oknie, tak aby nikt ich nie słyszał. 
-Kiedy nadejdzie Pani Norris wyrzucę jedną porcję bomb. Gy usłyszę kroki woźnego wyrzucę drugą. Dam mu zobaczyć swoją twarz i zacznę uciekać. Gdyby mnie doganiał skręcę gdzieś, zmienię troszkę wygląd i udam, że się zgubiłam.
-Całkiem niezły plan, jak na początkującą, co George?
-Racja bracie. To do dzieła Ros, biegnij po sprzęt.
   Blondynka pobiegła szybko do swojego dormitorium. Spotkała tak Hermionę, która posłała jej pytające spojrzenie, gry ta dziko grzebałą w kufrze. 
-Opowiem ci później. Wychodzisz?- spytała, bo panna Granger szła do drzwi. 
-Pokręcę się po pokoju wspólnym, skoro nie ma ani ciebie, ani dziewczyn.
-No tak- kiwnęła głową- Przepraszam, potem sobie posiedzimy i wszystko ci opowiem, ok?
-Ale za co mnie przepraszasz. Idź jak musisz, a opowiesz mi i tak, bo nie dam ci żyć- posłała jej jeszcze buziaka i wyszła z dormitorium. 
   Rosi znalazła łajnobomby. Wzięła jeszcze stelę i narysowała sobie runy (po kolei): wyostrzenia zmysłów, pomyślności, powodzenia,  techniki i zwiększenie siły fizycznej.

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiwhJ-Ppr6c8qNAPFZ3mjK6i9hPSD4sKlzgOO7ghcyrviAybIPqQg-2axmhrwXJTvzUre4f4RcBZF9VeZnTwHqlFNkLR6d3v3arnjeKSEOuCWzVwdhgdPnPhkAg-5nMYtE7_SbfeX_qqmfQ/s1600/2.png https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPDhsQeJ_SNvrJrCZZlrgtnaUjtW8neJLCrc07__WBR9vHAIuI7M4Z15R7GFt8Yv8hVnCeVEV-AeGlqXvIU2K7jVmcr0MkhKLVWl72VWJDjilJ-S6KrQn5HoRqunXBkZXI1P0IXAyMJ4Ib/s1600/2.pnghttps://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglh0RfS0-zv5W7zlm3ffpe4M5inrcZCRhJrj0_QsU0fEbgdDDUYRqFOFWdoYVggEk4CW4pJbsIct4bqOyoLrD-PVg2x4vILHB5veDSugjmeSshrfLAusN4IEPjcanxUPN1S_mH4LnZDcGL/s1600/2.png

   Potem wybiegła z dormitorium na spotkanie z przyjaciółmi.



Rozdział dosyć krótki, ale naprawdę nie dałam rady napisać dłuższego. Kolejny będzie jutro i w nim rozwinie się akcja, ale nie wiem, o której go dodam.
Do komentowania zachęcam cały czas, a wy dalej nic. Dla mnie to bardzo ważne. Chcę wiedzieć, czy ktoś to czyta i czy jest sens dokładać sobie do obowiązków bloga. Wierzyłam i nadal wierzę, że tak, ale potrzeba mi motywacji. Tak więc, komentujcie.
Do zobaczenia!
P.S. Wiem, że ze mnie maruda, ale ostrzegałam.



2 komentarze:

  1. No Black, teraz to mnie obrażasz. Ja ci każdy niemal rozdział skomentowałem. Rozdział spoko. Niech Wena będzie z tobą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybacz mój drogi, nie miałam zamiaru cię obrazić. Jestem ci bardzo wdzięczna za wszystkie komentarze ;) :*

    OdpowiedzUsuń