Ile listów...
-Ile można jeść, kobieto?- zapytał Fred, po 5 minutach patrzenia na jej talerz- Zjadasz tyle, co ja i George razem.
-Jem tyle, ile potrzebuje- odpowiedziała z rozdrażnieniem. Niezbyt jej się podobało to, że wypominają jej ilość jedzenia.
-Ale nie widać po tobie tej ilości jedzenia- wtrącił Harry, który siedział po drugiej stronie stołu.
-Czy ty chcesz się ze mną już pogniewać, Harry?- spytała patrząc na niego spojrzeniem bazyliszka.
-Oczywiście, że nie Rosi- pospiesznie odpowiedział chłopak- Pewnie źle mnie zrozumiałaś. Chodziło mi o to, że jesteś szczupła, a jesz dużo. Mój kuzyn też je dużo, no, dużo więcej niż ty, ale jest okropnie gruby.
-Chcesz mnie porównać do jakiegoś grubasa, Potter? Naprawdę tak mnie nie lubisz?- teraz to była już zła. Jadła dużo, to prawda, ale potrzebowała dużo energii. Każdy Nocny Łowca jadł dużo i w Nowym Jorku nie było to problemem, a tutaj wszyscy się czepiają. Ugh...
-Nie, nie, oczywiście, że nie- zaczął się plątać chłopak. Teraz naprawdę nie wiedział, co powiedzieć- Rosi, chcę powiedzieć, że...że wyglądasz dobrze, nawet, że jesz tyle. I, że gratuluję ci wyglądu.
-Lepiej, lepiej- powiedziała z cieniem uśmiechu. Doszła do wniosku, że zielonooki nie chce jej obrazić, tylko nie wie, co powiedzieć.
-Myślę, że Harremu chodzi o to, że masz super figurę- dodała Mionka.
-E tam super. Jestem niska i chuda, nic fajnego. Zmieńmy temat, ok?- powiedziała z niesmakiem. Nie lubiła tego, że jest niska.
-Ok- zgodziła się reszta.
-Jak wam się podobały wczorajsze zajęcia?- spytał Lee, który siedział za bliźniakami.
-Mi wszystko się bardzo podobało- powiedziała z podekscytowaniem Hermiona.
Rosi byłą bardziej sceptyczna. Wyraziła swoje swoje na temat ksylomancji. Kiedy zaczęła opowiadać o Obronie, Harry, Ron i Hermiona dołączyli się do opowieści. Gdy już kończyli nad ich głowami rozległ się szum. Do Wielkiej Sali wleciały setki sów. Czarne, brązowe, szare, białe. Każda maiła coś przyczepione do nóżki. Jedna z nich, brązowa w czarne plamki, wylądowała przed Rosalin i zgrabnie wyciągnęła nóżkę, do której był przyczepiony lisy. Panna Black odwiązała go szybko. Rzuciła sowie kawałek tosta, który ta wzięła do dzioba i odleciała. Rosi siedziała patrząc na list. Była, szczerze powiedziawszy, zdziwiona. Przecież był dopiero drugi dzień szkoły. Minęła jeszcze chwilka, aż wreszcie Hermiona szturchnęła przyjaciółkę.
-Ocknij się Ros- powiedziała ze śmiechem.
-Nie wiesz co to jest, czy co?- spytała Lee.
-Wiem. To jest list. Tylko, że spodziewałam się pierwszego za tydzień- powiedziała po chwili zastanowienia. Czy coś się stało? zapytała się w myślach.
-Wiesz nie chcę przeszkadzać, czy coś, ale trzeba iść po torby, bo zaraz zacznie się lekcja- powiedział Harry z miłym uśmiechem.
-Racja- odwzajemniła gest- Idziemy Herm?- pytała, nadal z uśmiechem, przyjaciółkę.
-Jasne.
Jako pierwsze, z ich grupki, wstały od stołu. Przy drzwiach Wielkiej Sali spotkały "ich" Ślizgonów.
-Hej chłopaki- przywitała się z wesołym uśmiechem Rosi.
-Cześć- odpowiedziało chórem trzech chłopców.
-Gdzie zostawiliście ochroniarzy?- zagaiła Ros. Wczoraj, razem z panną Granger śmiały się z tego, że dwóch osiłków chodzi za Malfoyem i Zabnim. Tylko Nott starał się, aby nie wyglądało to tak, że koledzy go pilnują.
-Jeszcze jedzą- odpowiedział posępnie Draco.
-A ty, co taki wesoły, Draco?-zaśmiała się blondynka.
-A ty, co taka wesoła, Rosalin?- odpowiedział z sarkazmem blondyn.
-Powiało chłodem, a mamy wrzesień- wtrącił się Blaise.
-Dobra, Smoczku daj spokój- powiedziała Ros i niezrażona zachowaniem Ślizgona przytuliła go. Miała wrażenie, że ją odepchnie, ale tego nie zrobił, jednak również nie oddał uścisku.
Przeszli kawałek dalej, żeby nie blokować przejścia. Stali w ciszy, którą przerwała Hermiona.
-Chyba powinniśmy już iść, żeby nie spóźnić się na lekcje.
-Racja- odpowiedzieli razem Rosi i Teodor. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego, a chłopak puścił jej oczko.
-To pa, chłopaki- powiedziały dziewczyny. Ruszyły w stronę wierzy. Nagle ktoś złapał pannę Black za rękę, już miała zacząć się wyrywać, ale usłyszała ciche:
-To ja, Draco.
-Wiesz, że mogłeś oberwać- zapytała dosyć oschle. Nie lubiła...nienawidziła, jak ktoś ją łapał bez ostrzeżenia. Źle jej się to kojarzyło.
-Wybacz, nie chciałem cię przestraszyć...- zaczął z ironicznym uśmieszkiem.
-Proszę cię, nie rób z siebie idioty Malfoy- weszła mu w słowo, troszkę zirytowana.
-Dobrze, sorki. Trzymaj- podał jej jakąś karteczkę.
-Co to?- zapytała zdziwiona i zaintrygowana- Jeśli to liścik miłosny, to powiem ci, że nie jesteś w moim typie?- zaśmiała się i puściła mu oczko.
-Nieee... Przeczytaj, jak będziesz sama- powiedziała i pobiegł w stronę lochów- Cześć- krzykną jeszcze.
Rosi szybko dogoniła Hermionę, chowając liścik do kieszeni.
-Czego chciał?- zapytała grzecznie szatynka.
-Nie wiem. Był jakiś dziwny, dał mi jakiś świstek i poszedł. Chodźmy lepiej po torby, bo spóźnimy się na lekcje.
Hermiona nie dociekała teraz, co to za "świstek". Była ciekawa treści i listu i liściku, ale pytania zostawiła na wieczór.
Siedząc na obiedzie nasi pierwszoroczni rozprawiali o dzisiejszych lekcjach.
-Ale Transmutacja jest ekstra- powiedział Seamus.
-Tak! A jak profesor McGonagall przemieniła katedrę w świnię i z powrotem...- dodał Dean.
-Oczywiście nasze koleżanki już dostały punkty- dodał dziwnym głosem Ron.
To prawda. Na Transmutacji Rosalin i Hermionie jako pierwszym udało się zamienić zapałkę w igłę. Dziewczyny pomagały sobie nawzajem w regułkach itp. aż w końcu udało im się przetransmutować ów przedmiot. Dostały za to punkty.
-Oj, co tak jęczysz Ron?- spytała z przekąsem Blackówna- I tak najgorsza jest chyba Historia Magii.
-Nie tyle najgorsza, co najnudniejsza- wtrącił Neville.
-Racja- poparła chłopaka reszta.
-Spodziewaliście się, że będzie nas uczył duch?- spytała Parvati, która do tej pory nie udzielała się tylko rozmawiała cicho z Lavender. Ta druga na początku coś mówiła, ale zaraz strzeliła o coś focha.
-Ja tak- odparł Ron- Ale tylko dlatego, że bracia mi mówili...
Resztę obiadu rozprawiali, o tych lekcjach. W końcu Ros i Hermiona udały się do biblioteki. Pierwszy raz tam szły i były bardzo ciekawe, co tam znajdą. Wcześniej Rosi udało się sprawdzić drogę na mapie. Kiedy weszły do pomieszczenia dech im zaparło. Rzędy półek sięgające aż do sufitu. Zapach starych ksiąg. Było to przecudowne. Mogłyby tam siedzieć cały dzień, z trzeba dodać, że obie Gryfonki można spokojnie opisać jako mole książkowe (Jak i ja~ przyp. Autorki). Weszły głębiej. Od progu przywitał je bardzo "miły" głos bibliotekarki:
-Macie być cicho. Nie wolno wam wchodzić do działu Ksiąg Zakazanych, rozumiecie?
-Panią również miło poznać- powiedziała bardzo, bardzo słodko Rosi. Nie podobał jej się ton tej kobiety.
-Ech... Jak się nazywasz?
-Rosalin Black. A mogę wiedzieć, jak zwracać się do pani?- spytała.
-Black...Black... I wszystko jasne...- mruczała pod nosem- Jestem pani Pince- powiedziałą w kńcu kobieta- Macie być cicho. Możecie iść.
Dziewczyny szybko obeszły bibliotekę. Była ogromna. Rosi automatycznie porównała ją z tą w Instytucie i stwierdziła, że w tej w Hogwarcie zmieściłyby się, spokojnie, ze trzy te z Instytutu.
Kiedy Hermiona stwierdziła, że chce jeszcze raz obejść pomieszczenie, blondynka usiadła przy jednej z ławek. Najpierw wyjęła karteczkę do Ślizgona.
Spotkajmy się przed po kolacji,
koło drzwi Wielkiej Sali.
Bądź sama, bez Gran Hermiony.
~Draco
Nie wiedziała, co myśleć o tej niecodziennej wiadomości. Była ciekawa, o co może chodzić chłopakowi, ale nie zastanawiała się długo. Miała do przeczytania jeszcze list. Otworzyła do powoli. Niby bała się, że mogą to być jakieś złe wiadomości, ale zdawała sobie sprawę, że dostałą by ognistą wiadomość*.
Hej Kochanie!
Już tęsknię, wiesz? Kurcze, dopiero drugi dzień, to straszne. Jak ja wytrzymam dłużej? Żartuję, dam sobie radę, nie martw się. Jejku, jesteś moją córką, nie powinnam pisać niektórych zdań, ale nie będę kreślić.
Jestem u Molly. Pewnie zostanę jeszcze jakiś czas. Odpowiadając na pytanie, które kłębi ci się w głowie: Tak, powiadomiłam Magnusa, że przyjadę później.
Wiesz, ona naprawdę mi wierzy. Myślałam, że nie będzie chciała mnie słuchać, że wygoni mnie z domu. Straszny ze mnie niedowiarek, co? Blablabla... Ja tak o sobie, a co u ciebie? Jak pierwszy dzień szkoły? Znalazłaś sobie przyjaciół? Mogę się założyć, że zaprzyjaźniłaś się z bliźniakami, co? Jesteś grzeczna? Jak lekcje? Kto uczy? W bibliotece byłaś? Na pewno byłaś. A nie zapytałam o najważniejsze. W jakim domu jesteś? Jeśli napiszesz, że mam zgadywać to się pogniewam.
Kupiłam tą sowę, co u ciebie była. Tak będzie lepiej. Będziemy używać sów na zmianę i będziemy mogły normalnie wysyłać listy.
Kocham cię i już tęsknię. Wyślij mi szybko odpowiedź.
Mama
P.S. Masz być grzeczna i uczyć się.
P.P.S. Kocham cię, kobietko.
Ten list rozczulił dziewczynę, ale też troszeczkę zirytował. Była to jednak dobra irytacja. Zaśmiała się z fragmentu o Magnusie. Po prostu nie chciała, żeby się martwił. Takie to straszne. Cieszyła się, że mama do niej napisała. I cieszyła się, że wyjaśniła sobie sprawy, ze swoją przyjaciółką.
-Przyjaźń to ważna rzecz- pomyślała i rozejrzała się, za swoją przyjaciółką.
Hermiona właśnie wracała.
-Od kogo ten list?- spytała.
-Od mojej mamy- odpowiedziała.
-Mogę?
-Tak, jasne- byłą nieco zdziwiona pytaniem, ale podała szatynce list.
Po przeczytaniu panna Granger oddała przyjaciółce list i spytała:
-A twój tata?
To pytanie bardzo zszokowało dziewczynę. Zastanawiała się, co odpowiedzieć Hermionie. Po krótkiej chwili zdecydowała.
-Musisz mi przysiąc, że nigdy, nikomu nie powiesz- powiedziała z zaciętością.
-Nigdy? Nikomu?- pytała Miona.
-Tak. Nigdy i nikomu, to dla mnie ważne.
-Zgoda. Skoro to dla ciebie takie ważne to nigdy, nikomu nie powiem- powiedziała w końcu.
-Obejrzałaś już sobie bibliotekę?- spytała.
-Słucham?- Hermiona zrobiła wielkie oczy.
-No, bo chciałabym wyjść, gdzieś, gdzie nikt nas nie usłyszy- powiedziała Ros spuszczając głowę. Była troszkę zawstydzona tym wszystkim. Poza tym znała Hermionę trzeci dzień. Nie była do końca pewna czy może jej zaufać. Znów rozważała wszystkie za i przeciw. Wyszło jej "za", więc wzięła Herm za rękę i wyprowadziła z biblioteki.
Poszły razem do Wierzy Gryffindoru. W pokoju wspólnym był tłok, zresztą jak zwykle. Przeszły szybko do swojego dormitorium. Na szczęście i nieszczęście panny Black było puste.
-Masz jeszcze coś słodkiego?- zapytała. Hermiona pokręciła przecząco głową- Poczekaj.
Zaczęła grzebać w kufrze. W końcu znalazła mleczne landrynki. Dziewczyny usiadły na łóżku Ros, tak jak dzień wcześniej i blondynka zaczęła swoją opowieść.
* zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy czytali DA. Wiadomość, która byłą wysyłana za pomocą runy. Spalała się po "wysłaniu" i powstawała z ognia w czasie dostarczania.
Jest rozdział! Szczerze? Nie jestem z siebie dumna. Rozdział miał wyglądać trochę inaczej i oczywiście miał być dodany wcześniej. Musicie mnie jednak zrozumieć, jestem tylko marnym człowieczkiem. Poza tym w sobotę byłam na urodzinach koleżanki, a w niedzielę miałam imieniny brata i choinkę szkolną, która było totalnym niewypałem. Straciłam na niej aż 2 godziny! Ale dziś spięłam cztery litery, przywiązałam wenę do krzesła, bo ona też stwarzała problemy i napisałam.
Mam nadzieję, że i tak się wam podobał.
Komentujcie, komentujcie.
Trochę popsułaś pierwsze wrażenie tą obsuwą. Rozdział genialny. czekam na więcej. Niech wena będzie z Tobą
OdpowiedzUsuń