Trochę opowieści...
-I tak to było- skończyła Ros.
Opowiedziała Hermionie, o tym, że Syriusz jest w więzieniu, ale nie powiedziała, dlaczego. Wydało jej się to nie odpowiednie. Poza tym dziwnie by to zabrzmiało "Mój ojciec siedzi w Askabanie, bo podobno wydał Potterów Sama-Wiesz-Komu". Przeklinała w myślach wojnę, Sami-Wiecie-Kogo, swojego głupiego ojca, jego pseudo-przyjaciela i wszystko inne. Powiedziała tylko, że jej rodzice poznali się w szkole, że na początku nie szło im, ale połączył ich wspólny przyjaciel. Opowiedziała jeszcze, o rodzinie swojej matki- rodzie Zabinich.
Opowiedziała pannie Granger o swoim życiu jako Nocna Łowczyni. O codziennych treningach, nauce run, łaciny, języka demonów. Oczywiście opowiedziała jej o demonach, ale powierzchownie. Zapoznała z sylwetką Magnusa Bane'a. Na koniec opowiedziała, ogólnikowo, o Evanie Branwellu, jej ojczymie.
-Dosyć szybkie streszczenie. Dwanaście lat w godzinę- powiedziała Hermiona. Trzeba przyznać, że była to głupia uwaga, ale była w dość dużym szoku.
- Serio, aż godzinę?- spytała Rosi szokiem, na co obie dziewczyny się zaśmiały.
Hermiona odwróciła się do blondynki i mocno uścisnęła. Rosi odpowiedziała uściskiem i już nie powstrzymywała łez, które cisnęły się jej do oczu. Tak naprawdę nie wiedziała, dlaczego płacze, ale zrobiło jej się dużo lżej na sercu. Jednak szybko się pozbierała. Hermiona podała jej chusteczkę. Wytarła oczy i nos.
-Już ok?-zapytała ze zmartwieniem szatynka.
-Tak, wszystko dobrze. Już nie będę płakać- powiedziała. Przecież mu obiecałam... dodała w myślach.
-Płacz jest czasem dobry...- zaczęła Gryfonka.
-Oj, nie gadaj mi takich rzeczy.- przerwała jej ze śmiechem Blackówna.
-Skoro już wszystko dobrze, to czas na małe pytania- powiedziała w końcu Miona.
-O nie... Muszą być, prawda?- zapytała z rozpaczą.
-Tak- powiedziała pewnie szatynka.
-Dobra, zgoda. I tak wiem, że dłużej nie wytrzymasz- powiedziała. Hermiona już otwierała usta, aby zadać pierwsze pytanie, ale Ros jej przerwała- Najpierw, jednak musisz obiecać, że nikomu o tym wszystkim nie powiesz.
-Oczywiście. Obiecuję- podała Rosalin mały palec, na potwierdzenie obietnicy.
-Pytaj...
-Jesteś kuzynką Blaisea Zabiniego?
To pytanie troszkę zdziwiło Gryfonkę, ale odpowiedziała.
-Tak, jestem. Do tego jeszcze, dalszą kuzynką Dracona.
-Och... A oni wiedzą?- zapytała troszeczkę zdziwiona.
-A ja wiem? Ja im nie mówiłam. Wszystko zależy od nich.
-Aha.Pytanie drugie. Ile miałaś lat, kiedy twoja mama ponownie wyszła za mąż?
-Około czerech lat- powiedziała po zastanowieniu.
-A twoja mama nie chciała mieć więcej dzieci?
-Yyy...- nie można powiedzieć, że Ros nie spodziewała się tego pytania, ale mocno nią to wstrząsnęło-...chciała- odpowiedziała o chwili, ale to jedno, proste słowo nie chciało jej przejść przez gardło. W głowie zaczęły pojawiać się wspomnienia, ale szybko je odrzuciła.
-Nie udało się?- zapytała ze smutkiem szatynka.
-Można tak powiedzieć- gorzki uśmiech wkradł się na usta blondynki.
-No dobra... Skoro masz ojczyma, to czemu on nic nie napisał?- zadała, po chwili zastanowienia, następne pytanie.
-Tylko mi nie mów, że ci nie powiedziałam- powiedziała ze szczerym zdumieniem.
-No nie, a o czym?- odpowiedź koleżanki zbiła z tropu pannę Granger.
-Evan zginą, dlatego nie mogłam przyjechać w tamtym roku- wytłumaczyła. A inne powody? szepnęła podświadomość Rosalin.
-Ach... Lubiłaś go?
Na to, na pozór, proste pytanie Rosi nie potrafiła odpowiedzieć od razu. Do swojego ojczyma miała mieszane uczucia. Przypomniały jej się jego krzyki na sali ćwiczeń, ale i jego żarty. Kutnie z Emili, ale i miłe wieczory, które spędzali we czwór... trojkę przed kominkiem. To, że sprawił najlepszy skarb pani Black i jej, ale i to, że przez niego został im odebrany.
-Tak- odpowiedziała w końcu, a jej głos drżał- lubiłam go.
-Coś nie tak?- zapytała ze zmartwieniem Miona.
-Wszystko dobrze, tylko wiesz, to są jednak świeże rany...
-Jasne, przepraszam. Może porozmawiamy kiedy indziej?- zapytała. Nie chciała już męczyć przyjaciółki, bo łzy, które pojawiły się w oczach Rosi łamały jej serce.
-Daj spokój, lepiej za jednym razem- łzy w jej oczach zniknęły tak szybko, jak się pojawiły.
-Może masz rację... Opowiedz mi coś więcej o tym czarnoksiężniku.
-Ale to nie jest pytanie, Mionuś- zaczęła się droczyć z dziewczyną.
-Weź tak nie żartu- odpowiedziała z udawanym strachem.
-Dobra już, dobra. A co dokładnie mam ci powiedzieć?- zapytała śmiejąc się.
-Wszystko od początku, zainteresowała mnie jego postać...
-Ok. Magnus Bane jest wielkim czarnoksiężnikiem Brooklynu. Czaruje za pomogą zaklęć, ale bez różdżki. A, jest nieśmiertelny. Jest moim przyjacielem... Co ci tu jeszcze mogę powiedzieć? Opisać ci wygląd?- zapytała w po chwili milczenia.
-Możesz...
Opisała jej jeszcze raz wygląd przyjaciela. Śmiały się razem. Potem zaczęła opowiadać śmieszne historie z jego udziałem.
Siedziały dalej, a panna Granger opowiadała o swojej rodzinie. Jej rodzice są dentystami. Mieszka w niedużym domu na przedmieściach Londynu.
Rozmawiały, aż weszła Fay. Wtedy wszystkie trzy doszły do wniosku, że warto pouczyć się i odrobić lekcje na jutrzejszy dzień. Do kolacji zostało im jeszcze parę godzin. Miały uczyć się we trzy w dormitorium, ale doszyły do wniosku, że zejdą do pokoju wspólnego. W pomieszczeniu panował wesoły gwar. Grupka uczniów ze starszych klas grała w eksplodującego durnia, inni uczyli się, a jeszcze inni po prostu rozmawiali. Dosiadły się do Kellah, która siedziała na jednej z kanap, przed którą stał niewielki stolik. Śmiejąc się i rozmawiając odrabiały razem zadania. Pracowało im się dobrze. Jednak Rosi i Hermiona posyłały sobie ukradkowe spojrzenia. Myślały o tym samym, żeby posiedzieć jeszcze trochę same, ale nie wiedziały, jak grzecznie odejść.
-Wiecie, co- powiedziała nagle Fay- Chyba pójdziemy się przejść razem z Kellah.
-Tak, jasne. Nie ma problemu- powiedział Rosi i spojrzała na Mionkę. Dziewczyna również spojrzała na koleżankę.
Ich współlokatorki zabrały książki i odeszły. Nie cieszyły się długo, względną samotnością. Po jakiś pięciu minutach pojawili się Harry i Ron.
-Hej, dziewczyny- powiedział czarnowłosy.
-Witaliśmy się już, Harry- przypomniała Hermiona- ale cześć.
-Mogłabyś się nie czepiać- powiedział z kwaśną miną rudzielec.
-Ty też, Ron- dodała blondynka.
-Spokojnie, ludzie- szybko powiedział pan Potter.
-Zgadzam się z Harrym- powiedziała w końcu Ros patrząc dziwnie na Rona. Był inny niż jego bracia. Bardziej sztywny...
-Co robicie?- zapytał pan Weasley.
-Odrabiamy lekcje- odpowiedziała Hermiona.
-No tak, trzeba odrobić....- powiedział smętnie zielonooki- Ron, idziemy po książki?
-Nie chce mi się...- odpowiedział Ron.
-Oj, chodź. Może dziewczyny nam pomogą...- puścił oczko koleżankom.
-Tylko jeśli zasłużycie, Harry- zaśmiała się blondynka.
-A ty Hermiono?- zapytał z nadzieją.
-Zobaczymy. Lećcie po książki.
Po tej odpowiedzi Harry pokazał Rosi język i razem z Ronem poszli do swojego dormitorium po książki. Szybko wrócili, jakby bali się, że dziewczyny uciekną, żeby im nie pomagać.
-Zaczęliście coś w ogóle?- zapytała z ciekawości panna Black.
-Nie...
-No oczywiście- wtrąciła cicho Hermiona.
-Masz jakiś problem?- ostro zapytał Ronald Hermionę.
-Nie... Po prostu mnie nie zdziwiło, że jeszcze nie zaczęliście- powiedziała z niewinną miną.
-Bo wszyscy muszą odrabiać tak wcześnie jak ty?
Podczas tej dosyć ostrej wymiany zadań Ros i Harry spojrzeli na siebie. Dziewczyna zobaczyła, że Potterowi jest głupio za zachowanie przyjaciela.
-Posłuchaj Ron- zaczęła dziewczyna. Jej głos miał temperaturę zera bezwzględnego- Jeśli masz jakiś problem do Hermiony to masz i do mnie. A jak chcesz, żeby ci pomóc, to lepiej się nie stawiaj...- zakończyła i spojrzała na rudzielca z politowaniem.
-Agrrr....- udało się usłyszeć z ust chłopaka.
-Rosi ma rację, Ron. Myślę, że powinieneś przeprosić Hermionę- wtrącił czarnowłosy.
-Uch... Przepraszam Hermiono- powiedział do szatynki uśmiechając się sztucznie.
-Dobra. Zacznijcie pisać sami, a my będziemy wam podpowiadać i sprawdzać błędy, ok?- zapytała ugodowo Hermiona.
-A nie możecie od razu nam mówić...- zaczął Ron, ale starsza koleżanka mu przerwała.
-Nie, nie możemy. "Musisz sam dojść to tego, inaczej się nie nauczysz"- przytoczyła słowa swojego ojczyma.
-Dobra, dobra- obaj chłopcy powiedzieli smutno i zabrali się do pracy.
Praca szła im z trudem, ale przy pomocy dziewczyn, bardziej panny Granger, bo Blackówna miała obiekcje do tak częstego podpowiadania im, skończyli pisać eseje.
- To co teraz robimy?- zapytał Harry.
-My idziemy na kolację, bo już najwyższa pora, prawda Mionuś?- odparła panna Black.
-Racja...- dziewczyna została wytrącona z zamyślenia.
-My do was dojdziemy, tylko odłożymy książki, chodź Ron.
-Ok.
Dziewczyny wyszły z Wieży Gryffindoru. Kiedy dotarły w końcu do Wielkiej Sali kolacja już trwała. Usiadły naprzeciwko Seamusa i Deana.
-Hej- przywitały się.
-Hej- odpowiedzieli chłopcy.
Zabrały się za jedzenie. Rosalin nałożyła sobie sporą kupkę jajecznicy. Jedli w ciszy, bo jak to mówi mugolskie przysłowie "Jak pies je, to nie szczeka...". W międzyczasie dołączyli do nich Harry i Ron, którzy przyprowadzili Nevilla. Rozmowa się raczej nie kleiła i każdy zajmował się swoim talerzem. Kiedy Rosui uporała się ze swoją kolacją powiedziała cicho do przyjaciółki:
-Muszę iść. Sprawa tego liściku z rana, wiesz o co chodzi.
Młodsza Gryfonka tylko kiwnęła głową, bo miała w ustach tosta. Rosalin wstała z ławki i udała się ku drzwiom. Spojrzała jeszcze znacząco w stronę Ślizgonów i wyszła z sali.
Co myślicie na temat tego rozdziału i jego długości? Chyba najbardziej chodzi mi o długość. Powinnam pisać dłuższe, czy takie wystarczą?
Mam nadzieję, że wam się podobało. Napiszcie w komentarzach, co o tym sądzicie.
Bardzo fajny rozdział :) ciekawi mnie, co też chce powiedzieć jej Draco...
OdpowiedzUsuńDługość jest ok, ale zawsze pisz na miarę swoich możliwości i tak, żebyś sama była zadowolona :)
Ireth
Wielką karierę literacką ci wróże kobietko. Niech wena będzie z Tobą
OdpowiedzUsuń