Aby do przodu...
Wyskoczyły w jakimś ciemnym zaułku. Rosi nie miała pojęcia gdzie są, ale za to Emily wydawała się być panią sytuacji.
-Mamo, gdzie my jesteśmy?- Zapytała zdziwiona i
zaniepokojona.
-Spokojnie słońce, jak pójdziemy prosto, to za jakieś 50
metrów będzie stacja. Tam tylko przejść do peronów 9 i 10 i przez barierkę i
mamy nasz peron 9 i
3/4.- Wyjaśniła Emily córce i po chwili już
obie szły na stację razem z kufrem i sową. Znalazły wózek i położyły bagaż, a
na jego szczycie klatkę. Szły spokojnie w stronę peronów, gdyż zostało im 15
minut, a dla nich to dużo czasu. Rozmawiały jeszcze o tym, że w Hogwardzie nie
działa elektronika, więc Ros nie będzie mogła słuchać swojej ulubionej muzyki,
aż nagle wózek, który prowadziła Emily zderzył się z jakimś innym wózkiem. Ros
zobaczyła pulchną, rudą kobietę ze zgrają dzieciaków, rudych jak ona.
Przypomniały jej się słowa matki, która jeszcze nie widziała, z kim się
zderzyła i zaczęła mówić:
-Pamiętaj kochanie, mamy wtopić się w tłum. Nie możemy
zwracać an siebie uwagi. I co? Kto zwraca na siebie uwagę?- Przedrzeźniała
swoją matkę.
-Posłuchaj młoda damo, nie masz prawa tak do mnie…- nie
dokończyła, bo usłyszała z za siebie znajomy głos.
-Emily… Emily Black- Em odwróciła głowę tak gwałtownie, że
Rosi myślała, że skręci sobie kark.
-M…M…Molly- odpowiedziała z głębokim szokiem wypisanym na
twarzy, przyglądając się kobiecie.
- Mamo znasz tą panią?- Zapytała ze szczerym
zainteresowaniem Rosi, lecz w tym samym czasie swojej matki zapytała ruda:
-Kto to jest mamo? Znacie się?- Ich pytania dziwnie się
zlały, ale starsze kobiety nie zwracały na nie uwagi. Przyglądały się sobie z
takim zdziwieniem, że Rosalin nie poznawała swojej matki.
-Em, to naprawdę ty.
Po tylu latach…- Zaczęła mówić kobieta nazwana wcześniej imieniem Molly.
Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale pani Black rzuciła jej się na szyję z taką
siłą, że Ros bała się, że się wywrócą. Molly nie była bierna, oddała uścisk z
taką samą siłą i uczuciem.
-Myślałam, że nie wrócisz…
-Tak bardzo przepraszam musiałam…
-Ale, dlaczego nic mi…
-Ona jest najważniejsza, wiesz…
Dało się zrozumieć tylko strzępki zdań obu pań. Rosalin
zrozumiała, że znały się przed ich wyjazdem do Stanów, ale dalej nie wiedziała,
kim jest ta kobieta. Matka nie lubiła mówić o tym jak mieszkała w Anglii.
Blackówna wiedziała tylko, że jej rodzice przyjaźnili się z Potterami, Wesleyami
i jej ojcem chrzestnym Remusem Lupinem. Nie pamiętała jednak jak jej matka
chrzestna ma na imię, bo Emily robiła się bardzo smutna, gdy o niej mówiła, udało
jej się zapamiętać tylko, że na nazwisko ma Weasley. Czekając jak jej matka i
ta pani się uspokoją rozejrzała się i przyjrzała dzieciakom patrzącym na tą scenę
z takim samym wyrazem zdziwienia na twarzy jak ona miała. Wszyscy mieli
płomienno rude włosy jak matka. Dziewczyna na pewno była najmłodsza. Było dwóch
bliźniaków przeraźliwie do siebie podobnych, nawet piegi mieli tak samo
ułożone. Najstarszy chłopak był strasznie poważny i spięty. Najmłodszy z
chłopców był strasznie chudy i wysoki. Miał długi nos, dłuższy niż rodzeństwo i
piegowate ręce. Niedane jej było zrobić dokładniejszych oględzin, ponieważ
kobiety w końcu się do siebie odkleiły i zaczęły wycierać łzy. Ros spojrzała na
zegarek i sobaczyła, że zostało nie całe 10 minut do odjazdu.
-Przepraszam, nie chciałabym psuć tej jakże wzruszającej
chwili, ale za niecałe 10 minut odjedzie nasz pociąg.- Powiedziała z pełną
powagą, przez co wszystkie pary oczu zostały skierowane na nią.
-I tym oto genialnym wejściem przypomniała o sobie moja
córka, Rosalin.- Powiedziała jej matka.
-To jest moja chrześnica? Ojejku, jak ty urosłaś
kochaniutka. Bałam się, że Em nie pośle cię do Hogwartu, gdy nie znalazłam was
w tamtym roku.- Zaczęła z wielkim entuzjazmem kobieta. Jednak Rosi, jak to
Rosi, jeśli kogoś nie zna to się nie spoufala. Nauczyło ją tego jej krótkie
życie.
-Miło panią poznać- odpowiedziała z dystansem, ale
uśmiechnęła się ciepło. Najwyraźniej kobieta spodziewała się bardziej
entuzjastycznego przywitania, bo spojrzała na swoją przyjaciółkę ze
zdziwieniem. Ta zaraz rzuciła się, aby wyjaśnić:
-Ros jest dosyć nieufna, dlatego tak odpowiada. - tu
skierowała się do córki- Molly możesz zaufać gwarantuję ci. Jest moją
przyjaciółką i twoją matką chrzestną.
-Ahhh, to pani… znaczy…no…- dziewczyna zaczęła się jąkać,
aby po chwili być w ramionach pani Weasley. Sama była zdziwiona, że można tak
ciepło przywitać kogoś, kogo się nie zna i doszła do wniosku, że od swojej
matki chrzestnej ma się, czego uczyć. Oddała uścisk, ale szybko wyplątała się z
ramion kobiety. I tak ściskała się z nią dłużej niż ustawa przewiduje. Pani
Weasley wzięła się za przedstawianie swoich pociech:
-To jest Percy-wskazała ręką na najstarszego z chłopców- To
są Fred i George, moi bliźniacy-rozrabiacy, to jest Ron, z którym Rosi będzie
chodzić do klasy, a to jest moja malutka Ginny-wskazywała wszystkie dzieci po
kolei.-No i oczywiście Charlie i Bill, ale oni już skończyli szkołę, jak się
domyślasz Em.- Najwyraźniej dziewczynce nie podobało się to, że została nazwana
„malutką”, bo zaraz zgłosiła sprzeciw:
-Mamo, ja nie jestem mała, mówiłam ci żebyś mnie tak nie
nazywała.-Powiedziała ze złością w głosie. Chyba właśnie to zachowanie
potwierdziło przypuszczenia Ros, że ta dziewczyna będzie dobrą koleżanką i
można jej zaufać. Podeszła do niej i powiedziała:
-Nie martw się, mnie mama nazywa „kobietką”, to jest gorsze
do „mała”, przynajmniej dla mnie, ale każdy ma swoje znienawidzone przezwisko.-
Powiedziała i uśmiechnęła się do rudej.
-Masz rację- zaśmiała się i oparła o nią głową. Rosalin w
pierwszym odruchu chciał się odsunąć, ale doszła do wniosku, że ta śliczna,
ruda kruszyna nic jej nie zrobi i warto jej zaufać.
-Nie chcę przerywać sielanki, ale mamy 8 minut do odjazdu.-Powiedział
najstarszy chłopak.
-Racja, trzeba się już pakować, bo nie będzie wolnych
przedziałów- przyznała rację pani Black.
-Tylko trzeba uważać, bo oczywiście aż roi się od mugoli.-
żachnęła się pani Weasley.
-No, dobrze, Percy, idziesz pierwszy
Chłopak pomaszerował w stronę peronów dziewiątego i
dziesiątego. Po chwili znikną za barierką.
-Teraz ty Fred- rzuciła ciocia Molly, jak już ochrzciła ją
Ros.
-Nie jestem Fred, jestem George-odrzekł chłopak.-Naprawdę,
kobieto, i ty uważasz się za naszą matkę? Nie wiesz, jak ma na imię twoje
dziecko?
-Przepraszam, George.
-To był żart, jestem Fred-powiedział chłopiec i odchodząc
puścił Ros oczko. Jego brat bliźniak zawołał za nim, żeby się pośpieszył i
zaraz ruszył za nim. Po chwili znikną. Nagle do cioci zwrócił się jakiś
czarnowłosy, niewysoki chłopak, w okrągłych okularach okrywających zielone
oczy.
-Przepraszam.-Powiedział chłopak.
-Dzień dobry kochanie- zwróciła się do niego pani Weasley-
Pierwszy raz do Hogwartu? Mamy tu dwoje nowych.
-Tak- odrzekł chłopak
-I pewnie nie wiesz jak dostać się na peron- to zdanie
wypowiedziała pani Black. Chłopak skiną głową. Ros wydawało się, że go kojarzy,
ale nie myślała o tym.
-Musisz po prostu wejść w barierkę między dziewiątym a
dziesiątym peronem. Jeśli nie jesteś pewien, czy dasz radę weź rozpęd. Możesz
iść po Ronie-wskazała ręką na syna- a przed Rosi- tu wskazała na dziewczynę.
Chłopak rozejrzał się i podziękował. Odczekał jeszcze chwilę
jak Ron zniknie za barierką i ruszył. W ślad za nim ruszyła Blakówna. Przed nią
pojawił się zatłoczony peron i czerwono-czarna lokomotywa. Ruszyła w jej
stronę, aby znaleźć przedział i zostawić kufer. Gdy znalazła się w pociągu
zgarnęli ją bliźniacy.
-Ty siedzisz z nami.- Powiedział jeden z nich.
-Fred ma rację, idziesz z nami. Masz zadatki na huncwota.- Powiedział,
jak domyśliła się z jego wypowiedzi, George. Zamyśliła się chwilę Zaraz, zaraz znam to określenie z opowieści
mamy... Już wiem huncwotami nazywali się tata, wujek James, wujek Remus i Glizdogon.
-Skoro zapraszacie, to głupio odmówić. -Powiedziała i
uśmiechnęła się szczerze. Chłopaki byli idealnymi towarzyszami drogi. Poza tym
spodobali jej się w sensie zachowania i w ogóle, nie w sensie miłości czy coś.
Ruszyli razem do pierwszego pustego przedziału. Chłopcy
położyli najpierw jej kufer, a potem swoje i razem wyszli się pożegnać. Musieli
to robić bardzo szybko, bo zostało około 5 minut do odjazdu. Jednak po drodze
George zobaczył tego zielonookiego chłopaka, który nie radził sobie z kufrem.
Ros usłyszała tylko:
-Pomóc ci?
-Tak, proszę.- Rudzielec zawołał ją i swojego brata do
pomocy. Czarnowłosy otarł pot z czoła ukazując bliznę w kształcie błyskawicy.
-Ty jesteś…
-Tak Fredi to on…
-Chłopaki, ale czy wy jesteście pewni?- Zapytała dziewczyna.
Widząc zdziwiony wzrok samego zainteresowanego zapytała- Jesteś Harry Potter,
prawda?
-Yyyy… Tak.- Rudzi chcieli coś powiedzieć, ale usłyszeli z
za drzwi głos swojej matki. Cała trójka, czyli bliźniacy i Ros wyszli
szybciutko na peron pożegnać się. W tym samym momencie Molly wycierała Ronowi
nos. Bliźniacy, jak zauważyła panna Black, nie mogli sobie odpuścić komentarza
typu:
-Ojoj, malutki Ronuś się ubrudził.
-Och, zamknijcie się.- Odpowiedział ich młodszy brat. Rosi
nie mogła się nie uśmiechnąć. Naprawdę nie pomyliła się, co do tych dwóch, byli
genialni.
- A gdzie jest Percy?- Zapytała ciocia.
-Idzie.
-Mamo, muszę iść. Wiesz, wagony prefektów. Muszę się śpieszyć.
-Och, naprawdę Percy, jesteś prefektem? Dlaczego nam nie
powiedziałeś?- Zaczął naigrywać się jeden z bliźniaków.
-Daj spokój, przecież pamiętam, że coś mówił-dołączył się
drugi- Raz…
-Albo dwa…
-Chwilę temu…
-Przez całe lato…
- Och zamknijcie się- powiedział Percy.
Rosi nie mogła się nie zaśmiać. Spojrzała na matkę i
zobaczyła jej baczne spojrzenie. Sama Emily wiedziała już, że jej córka test w
dobrych rękach i na pewno stanie się weselsza z tymi dwoma. U uśmiechnęła się
do córki.
-Dobrze, Fred, George, macie się zachowywać przyzwoicie.
Jeśli dostanę jakiś list, że… wysadziliście toaletę w powietrze, albo…
-Toaletę? Nigdy nie wysadziliśmy żądnej toalety.
-Ale to dobry pomysł, dzięki, mamo.
- To nie jest śmieszne- powiedziała pani Weasley, ale
kąciki jej ust zadrgały, tak samo jak pani Black, która usilnie starała się
nie roześmiać
-Nie zgadniesz, kogo
spotkaliśmy w pociągu. Harrego Pottera.- Emily była bardzo zszokowana,
wiedziała, że Harry, powinien iść do szkoły, ale zakładała, że Petunia razem ze
swoim mężem, nie puszczą chłopaka.
-I jest to ten sam chłopak, który pytała nas jak dostać się
na peron- dodała panna Black widząc minę matki.
-Nie ma czasu na pogaduchy, wsiadajcie do pociągu-
powiedziała Molly. Ros przytuliła się najpierw do matki, dała jej buziaka w policzek
i powiedziała
-Nie martw się, będzie dobrze. Wytłumacz cioci jak było z
tatą, bo to ważne. Kocham cię. Papa
-Tak masz rację. Też cię kocham, bardzo, bardzo mocno
skarbie. Papa- powiedziała ze łzami kobieta i dała córce buziaka w czoło. Ros
przytuliła swoją matkę chrzestną, od której dostała buziaka na pożegnanie.
Przytuliła jeszcze smutną Ginny i wskoczyła do pociągu.
-Nie płacz Ginny przyślemy ci mnóstwo sów- powiedział, jak
przypuszczała Rosi, Fred.
-Przyślemy ci sedes z Hogwartu.
-George!
-Tylko żartuję mamo.
Pociąg ruszył. Ros wysłała jeszcze buziaki do trzech kobiet,
a raczej dwóch kobiet i dziewczynki. Stali tak, patrząc jak starsze kobiety
machają za nimi, a Ginny biegnie kawałek za pociągiem i macha małą rączką.
Pociąg skręcił i zniknęły z pola widzenia. Tak oto zaczął się nowy rodzi ział w
życiu Rosalin Black. Rozdział zatytułowany „Hogwart”.
Drugi rozdział, jejku nie wierzę. Mało wyświetleń, ale czego się spodziewać na początku. Jednak bardzo proszę, jeśli czytacie pozostawcie po sobie jakiś ślad w formie komentarza, może być nawet "Dziewczyno daj sobie spokój z pisaniem" mnie hejty nie ruszają. Proszę, proszę, proszę, to dla mnie bardzo ważne!
Świetny rozdział! Gratuluje pomysłu ☺ wpadłam przypadkiem i zostaję na dłużej 💜
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Gratuluje pomysłu ☺ wpadłam przypadkiem i zostaję na dłużej 💜
OdpowiedzUsuńŚwietne 🖤 Lecę dalej 🖤
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że ci się podoba ☺
Usuń