poniedziałek, 11 stycznia 2016

Rozdział 2

  Aby do przodu...


Wyskoczyły w jakimś ciemnym zaułku. Rosi nie miała pojęcia gdzie są, ale za to Emily wydawała się być panią sytuacji.
-Mamo, gdzie my jesteśmy?- Zapytała zdziwiona i zaniepokojona.
-Spokojnie słońce, jak pójdziemy prosto, to za jakieś 50 metrów będzie stacja. Tam tylko przejść do peronów 9 i 10 i przez barierkę i mamy nasz peron 9 i 3/4.- Wyjaśniła Emily córce i po chwili już obie szły na stację razem z kufrem i sową. Znalazły wózek i położyły bagaż, a na jego szczycie klatkę. Szły spokojnie w stronę peronów, gdyż zostało im 15 minut, a dla nich to dużo czasu. Rozmawiały jeszcze o tym, że w Hogwardzie nie działa elektronika, więc Ros nie będzie mogła słuchać swojej ulubionej muzyki, aż nagle wózek, który prowadziła Emily zderzył się z jakimś innym wózkiem. Ros zobaczyła pulchną, rudą kobietę ze zgrają dzieciaków, rudych jak ona. Przypomniały jej się słowa matki, która jeszcze nie widziała, z kim się zderzyła i zaczęła mówić:
-Pamiętaj kochanie, mamy wtopić się w tłum. Nie możemy zwracać an siebie uwagi. I co? Kto zwraca na siebie uwagę?- Przedrzeźniała swoją matkę.
-Posłuchaj młoda damo, nie masz prawa tak do mnie…- nie dokończyła, bo usłyszała z za siebie znajomy głos.
-Emily… Emily Black- Em odwróciła głowę tak gwałtownie, że Rosi myślała, że skręci sobie kark.
-M…M…Molly- odpowiedziała z głębokim szokiem wypisanym na twarzy, przyglądając się kobiecie.
- Mamo znasz tą panią?- Zapytała ze szczerym zainteresowaniem Rosi, lecz w tym samym czasie swojej matki zapytała ruda:
-Kto to jest mamo? Znacie się?- Ich pytania dziwnie się zlały, ale starsze kobiety nie zwracały na nie uwagi. Przyglądały się sobie z takim zdziwieniem, że Rosalin nie poznawała swojej matki.
 -Em, to naprawdę ty. Po tylu latach…- Zaczęła mówić kobieta nazwana wcześniej imieniem Molly. Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale pani Black rzuciła jej się na szyję z taką siłą, że Ros bała się, że się wywrócą. Molly nie była bierna, oddała uścisk z taką samą siłą i uczuciem.
-Myślałam, że nie wrócisz…
-Tak bardzo przepraszam musiałam…
-Ale, dlaczego nic mi…
-Ona jest najważniejsza, wiesz…
Dało się zrozumieć tylko strzępki zdań obu pań. Rosalin zrozumiała, że znały się przed ich wyjazdem do Stanów, ale dalej nie wiedziała, kim jest ta kobieta. Matka nie lubiła mówić o tym jak mieszkała w Anglii. Blackówna wiedziała tylko, że jej rodzice przyjaźnili się z Potterami, Wesleyami i jej ojcem chrzestnym Remusem Lupinem. Nie pamiętała jednak jak jej matka chrzestna ma na imię, bo Emily robiła się bardzo smutna, gdy o niej mówiła, udało jej się zapamiętać tylko, że na nazwisko ma Weasley. Czekając jak jej matka i ta pani się uspokoją rozejrzała się i przyjrzała dzieciakom patrzącym na tą scenę z takim samym wyrazem zdziwienia na twarzy jak ona miała. Wszyscy mieli płomienno rude włosy jak matka. Dziewczyna na pewno była najmłodsza. Było dwóch bliźniaków przeraźliwie do siebie podobnych, nawet piegi mieli tak samo ułożone. Najstarszy chłopak był strasznie poważny i spięty. Najmłodszy z chłopców był strasznie chudy i wysoki. Miał długi nos, dłuższy niż rodzeństwo i piegowate ręce. Niedane jej było zrobić dokładniejszych oględzin, ponieważ kobiety w końcu się do siebie odkleiły i zaczęły wycierać łzy. Ros spojrzała na zegarek i sobaczyła, że zostało nie całe 10 minut do odjazdu.
-Przepraszam, nie chciałabym psuć tej jakże wzruszającej chwili, ale za niecałe 10 minut odjedzie nasz pociąg.- Powiedziała z pełną powagą, przez co wszystkie pary oczu zostały skierowane na nią.
-I tym oto genialnym wejściem przypomniała o sobie moja córka, Rosalin.- Powiedziała jej matka.
-To jest moja chrześnica? Ojejku, jak ty urosłaś kochaniutka. Bałam się, że Em nie pośle cię do Hogwartu, gdy nie znalazłam was w tamtym roku.- Zaczęła z wielkim entuzjazmem kobieta. Jednak Rosi, jak to Rosi, jeśli kogoś nie zna to się nie spoufala. Nauczyło ją tego jej krótkie życie.
-Miło panią poznać- odpowiedziała z dystansem, ale uśmiechnęła się ciepło. Najwyraźniej kobieta spodziewała się bardziej entuzjastycznego przywitania, bo spojrzała na swoją przyjaciółkę ze zdziwieniem. Ta zaraz rzuciła się, aby wyjaśnić:
-Ros jest dosyć nieufna, dlatego tak odpowiada. - tu skierowała się do córki- Molly możesz zaufać gwarantuję ci. Jest moją przyjaciółką i twoją matką chrzestną.
-Ahhh, to pani… znaczy…no…- dziewczyna zaczęła się jąkać, aby po chwili być w ramionach pani Weasley. Sama była zdziwiona, że można tak ciepło przywitać kogoś, kogo się nie zna i doszła do wniosku, że od swojej matki chrzestnej ma się, czego uczyć. Oddała uścisk, ale szybko wyplątała się z ramion kobiety. I tak ściskała się z nią dłużej niż ustawa przewiduje. Pani Weasley wzięła się za przedstawianie swoich pociech:
-To jest Percy-wskazała ręką na najstarszego z chłopców- To są Fred i George, moi bliźniacy-rozrabiacy, to jest Ron, z którym Rosi będzie chodzić do klasy, a to jest moja malutka Ginny-wskazywała wszystkie dzieci po kolei.-No i oczywiście Charlie i Bill, ale oni już skończyli szkołę, jak się domyślasz Em.- Najwyraźniej dziewczynce nie podobało się to, że została nazwana „malutką”, bo zaraz zgłosiła sprzeciw:
-Mamo, ja nie jestem mała, mówiłam ci żebyś mnie tak nie nazywała.-Powiedziała ze złością w głosie. Chyba właśnie to zachowanie potwierdziło przypuszczenia Ros, że ta dziewczyna będzie dobrą koleżanką i można jej zaufać. Podeszła do niej i powiedziała:
-Nie martw się, mnie mama nazywa „kobietką”, to jest gorsze do „mała”, przynajmniej dla mnie, ale każdy ma swoje znienawidzone przezwisko.- Powiedziała i uśmiechnęła się do rudej.
-Masz rację- zaśmiała się i oparła o nią głową. Rosalin w pierwszym odruchu chciał się odsunąć, ale doszła do wniosku, że ta śliczna, ruda kruszyna nic jej nie zrobi i warto jej zaufać.
-Nie chcę przerywać sielanki, ale mamy 8 minut do odjazdu.-Powiedział najstarszy chłopak.
-Racja, trzeba się już pakować, bo nie będzie wolnych przedziałów- przyznała rację pani Black.
-Tylko trzeba uważać, bo oczywiście aż roi się od mugoli.- żachnęła się pani Weasley.
-No, dobrze, Percy, idziesz pierwszy
Chłopak pomaszerował w stronę peronów dziewiątego i dziesiątego. Po chwili znikną za barierką.
-Teraz ty Fred- rzuciła ciocia Molly, jak już ochrzciła ją Ros.
-Nie jestem Fred, jestem George-odrzekł chłopak.-Naprawdę, kobieto, i ty uważasz się za naszą matkę? Nie wiesz, jak ma na imię twoje dziecko?
-Przepraszam, George.
-To był żart, jestem Fred-powiedział chłopiec i odchodząc puścił Ros oczko. Jego brat bliźniak zawołał za nim, żeby się pośpieszył i zaraz ruszył za nim. Po chwili znikną. Nagle do cioci zwrócił się jakiś czarnowłosy, niewysoki chłopak, w okrągłych okularach okrywających zielone oczy.
-Przepraszam.-Powiedział chłopak.
-Dzień dobry kochanie- zwróciła się do niego pani Weasley- Pierwszy raz do Hogwartu? Mamy tu dwoje nowych.
-Tak- odrzekł chłopak
-I pewnie nie wiesz jak dostać się na peron- to zdanie wypowiedziała pani Black. Chłopak skiną głową. Ros wydawało się, że go kojarzy, ale nie myślała o tym.
-Musisz po prostu wejść w barierkę między dziewiątym a dziesiątym peronem. Jeśli nie jesteś pewien, czy dasz radę weź rozpęd. Możesz iść po Ronie-wskazała ręką na syna- a przed Rosi- tu wskazała na dziewczynę.
Chłopak rozejrzał się i podziękował. Odczekał jeszcze chwilę jak Ron zniknie za barierką i ruszył. W ślad za nim ruszyła Blakówna. Przed nią pojawił się zatłoczony peron i czerwono-czarna lokomotywa. Ruszyła w jej stronę, aby znaleźć przedział i zostawić kufer. Gdy znalazła się w pociągu zgarnęli ją bliźniacy.
-Ty siedzisz z nami.- Powiedział jeden z nich.
-Fred ma rację, idziesz z nami. Masz zadatki na huncwota.- Powiedział, jak domyśliła się z jego wypowiedzi, George. Zamyśliła się chwilę Zaraz, zaraz znam to określenie z opowieści mamy... Już wiem huncwotami nazywali się tata, wujek James, wujek Remus i Glizdogon.
-Skoro zapraszacie, to głupio odmówić. -Powiedziała i uśmiechnęła się szczerze. Chłopaki byli idealnymi towarzyszami drogi. Poza tym spodobali jej się w sensie zachowania i w ogóle, nie w sensie miłości czy coś.
Ruszyli razem do pierwszego pustego przedziału. Chłopcy położyli najpierw jej kufer, a potem swoje i razem wyszli się pożegnać. Musieli to robić bardzo szybko, bo zostało około 5 minut do odjazdu. Jednak po drodze George zobaczył tego zielonookiego chłopaka, który nie radził sobie z kufrem. Ros usłyszała tylko:
-Pomóc ci?
-Tak, proszę.- Rudzielec zawołał ją i swojego brata do pomocy. Czarnowłosy otarł pot z czoła ukazując bliznę w kształcie błyskawicy.
-Ty jesteś…
-Tak Fredi to on…
-Chłopaki, ale czy wy jesteście pewni?- Zapytała dziewczyna. Widząc zdziwiony wzrok samego zainteresowanego zapytała- Jesteś Harry Potter, prawda?
-Yyyy… Tak.- Rudzi chcieli coś powiedzieć, ale usłyszeli z za drzwi głos swojej matki. Cała trójka, czyli bliźniacy i Ros wyszli szybciutko na peron pożegnać się. W tym samym momencie Molly wycierała Ronowi nos. Bliźniacy, jak zauważyła panna Black, nie mogli sobie odpuścić komentarza typu:
-Ojoj, malutki Ronuś się ubrudził.
-Och, zamknijcie się.- Odpowiedział ich młodszy brat. Rosi nie mogła się nie uśmiechnąć. Naprawdę nie pomyliła się, co do tych dwóch, byli genialni.
- A gdzie jest Percy?- Zapytała ciocia.
-Idzie.
-Mamo, muszę iść. Wiesz, wagony prefektów. Muszę się śpieszyć.
-Och, naprawdę Percy, jesteś prefektem? Dlaczego nam nie powiedziałeś?- Zaczął naigrywać się jeden z bliźniaków.
-Daj spokój, przecież pamiętam, że coś mówił-dołączył się drugi- Raz…
-Albo dwa…
-Chwilę temu…
-Przez całe lato…
- Och zamknijcie się- powiedział Percy.
Rosi nie mogła się nie zaśmiać. Spojrzała na matkę i zobaczyła jej baczne spojrzenie. Sama Emily wiedziała już, że jej córka test w dobrych rękach i na pewno stanie się weselsza z tymi dwoma. U uśmiechnęła się do córki.
-Dobrze, Fred, George, macie się zachowywać przyzwoicie. Jeśli dostanę jakiś list, że… wysadziliście toaletę w powietrze, albo…
-Toaletę? Nigdy nie wysadziliśmy żądnej toalety.
-Ale to dobry pomysł, dzięki, mamo.
- To nie jest śmieszne- powiedziała pani Weasley, ale kąciki jej ust zadrgały, tak samo jak pani Black, która usilnie starała się nie roześmiać
 -Nie zgadniesz, kogo spotkaliśmy w pociągu. Harrego Pottera.- Emily była bardzo zszokowana, wiedziała, że Harry, powinien iść do szkoły, ale zakładała, że Petunia razem ze swoim mężem, nie puszczą chłopaka.
-I jest to ten sam chłopak, który pytała nas jak dostać się na peron- dodała panna Black widząc minę matki.
-Nie ma czasu na pogaduchy, wsiadajcie do pociągu- powiedziała Molly. Ros przytuliła się najpierw do matki, dała jej buziaka w policzek i powiedziała
-Nie martw się, będzie dobrze. Wytłumacz cioci jak było z tatą, bo to ważne. Kocham cię. Papa
-Tak masz rację. Też cię kocham, bardzo, bardzo mocno skarbie. Papa- powiedziała ze łzami kobieta i dała córce buziaka w czoło. Ros przytuliła swoją matkę chrzestną, od której dostała buziaka na pożegnanie. Przytuliła jeszcze smutną Ginny i wskoczyła do pociągu.
-Nie płacz Ginny przyślemy ci mnóstwo sów- powiedział, jak przypuszczała Rosi, Fred.
-Przyślemy ci sedes z Hogwartu.
-George!
-Tylko żartuję mamo.
Pociąg ruszył. Ros wysłała jeszcze buziaki do trzech kobiet, a raczej dwóch kobiet i dziewczynki. Stali tak, patrząc jak starsze kobiety machają za nimi, a Ginny biegnie kawałek za pociągiem i macha małą rączką. Pociąg skręcił i zniknęły z pola widzenia. Tak oto zaczął się nowy rodzi ział w życiu Rosalin Black. Rozdział zatytułowany „Hogwart”. 



Drugi rozdział, jejku nie wierzę. Mało wyświetleń, ale czego się spodziewać na początku. Jednak bardzo proszę, jeśli czytacie pozostawcie po sobie jakiś ślad w formie komentarza, może być nawet "Dziewczyno daj sobie spokój z pisaniem" mnie hejty nie ruszają. Proszę, proszę, proszę, to dla mnie bardzo ważne!

4 komentarze:

  1. Świetny rozdział! Gratuluje pomysłu ☺ wpadłam przypadkiem i zostaję na dłużej 💜

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! Gratuluje pomysłu ☺ wpadłam przypadkiem i zostaję na dłużej 💜

    OdpowiedzUsuń